W rozmaitych wątkach i artykułach o macierzyństwie/rodzicielstwie powtarza się, różnie sformułowane, takie zdanie: Dlaczego nikt mi nie powiedział/ dlaczego się nie mówi... (inne wersje to: dlaczego nikt mnie nie uprzedził/ostrzegł/przygotował). Wydawałoby się, że nie brakuje książek, portali, forów etc. i że nie ma już tematów, których nie poddano publicznej debacie, w tym wszystkie za i przeciw posiadania dzieci. Mieliśmy choćby kontrowersyjną Amy Chua, i nie brakuje forów dla mam, określających siebie jako "wyrodne", które mają dość stereotypu Matki Polki: męczennicy, która składa z siebie ofiarę na ołtarzu rodziny. A jednak obserwuję dziwną konspirację, zmowę milczenia, jaką otacza się pewne aspekty rodzicielstwa. Podniosę pierwsza rękę i wyznam, że kiedy ja zostałam matką, już prawie 9 lat temu, nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, jak wyglądają realia życia z noworodkiem w XXI wieku, kiedy odeszliśmy od modelu wielopokoleniowej rodziny, i mamy więcej niż przelotny kontakt z niemowlętami bardzo rzadko, czasem dopiero wtedy, kiedy pojawia się nasze własne. Niedawno szerokim echem w brytyjskich mediach odbiło się badanie, z którego wynikło, że pary bezdzietne są szczęśliwsze od tych, które mają dzieci - z tym, że gdy zanalizowano wyniki z podziałem na płcie, najszczęśliwsze były matki, na drugim miejscu były kobiety bezdzietne, na trzecim bezdzietni mężczyźni, i na końcu – ojcowie.
Oto kilka przykładów rzeczy, o których się nie mówi, albo mówi niedostatecznie:
1. Połóg. Wszystkie poradniki oraz kursy przygotowujące do rodzicielstwa skupiają się na ciąży i porodzie, a potem na "instrukcjach obsługi" noworodka. Kondycja psychofizyczna świeżo upieczonej matki jest oceniana pod kątem PND i karmienia piersią, ale na tym koniec.
2. Baby talk, czyli dziecinne paplanie. Nie znoszę, kiedy dorośli ludzie używają baby talk w rozmowie z innymi dorosłymi. Te wszystkie "cycusie", "dzieciątka" etc. Paplajcie sobie do woli we własnym domu, ale to jest nie do przyjęcia w dobrym towarzystwie, i to, że macie małe dziecko, nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Jak o dorosłych używających baby talk napisała felietonistka India Knight, matka trójki dzieci: death is too good for them.
3. Karmienie piersią. W UK organizacja National Childbirth Trust, skądinąd bardzo zasłużona i pożyteczna, bywa oskarżana o breastfeeding fascism, ich dogmatem jest bowiem breast is best. Prowadzona przez tę i inne organizacje agitacja sprawia, że kobiety, które nie mogą lub nie chcą karmić piersią, czują się niemal jak Amisze, którzy zostali wykluczeni ze swojej wspólnoty. Nie wiem, czy w Polsce świeżo upieczone matki również czują presję, by za wszelką cenę karmić piersią - tu taka presja jest bardzo realna.
4. Fakt, że macierzyństwo ma mniej wspólnego z pastelową idyllą rodem z banku zdjęć (mama - piękna blondynka, tata - przystojny brunet, dwójka uroczych dzieci - aniołków, wszyscy odziani w preppy Ralph Lauren lub Boden, w tle błękitne niebo z tęczą), a więcej ze "Sztuką Wojny" Sun Tzu. Taka na przykład mądrość: Supreme excellence consists in breaking the enemy's resistance without fighting - Największa doskonałość to złamanie oporu wroga bez walki, pasuje jak ulał do wszystkich sytuacji, gdy niemowlak uparcie odmawia współpracy. Humoryzuję tutaj, ale też prawdą jest, że o zajmowaniu się małym dzieckiem często myślałam (i, z tego co widzę, nie jestem jedyna) w kategoriach militarnych: rutyna, dryl, nauka przez świecenie przykładem (Art of War: A leader leads by example, not by force), szybkość reakcji, wytrwałość, precyzyjne planowanie...
Lato 2013, Legoland, Dania |
Chyba znów (Google :/) zjadło mi komentarz... A miało być:
ReplyDeleteLubię to :))). Nie jestem matką i raczej mi to nie grozi, ale pod 2 i 3 podpisuję się obiema rękoma. Dzieciątek, rączuń i pysiów słownych nie trawię. Co do terroru laktacyjnego - owszem, panuje. Koleżanka opowiadała mi o szpitalnej konfrontacji położnej i wieloródki, która nie chciała już karmić. Dyplomacji i empatii tam nie było.
PS. B. ładna fota :)
Dziękuję:-) Tak przypuszczałam, że terror laktacyjny to nie jest brytyjska tylko specjalność.
DeleteO tak, juz na wizycie w 9. tygodniu ciazy polozna zaczela maglowac temat karmienia piersia. Ja i tak zamierzam, ale tez nie lubie tego, cytujac Ptasie, terroru laktacyjnego.
ReplyDeleteW 9 tygodniu?! To co będzie później?! Życzę Ci, by karmienie przyszło Ci łatwo, no i jak najmniej "terrorystek" wśród położnych:-)
DeleteSwietnie Was widziec i dobrze Cie czytac:)
ReplyDeleteZgadzam sie z Toba. Nawet do bezdzietnych dochodza te wszystkie wojenki macierzynstwa.
Bardzo dziękuję:-) Apropos wojenek, jak pewnie wiesz, w USA istnieje termin "mommy wars", który dotyczy konfliktu między matkami pracującymi a niepracującymi (zawodowo). Kompletnie niepotrzebny i bezsensowny:-(
DeleteWiesz Aniu, im bardziej 'brne' w roznych tematach, tym czesciej przypomina mi sie powiedzenie mojej Chrzestnej sprzed -dziestu ;) lat, a mianowicie : 'Co komu do domu jak chalupa nie jego!'. Tym bardziej jesli chodzi o kobiete, Jej cialo, Jej decyzje zyciowe, Jej dziecko... Tu na szczescie terroru laktacyjnego nie ma, ale kto wie - wszystko moze sie jeszcze zmienic... Co ciekawe - znam dzieci, ktore karmione byly piersia przez bardzo dlugi czas i ciagle chorowaly i choruja, i te, ktore karmione piersia nie byly (tylko mlekiem w proszku) i praktycznie nie choruja (a przeciez mleko matki ponoc najlepiej chroni dziecko przed chorobami...). A co do wiezi miedzy matka i dzieckiem, to mozna ja stworzyc w inny sposob, dzieci karmione butelka tez moga byc szczesliwe! ;)
ReplyDeletePoza tym podpisuje sie pod wszystkimi punktami (choc nie zawsze z autopsji ;)).
Ha, ha, powiedzenie nader trafne:-) nie znałam go. No właśnie: dla mnie prawo kobiety do decydowania o własnym ciele jest święte i nienaruszalne, i dotyczy to także spraw związanych z karmieniem. Są kobiety, które po prostu nie chcą karmić, albo mają, jak ja, trudności, i nikomu nic do tego. Wazniejszy dla dziecka jest dobry stan psychiczny matki, a problemy z karmieniem mogą prowadzić do depresji, zwłaszcza w atmosferze terroru. Oczywiście nie podważam naukowo potwierdzonej wyższości mleka matki, ale też wiem, że pierwsze 4-6 tygodni są najważniejsze (i dlatego wytrwałam do 6 tygodnia), późniejsze nie są już tak ważne. WHO bardzo promuje karmienie piersią z tego względu, że mleko matki jest darmowe, a w krajach biednych mleko sztuczne jest symbolem pozycji (tylko bogatsze rodziny na nie stać), i kobiety przechodzą na nie, bo to oznacza wyższy status. Co ciekawe, mamy wśród znajomych dzieci znacznie dłużej karmione piersią, w tym jednego chłopca urodzonego dokładnie tego samego dnia, co Nicholas, ale nie powiedziałabym, że są zdrowsze - Nicholas, odpukać, rzadko choruje, nie ma żadnych alergii itp. Ani ja, ani mąż nie byliśmy karmieni piersią, i też, odpukać, nie jesteśmy bardziej chorowici, niż znajomi.
DeleteTerror laktacyjny,a jakże. Najgorsze jest to, że nie tylko ze strony personelu medycznego, ale innych kobiet. Moje dzieci na piersi były krótko, także z tego względu, że z butelką było mi wygodniej, bo tego że niemowlę "wisi" przy piersi godzinami też nikt nie mówi. A jak muszę po starsze biec do przedszkola, to nie mam czasu na dwugodzinną (miłą, oczywiście) "nasiadówkę" z młodszym. Ale szokiem było dla mnie, jak pewna moja dobra koleżanka narzekała, że jej córeczka co godzinę budzi się w nocy na jedzenie, a ja zaproponowałam jej nocne karmienie butelką. "No wiesz, my takich sztuczności nie stosujemy". Jakby mi kto w gębę dał. Ja, ta "sztuczna", ta gorsza i mniej kochająca znaczy się. Obrzydliwe.
ReplyDeleteAniu kochana, piszesz książkę??? :-)
Te właśnie niekończące się sesje były jednym z powodów, dla których ja przestawiłam N na butelkę po 6 tygodniach - ledwie minęła pora na jedno karmienie, zaraz znowu nadchodził czas na następne - nigdy w życiu nie naoglądałam się tyle daytime TV, co wtedy, jak rekonwalescent leżący w łóżku;-) Taki komentarz znajomej na pewno usłyszało więcej kobiet, ta wyższość (połączona w dodatku z używaniem paplaniny: "O nie, my tylko cycusiem karmimy") jest po prostu obrzydliwa.
DeleteTak, piszę (mozolnie).
A, no i ta nowomowa - brzunie, dzidziunie...Ech. I jeszcze mnie irytuje, że większość matek, jakie znam, to jednak o tych dzieciach nawija tylko godzinami. Ja też lubię, owszem, ale poza tym po kilku latach jestem tak zmęczona rozmowami o kupkach, nocnym wstawaniu...Czy nagle ludzie przestają czytać, oglądać?
ReplyDeleteTak, to widać doskonale w mediach społecznościowych - zamiast własnego zdjęcia, zdjęcie dziecka, albo własne, ale z dzieckiem, i nicki typu Tomsmum czy Lucysmummy - tak, jakby kobieta traciła swoją tożsamość, i przestawała być sobą: Anią, Kasią, Magdą, i definiowała się wyłącznie jako Mama Zosi, Mama Tomka etc etc
ReplyDeleteJako oczekujaca mama musze powiedziec, ze w UK nie spotkalam sie z terrorem laktacyjnym ze strony poloznych. Z innymi matkami, czy oczekujacymi nie wchodze w interakcje na tem temat, wiec mam spokoj. ;) Moje obie polozne spytaly, cz mam wyrobione zdanie na temat tego, jak bede chciala karmic. Powiedzialam, ze owszem, ze na pewno chce sprobowac karmic piersi i oczekuje wsparcia ze strony specjalistow, gdyz zostane matka po raz pierwszy, a karmienie piersia nie przychodzi tak naturalnie, jak sie niektorym wydaje. Obie polozne powiedzialy, ze ciesza sie, ze chce sprobowac i pomoga, jak tylko beda mogly. Obie przyznaly w rozmowach, ze sa zwolenniczkami KP, ale nie osadzaja decyzji innych kobiet i kazda kobieta, bez wzgledu na to jak zechce karmic dziecko bedzie miala od nich porade i pomoc.
ReplyDeleteOsobiscie uwazam, ze breast is best, ale podobnie jak moje polozne nie mam misji przekonywania, czy ty, bardziej osadzania innych kobiet w tej kwestii. Pokarm sztuczny jest gorszy dla dziecka, ale matka karmiaca takim pokarmem (bo czasem nie ma wyboru) nie jest gorsza matka z tego powodu.
Sama nie wiem jak sobie poradze i czy bede z usmiechem na ustach karmic piersia. Byc moze uznam, ze to nei jest fajna sprawa, ale dla benefitow dziecka przemecze sie pare miesiecy. Ostatecznie to jest krotki okres i minie bardzo szybko. Ale nigdy nie mowie nigdy - zycie pokaze.
Co mnie natomiast doprowadzilo do szalu, to pomysl rzadu, aby nagradzac kobiety karmiace piersia voucherami na zakupy na high street. W poludniowym Yorkshire sa dwa councile, ktore wprowadzily ten program pilotazowo i we mnie sie krew gotuje, jak slucham o takim marnowaniu pieniedzy podatnikow. I dyskryminacji, jakby nie bylo - nie wszystkie kobiety nie chca karmic piersia, niektore nie moga. Plus - co to za motywacja? Podejrzewam, ze wiekszosc tych pieniedzy trafi do beneficjentow innych programow pomocowych panstwa (wiem, ze slowo chav jest niepoprawne politycznie, ale cisnie sie na usta). I nawet jesli te dzieci beda karmione przez 6 miesiecy piersia (kto i jak to sprawdzi?!), to potem bedzie juz tylko rownia pochyla w kierunku fast foodow, take awayow i przetworzonej zywnosci - te matki wymagaja EDUKACJI, a nie pieniedzy w postaci voucherow.
Baby talk - dostaje mdlosci od sluchania i czytania tego belkotu, a dodac musze, ze przez cala ciaze mdlosci omijaly mnie szerokim lukiem. ;) Tak samo nie rozczulam sie nad widokiem posilkow dla dzieci zaaranzowanych na obrazki na talerzu itp. Juz z tych powodow jedna pani wspolczula moim dzieciom. ;)
W jezyku polskim mamy problem z nazywaniem spraw, ktore kojarzone sa z seksem - albo sa to terminy naukowe, albo wulgarne, rzadko slyszy sie cos pomiedzy. Moze stad te wszechobecne cysie, cycusie itp? (bo jednak piers kojarzona jest mocno z seksem). Co takiego jest w slowie piers? Albo sutek? Nie pojmuje. ;)
Jesli chodzi o kondycje psychofizyczna matki w pologu, to ja wlasnie szukajac informacji na ten temat dotarlam do informacji o jedzeniu lozyska, o ktorych bedzie na blogu chyba juz jutro. I tu znowu mam spoko polozna - powiedziala, ze priorytetem w nowej sytuacji rodzinnej jestem ja. Mam dobrze jesc, wypoczywac jesli mam okazje, pielegnowac relacje z partnerem (a on ze swojej strony tez!). Bo to wszystko sklada sie na to, ze ja, on bedziemy szczesliwi, a to oznacza szczesliwe dziecko. Posprzatany dom to rzecz drugorzedna - tak powiedziala. :D
No, za duzo znakow, zaraz bedzie ciag dalszy... ;)
Zgadzam się co do tych finansowych zachęt, kompletna strata pieniędzy. Szczególnie mnie to drażni, bo UK to kraj z najdroższą opieką, w którym rząd w bardzo małym stopniu dofinansowuje żłobki i przedszkola- znacznie większy pożytek dla rodzin byłby z przeznaczenia tych pieniędzy na przedszkola na przykład, że już nie wspomnę o dzieciach niepełnosprawnych, które też szczególnie hojnie nie są traktowane.
DeleteCo do połogu: podobnie jak się nie mówi, jak wspomniała Dragonfly, że karmienie może trwać godzinami, tak samo tylko mimochodem się wspomina o tym, że pierwsze tygodnie to najdłuższa miesiączka życia. Owszem, wiesz, że masz przynieść do szpitala podpaski, ale ja przynajmniej (może ja jestem naiwna, bo niedouczona nie byłam, czytałam dużo) pojęłam w pełni znaczenie zdania koleżanki o tym, "że tam w dole każda musi swoje przejść" dopiero po porodzie. Niedawno słuchałam wywiadu z położniczką w Woman's Hour, która powiedziała, że generalnie tak bardzo koncentrujemy się na ciąży i porodzie, iż za mało się mówi o fizjologicznym dochodzeniu organizmu do siebie po, i generalnie w UK mało uwagi poświęca się np. spadkowi libido.
Dodam tylko jeszcze, ze mimo, ze jestem w ciazy i tematy okolociazowe i macierzynskie sa u mnie na liscie priorytetow dosc wysoko (z racji tego, ze to moja pierwsza ciaza i z racji tego, ze ja lubie drazyc nowe tematy), to ograniczanie sie do rozmow ze mna TYLKO do ciazy i macierzynstwa, ktore napotykam o 99% kobiet, z ktorymi mam kontakt doprowadza mnie do rozpaczy. Stalam sie przez to bardzo aspoleczna. Wole nie spotkac sie z kims, niz sie spotkac i paplac tylko o jednym.
ReplyDeleteNo, to sobie pouzywalam. ;) Czasem siedzimy sobie po kolacji przy stole i rozmawiamy o tym z lubym. I ja czesto mowie, ze chyba bede okropna, faszystowska matka. ;) A on zawsze mi powtarza, ze bede cudowna. NORMALNA matka. I nadal jego partnerka, a nie tylko matka dzieciom. :)
Howgh! :D
Dziekuje za polecenie mojego bloga, pozdrawiam serdecznie!
P.S. Przeczytalam ten artykul w Timesie odnosnie macierzynstwa i depresji - bardzo trafny. :)
Oczywiście że będziesz normalną matką:-) Życzę, żeby karmienie przyszło Ci łatwo (wiele moich znajomych nie miało z tym większych problemów, i mam nadzieję, że znajdziesz się w tej większości). Najważniejsze to pamiętać, że dziecko rozwija się bardzo szybko, i nawet najtrudniejsza faza, np kolki, przemija.
DeleteDziekuje! :)
DeleteZgadzam się z 1,2 i 4. Zwłaszcza z 2 i 4 :))
ReplyDeleteCo do karmienia piersią, ja w Polsce tego nie zauważyłam, wręcz musiałam walczyć o to, żeby moja córka nie była w szpitalu dokarmiana sztucznie "dla świętego spokoju" pielęgniarek... trochę mnie to kosztowało nerwów, dzieci karmione butelką inaczej otwierają usta, później trudniej im się prawidłowo przyssać do piersi.
To ciekawe, bo u nas był i nadal terror panuje, ale "święty spokój" na położniczym też był znanym mi, niestety, zjawiskiem. W UK, o ile matka i dziecko czują się dobrze po porodzie, położne prawie w ogóle nie pomagają - oczekuje się od matki/rodziców, że od początku zajmie się noworodkiem, no zresztą wiele matek wychodzi ze szpitala dzień czy dwa po pierwszym porodzie (po drugim czy trzecim to można się wypisać już po 8 godzinach). Można poprosić o pokazanie, jak się dziecko przewija, kąpie etc, ale taka pomoc nie jest gwarantowana, także z tego względu, że przyrost naturalny jest wyższy niż w Pl (głównie z powodu imigracji), i oddziały położnicze bywają bardzo zatłoczone.
DeleteJestem mamą od niespełna 7 tygodniu. Przed sekundą skończyłam usypiać (na ile skutecznie i na jak długo, tego nie wie nikt) synka. Jestem najszczęśliwsza i zupełnie w nim zakochana.
ReplyDeleteNatomiast przeżyłam i terror laktacyjny (w Polsce bardzo wg mnie silny) i ekologiczno-naturalny (kosmetyki, pieluszki, ciuszki, chusty do noszenia itd), który doprowadził prawie mnie do załamania, prawie depresji i był bliski tego bym znielubiła własnego syna.
Po 7 tygodniach zaczynam dochodzić do siebie, powoli wiem, ze niespodziewane to codzienność, a to ze dziś śpi przez cały dzień i noc, to nie oznacza, że jutra spać będzie, że jak płacze 4 godzinę to mogę go zostawić na chwilę i schowana w łazience siarczyście zakląć. Dziś wiem, że mam wybór i mój wychowany na mleku modyfikowanym syn będzie tak samo świetny jak ten wychowany na mleku, a to że urodził się po cesarce nie przekreśla jego szans na sukces w dorosłym życiu i nie trzeba go w związku z tym rehabilitować od pierwszych dniu życia. Ale aby do tego dojść potrzebowałam niemal terapii z moimi najbliższymi, bo sama bym z tego nie wyszła.
Mój stan, prawie u progu depresji był dla mnie zaskoczeniem. Przez całą ciążę nie czytałam, nie wchodziłam na fora i nie przeglądałam poradników...a wystarczyło 5 dni w szpitalu, z matkami "idealnymi", z położnymi (cudnymi, ale laktacyjnymi), z niewyspaniem i innymi mniej bądź bardziej stresującymi sytuacjami. Te 5 dni pozbawiło mnie zupełnie pewności siebie i stłumiło instynkt. Poddałam się opiniom ekspertów, ściągałam ich do domu i nie potrafiłam wdrożyć w życie ich rad. Koszmar. Gdy dziś czasami zaglądam do poradników albo na strony dla rodziców i czytam zdania typu: "Śpij jak Twoje dziecko śpi" to chce mi już się śmiać. Ale jeszcze 3,5 tygodnia temu chciało mi się płakać, bo moje dziecko nie spało, a ja z nim...a o tym, że niemowlę może spać 4 czy 5 h na dobę nikt (poza forami) nie pisze.
Jeśli chodzi zdrabnianie i słodzenie to jeszcze rozumiem (mój syn to słoneczko, cukiereczek i ma najcudniejsze rączki na świecie), ale to czego nie znoszę to seplenienia i ciumkania połączonego z pewnym dziecinnym tonem głosu (dlatego mojemu słoneczku nakładam czapkę, daję jeść i kładę do łóżeczka)
A na marginesie macierzyństwa. Szukając różnych informacji zauważyłam, że większość portali, gazet i książek kierowana jest głównie do mam, a tatusiowie są czasami wspominani na marginesie i jako kolejna linia wsparcia dla mam, a nie równoprawny opiekun (nawet jeśli portal czy gazeta nazwane są "dla rodziców" a nie "matka i dziecko". Takie nierówne traktowanie rodziców strasznie mi się nie podoba. Powoduje wg mnie to, ze jeśli wszystko jest dla mam (jak dziecko ubrać, przytulic, nakarmić, przewinąć. I że bliskość mamy jest najważniejszym/jedynym źródłem uspokojenia maluszka) to mama bierze wszystko na siebie. Staje się domowym ekspertem do dziecka i z czasem może nie dopuścić innych do opieki - bo nie będą tak świetni jak ona sama (znam wiele takich historii). A jednocześnie dyskryminuje gdzieś tatę, który możne umyć (noszenie wanienki to taka męska rzecz), ponosić czasami, no i od wielkiego dzwonu przewinąć. Nie ukoi rozpłakanego malucha (bo nie jest mamą), nie nakarmi (bo nie ma piersi), nie położy spać (bo mama zaśnie karmiąc). I o ile nie da się zastąpić maminej piersi (chyba, że karmi się butelką) to w całej reszcie tata jest równie dobry. I chciałabym to zobaczyć w podręcznikach i portalach :)
Ufff..rozpisałam się. Świetny wpis swoją drogą, zresztą tak jak cały blog.
Cozerko, bardzo dziękuję za podzielenie się swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami, bardzo się cieszę, że się rozpisałaś. Dziękuję również za miłe słowa.
ReplyDeleteNiedawno oglądałam Marley i ja, w tym filmie Jenny, mama dwójki małych chłopców, którą gra Jennifer Aniston, mówi w pewnym momencie: Nikt ci nie mówi, że będzie tak ciężko, na co jej mąż odpowiada: Mówią, ale puszczamy to mimo uszu. W tym jest moim zdaniem sedno: w dzisiejszych czasach przekonujemy się, jak to jest mieć dziecko, dopiero wtedy, gdy je mamy - dawniej dziewczynki dorastały z tą wiedzą, bo często zajmowały się młodszym rodzeństwem i mieszkały w wielopokoleniowych rodzinach. Nie idealizuję przeszłości, ale ten brak kontaktu z niemowlętami wyjaśnia przede wszystkim to (dobrze mi znane) poczucie zagubienia, jak i wysyp wszelkiej maści specjalistów, podręczników itd.
Co do roli taty: całkowicie się zgadzam, niestety i w Polsce, i w UK wciąż dyskryminuje się ojców, i daleko nam do Skandynawii. W ogóle uważam, że najważniejszym celem feminizmu (obok zwalczania przemocy wobec kobiet) jest zmiana postaw wobec rodzicielstwa w miejscach pracy.