Wyobraźcie sobie książkę, która łączy najpiękniejsze ubrania vintage, najwykwintniejsze przepisy na popołudniową herbatkę oraz kompetentne porady dotyczące stylu, makijażu, gotowania i urządzania przyjęć z klasą. Potem okraście ją wybitnej urody ilustracjami i zdjęciami. Niemożliwe? A jednak - Angel Adoree (
yes, really), właścicielka cukierni
Vintage Pattiserie we wschodnim Londynie, połączyła wszystkie swoje pasje - modę i urodę vintage,
Afternoon Tea i tea parties - w jednym tomie pod tytułem
The Vintage Tea Party Book. W swojej cukierni Angel urządza właśnie takie przyjęcia - herbatki, w stylu vintage: kelnerki są ubrane w autentyczne ubrania vintage, a także umalowane i uczesane w stylu lat 40. i 50, a zastawa jest także vintage i mismatched (nie do kompletu). Panuje tu teraz moda na takie fajfy w ramach "wieczorków panieńskich" (hen party - polska nazwa niestety nie jest dobrym przekładem, bo tutaj to imprezy często kilkudniowe) - czekoladowe penisy, wódka z Red Bullem i męskie striptizy to raczej domena panien z niższych warstw z Newcastle i innych robotniczych miast Północy. Nawet Kate Moss podała tradycyjną herbatkę w czasie swojego trwającego cały weekend hen party. Także PR-owcy podchwycili ten trend i z okazji np. wypuszczenia na rynek nowego produktu czy promocji nowej książki zapraszają na Afternoon Tea - i im bardziej tradycyjna i vintage, tym lepiej. Rozkwitły wokół tej mody różne biznesy (jak to zawsze w tym przedsiębiorczym kraju), np. wypożyczalnie starej porcelany*.
Książkę zamówiłam już w przedsprzedaży, bowiem nie mogłam się przecież oprzeć połączeniu vintage, herbaty i przepisów, kiedy ją jednak dostałam z zachwytem odkryłam, że przerosła moje oczekiwania.
|
Przepis na truflowe serca z Earl Grey. I sowa!!! |
Przepisy, zarówno na słone, jak i słodkie dania są po prostu zniewalające, ale co je wynosi na najwyższy poziom wyrafinowania to sposób podania.
|
Tradycyjne w UK bunting (chorągiewki) pojawiają się zawsze przy okazji przyjęć (takie z flagą brytyjską widzieliście może przy okazji ślubu księcia Williama) - Angel podaje, jak je zrobić z...kanapek |
|
Ilustracje autorstwa Adele Mildred są urocze i kojarzą mi się z Alicją z Krainy Czarów |
|
Nie wiem sama, które są piękniejsze: ilustracje czy zdjęcia? |
|
Instrukcje, jak suszyć jadalne kwiaty |
The Vintage Tea Party Book omawia po kolei wszystkie etapy przygotowania takiego przyjęcia: od zaproszeń, przez wygląd gospodyni i przepisy, zarówno na potrawy, jak i napoje - stanowią one większość zawartości, po dekoracje stołu i pomieszczenia. Znajdziemy tu wskazówki, jak wybrać sukienkę vintage - bo, pisze Angel, wybór doskonałej sukienki jest sztuką. Są porady dotyczące fryzur retro (przy okazji można się nauczyć angielskich nazw owych koafiur - bo wiele ma nazwy własne) oraz tego, jak należy naklejać sztuczne rzęsy.
|
Tu np. instrukcje, jak ułożyć fryzurę zwaną Victory Rolls |
Zanim mnie przeklniecie za zachęcanie do wydawania pieniędzy - obecnie brytyjski Amazon oferuje tę książkę za 10 funtów, co jest bardzo niską ceną za książkę tak pieczołowicie opracowaną i wydaną. Łamałam sobie głowę, by przypomnieć sobie, kiedy ostatnio wydanie tak małej kwoty dało mi tak dużo przyjemności - i poddałam się. To także idealny prezent dla Anglofili/ek - Angel, "kapłanka" tego bardzo brytyjskiego "kultu", jakim jest picie herbaty, pisze: "Jestem Brytyjką i jestem z tego dumna" i opisuje historię brytyjskiej flagi, nie ukrywa też swojej fascynacji rodziną królewską (portret królowej Elżbiety II pojawia się w książce kilkukrotnie).
Nie wypróbowałam jeszcze żadnego przepisu, po trosze dlatego, że wszystkie są równie kuszące, i przeżywam "osiołkowy" kryzys niemożności wyboru, ale na pierwszy ogień pójdą chyba kawowe "czarne laseczki" - ciasteczka o kształcie laski, zainspirowane ikonicznym wizerunkiem Londyńczyka Charlie Chaplina. Ale pewnie zanim je upieke i będę mogła podać przepis, i tak już będziecie miały swoje egzemplarze.
Przy okazji wszystkim vintage - filkom i Londynofilkom polecam przewodnik po wszystkim, co w Londynie vintage: The Vintage Guide to London.
* Sama Angel założyła Vintage Pattiserie dzięki zastrzykowi gotówki w wysokości 100 tysięcy funtów, który zdobyła w popularnym tutaj telewizyjnym programie Dragons' Den, gdzie ludzie "z ulicy" prezentują swoje wynalazki i pomysły na biznes potencjalnym inwestorom, doświadczonym przedsiębiorcom - multimilionerom. Niewielu udaje się zdobyć ten początkowy kapitał - tym większy mój podziw dla pięknej i kreatywnej Angel.
Aniu - pięknie ją opisałaś i co ja mam teraz zrobić??? Czekać, aż ją u nas wydadzą??? Ojojoj ;)
ReplyDeleteA tak a'propos to u nas na jesieni wyjdzie "Miss Dahl's Voluptuous Delights" jako "Apetyczna Panna Dahl" - będzie w sam raz jako prezent na Gwiazdkę! Bardzo lubię wydawnictwo Filo, dzięki niemu prezent mam zawsze z głowy (oni wydają m. in. Nigellę - moje dwa ostatnie prezenty znalezione pod choinką to "Nigella świątecznie" i "Kuchnia. Przepisy z serca domu".
P.S. u nas "Dragon's Den" też jest, ale mało popularny, bo na jakimś niszowym kanale idzie. A i pomysły takie średnie...
Manio,
ReplyDeleteAmazon brytyjski wysyła do Pl za darmo (powyżej 25 funtów) - szczerze mówiąc, nie liczyłabym na polski przekład, a jeśli już, to nie szybki - skoro nawet popularna Sophie wychodzi dopiero po dwóch latach, w tym samym miesiącu, w którym u nas ukaże się już jej nowa książka (już zamówiłam:-)) Poza tym podejrzewam, że cena w Pl byłaby wyższa, ta cena tutejsza jest naprawdę wyjatkowo atrakcyjna jak na tak starannie wydany tom w twardej okładce. Ale oczywiście dobrze by było, gdyby się ukazała po polsku, bo sama chętnie kupiłabym osobom z rodziny, które nie znają angielskiego.
Dragons' Den w polskiej wersji - czy oryginalna wersja? Tu 8 na 10 pomysłów też jest dziwnych/średnich, ale kilka osób odniosło spektakularny sukces:-)
Hmm, jeszcze nigdy nie kupowałam w Amazonie - może czas się skusić?
ReplyDeleteTe książki w PL rzeczywiście osiągają zawrotne ceny, ale te dwa razy z Nigellą udało mi się trafić w sklepie internetowym Amazonka (ciekawe, czy to nie próba takiej naszej wersji Amazona - na razie ciągle chyba jeszcze słabo rozpropagowana) za tylko ciut więcej niż połowa ceny po jakiej "chodziły" w innych sklepach w promocjach ;)
A Dragon's Den w wersji polskiej, polskiej. Oryginalna była jakiś wcześniej.
Sporo moich znajomych z Pl kupuje w brytyjskim Amazonie (ja sama również to robiłam, kiedy jeszcze mieszkałam w Pl:-)) - nie tylko książki, ale np. patelnie i garnki Le Creuset, bo z reguły są tańsze niż w Pl.
ReplyDeleteAmazonkę znam i rzeczywiście chyba starają się konkurować z Merlinem i Empikiem pod względem promocji i cen - przykład na dobrodziejstwa konkurencji:-)
Tu Dragons' Den jest nadawany na głównym kanale BBC i jest bardzo popularny (tak samo jak opisywany przeze mnie The Apprentice), co jest kolejnym dowodem, że Brytyjczycy są bardzo przedsiębiorczy, poza tym istnieje tu bardzo silna tradycja wynalazczości - w końcu mnóstwo najważniejszych wynalazków i odkryć w historii ludzkości to zasługa Brytyjczyków (głównie Anglików i Szkotów).
Ha, zerknęłam jeszcze do bookdepository.co.uk - tam jest po 15 funtów, ale wydaje mi się, że nie ma limitu na dostawę gratis :)
ReplyDeleteMoże, może ...
Allegro i cooks for books - może dam radę ją tam namierzyć! Dzięki bardzo! :-) Wygląda rewelacyjnie.
ReplyDeletePrzepięna!!! W listopadzie będę w Edynburgu, może uda się kupić.
ReplyDeletePrzepiękna książka i choć ja nie kupuję tego typu pozycji, to nad tą poważnie się zastanawiam. Chyba muszę ją mieć :)
ReplyDeleteA wiesz (albo i nie), przez trzy dni trwał niedawno w Southbank Festival Vintage. Z muzyką, kiermaszami, koncertami, potańcówkami, pokazami mody, spotkaniami itp. Nie poszłam, cena 60 funtów za dzień mnie odstraszyła, ale zdjęcia wyglądają cudnie, z tych co widziałam. Na Brick Lane zaś otwarto właśnie dom handlowy vintage - tak, nie jakiś mały butik, ale całe emporium vintage. Wkrótce zamierzam je odwiedzić, ale już wiem, że będę pod wrażeniem. Zresztą ja wciąż jestem pod wrażeniem tutejszych butików vintage, zwłaszcza tych na Brick Lane, są cudne i jest ich naprawdę dużo.
A dziewczyny w takich fryzurach, jak ta z instrukcji, z czerwonymi ustami, autentycznymi, starymi pończochami ze szwem i w strojach niczym z lat. 40. widuję na co dzień, pięknie ożywiają i tak różnorodne ulice :)
Smakowitości! :)
ReplyDeleteKsiążka wygląda cudownie, naprawdę kawał dobrej, przemyślanej, bardzo stylowej roboty. Niby plotę oczywistości, ale ona naprawdę na taką wygląda! ;) Wysoka jakość za rozsądną cenę - w Pl pewnie nie poszłaby mniej, niż za 100-130 zł. Ale taki Amazon rzeczywiście może być sporym ułatwieniem.
Przy okazji: jakiś czas temu napisałam u Ciebie, że z początkiem września mogę zjawić się w Londynie. Niestety, nie tym razem.
(tak więc Amazon pozostaje jedynym wyjściem :) )
Kasiu,
ReplyDeleteale czy to nie oznacza, że przepłacisz? Ja Ci chętnię prześlę egzemplarz, bez marży;-) i możesz mi zwrócić w złotówkach:-)
Hazel,
Ty znowu w Edynburgu, a ja tylko raz przejeżdżałam;-) Muszę sie tam wybrać.
Chihiro,
tak, śledzę te imprezy vintage, jest także duża w Goodwood i być może tam się wybiorę w przyszłym roku (b. mi odpowiada atmosfera i rozmach Goodwood, nie tylko Festival of Speed, na który wybierzemy się na pewno w przyszlym roku po raz trzeci, ale też właśnie Vintage Goodwood, gdzie jest wielu tych samych wystawców, co na Southbank), w tym roku cena biletu na Southbank była dla mnie za wysoka, zwłaszcza, jak sobie doliczę pociąg etc.
Od paru lat w związku z modą na vintage oraz starzeniem się;-) coraz bardziej grawituję w kierunku tej estetyki i sklepów, szczególnie, że mam klepsydrową figurę "vintage": średni wzrost, spory biust i wąską talię - a sukienki w latach 40. i 50. szyto właśnie na takie bardzo typowo kobiece sylwetki, i zazwyczaj dobrze na mnie leżą. Nie mówiąc o tym, że są często solidniej uszyte, bo były "made to last" i nie było wtedy fast fashion. Noszę rajstopy ze szwem;-) i zastanawiam się własnie nad kupnem halki typu petticoat, bo mam już kilka sukienek (niestety retro, a nie vintage), które będą wyglądały świetnie z taką halką.
Wiedźmo,
szkoda. A ksiązka naprawdę warta każdego pensa:-)
Więc wiem już, co sobie kupię podczas najbliższego pobytu w Anglii. A gdyby nie Twoja recenzja, pewnie nawet gdybym ją zobaczyła w księgarni, nie zwróciłabym uwagi. Wielkie dzięki zatem.
ReplyDeleteNo i jak to przeczytałam, to trochę mi się żal zrobiło, że takie mody na przyjęcia nas jakoś raczej omijają - 98 procent moich eventowych ofert i pomysłów trafia do kosza, bo moi klienci w większości mówią wprost, że wolą bezpieczne "to, co zawsze". Szkoda.
P.S. Ja też od jakiegoś czasu znajduję pod choinką kolejne książki Nigelli. ;)
Yhhh, takiej książki trudno sobie odmówić, nawet jak się ma dwie lewe ręce do gotowania!
ReplyDeleteAniu, oglądałaś serię "If Walls Could Talk"? Ja przegapiłam niestety całość, ale właśnie obejrzałam jedyny dostępny odcinek na iPlayarze o kuchni, polecam Ci, jeśli jeszcze nie widziałaś: http://www.bbc.co.uk/iplayer/episode/b010v8dx/If_Walls_Could_Talk_The_History_of_the_Home_The_Kitchen/
ReplyDeleteKsiazka wyglada pieknie i jest rzezczywiscie zaskakujaco tania jak na tak ladnie wydana pozycje.
ReplyDeleteCzytalam jakis czas temu w "Le Figaro" artykul argumentujacy, ze zainteresowanie moda vintage w krajach Zachodu i zwiazana z nim nostalgia za latami '50 i '60 to wyraz tesknoty do czasow, kiedy te kraje byly potega i zapatrzenie w przeszlosc. Zdaniem autora artykulu, tych tendencji w ogole nie widac w krajach Wschodu, ktore rozwijaja sie i patrza w przyszlosc.
Czy podobne teorie pojawiaja sie w prasie w UK?
P.S. Ja rowniez bardzo lubie nosic sukienki w stylu Joan z "Mad Men" choc nie kupuje raczej vintage tylko nowe ubrania stylizowane na stare. Mam nadzieje, ze relacja z domu handlowego vintage (chetnie bym go odwiedzila) pojawi sie kiedys na blogu?
Katasiu, ja się nie spotkałam z artykułami, w których porównuje się różne kraje i ich fascynacje vintage (no, może UK i USA, bo tam też jest to silne i jest sporo sklepów vintage w LA, gdzie można kupować ubrania, które kiedyś "zagrały" w różnych filmach).
ReplyDeleteUK w latach 50. nie była potęgą, na początku dekady była bieda, żywność była na kartki. Jeśli mówimy o potędze, to cofamy się do XIX wieku - a ubrania, bieliznę, a nawet buty z tego okresu też można w Anglii bez problemu kupić. Niedaleko mnie jest butik sprzedający wyłącznie wiktoriańskie, oryginalne ubrania i akcesoria. Ale mało kto na co dzień chodzi w wiktoriańskich strojach :)
Moim skromnym zdaniem zainteresowanie vintage w Wielkiej Brytanii to sprzeciw przeciwko fast fashion, ubraniom, które noszą tysiące osób na świecie (piszę "osób", a nie "kobiet", bo przecież masa mężczyzn też kupuje ubrania vintage lub przejęła je po ojcu czy dziadkach). To pragnienie wyróżniania się. Inna kwestia to typ sylwetki, który w latach 40. czy 50. był na topie, a dziś już mnie. Dawne ubrania podkreślały go i dziś oczywiście można znaleźć stroje na każdy typ sylwetki, ale tu wracamy do punktu 1, czyli że ktoś woli mieć oryginalne ubrania, a nie masówkę. Tęsknotę za czasami widać może, gdy ludzie urządzają "pod epokę" całe mieszkanie, czytają tylko książki i magazyny wtedy wydane (bez problemu można je dostać w sklepach specjalistycznych, sa antykwariaty wypełnione czasopismami sprzed kilkudziesięciu lat), słuchają muzyki z vinyli wówczas wydanych, korzystają ze starych książek kucharskich, mają wszystkie sprzęty w domu retro itp. Domyślam się, że ukłon robią tylko w stronę nowych kosmetyków, używanie kremu sprzed 60 lat mogłoby się źle skończyć :)
Ale ciekawa jestem, jak to widzi Anna Maria :)
@Chihiro, masz racje, ze okreslenie "gospodarcza potega z lat '50-'60" pasuje bardziej do USA niz do UK i Francji i pewnie dlatego ten artykul pojawil sie w kontekscie amerykanskiego serialu "Mad Men", ktory demitologizuje lata '60 i, ktory spotkal sie we Francji z dobrym przyjeciem.
ReplyDeleteZ tego co pamietam, ostatnia kolekcja Brytyjczyka Johna Galliano dla Diora byla inspirowana latami '30, ale moze nostalgia Galliano do lat '30 wynika z jego sympatii politycznych, a nie z tesknoty za miniona potega UK ;) Poszperam, moze uda mi sie znalezc ten artykul, pamietam, ze wydal mi sie przekonujacy, kiedy go czytalam.
Kupilam ;) Razem z Three Sisters Feiyu Bi i A Street Without a Name Kapki Kassabovej, ktore polecala kiedys Chihiro.
ReplyDeleteBlogi o ksiazkach powinny byc zabronione ;)
#kompulsywne zakupy
Wyglada na to ze kazdy narod ma feblika na punkcie innej epoki: we Francji ciagle kroluje Maria Antonina (widziałyscie ostatnie posty u Cherry Blossom?) w UK lata 50, zastanawiam sie czy u nas jakas epoka czy dekada miałaby szanse na takie powodzenie? A ksiazka sliczniuchna, "na polskie" kosztuje 95 złotych, sprawdziłam w bookcity ;)
ReplyDeleteAniu, dziękuję za propozycję, odezwę się w tej sprawie do Ciebie na pewno!!! :-)
ReplyDeleteOczywiście wylądowała na mojej długaśnej Amazonowej wishlist :)
ReplyDeletePiarello,
ReplyDeletebo PL to w ogóle konserwatywny kraj;-) Chociaż kiedy ja organizowałam eventy w pewnej dużej międzynarodowej firmie to udało mi się uzyskać aprobatę dla dość niekonwencjonalnych pomysłów.
Raincloud,
tak, jest tak ładnie wydane, że można tylko przeglądać:-)
Katasiu, Chihiro,
zgadzam się, że vintage to reakcja właśnie na fast fashion i sieci. Ponadto od kilku lat jest na to zwyczajnie moda - osoby, które są pionierkami trendów, takie jak Kate Moss, pierwsze zaczęły kupować i nosić vintage, bo miały tym samym gwarancję, że nikt inny nie pokaże się w tej samej kreacji - i wkrótce trend się spopularyzował. Vintage haute couture jest też często dużo tańsze, niż haute couture dzisiejsze. Jest to też wyraz tęsknoty, ale nie za realiami epoki, lecz za wyższą jakością - jak już wspomniałam, sukienka uszyta w latach 50. w 300 egzemplarzach, tu w Wielkiej Brytanii, za którą kobieta wtedy musiała zapłacić 1/4 pensji, jest staranniej wykonana niż sukienka uszyta w Laosie w 30000 egzemplarzy, i sprzedawana w Tesco za 10 funtów
Peek-a-boo,
ReplyDeletedobrze to ujęłas:-) W Pl trzeba by sięgać do międzywojnia albo jeszcze wcześniej, bo z siermiężnych czasów komuny to się nie da nic wyskrobać;-)
Kasiu,
to czekam;-)
Ptasiu,
tylko pamiętaj, że cena moze wzrosnąć (cena "uliczna" to £20).
w czasach komuny to chyba byly ze dwa przebłyski: jak zmarł Stalin i początek Gierka. Myslalam nawet ze wysmakowany Rewers "zrobi" u nas wieksza mode na lata 50-te, ale jakos tego nie widac. Natomiast dwudziestolecie meidzywojenne absolutnie ma prawo do sentymentu, wzdychania i nasladowania. Ale tego to juz absolutnie nie widac ;)
ReplyDeleteZgadzam sie z Katasia - pisanie o TAKICH ksiazkach powinno byc zabronnione ;) I choc nie jestem zbytnio 'vintagowa' ;) to po takiej recenzji moge zrobic chyba tylko jedno - natychmiast kliknac na ksiazke do amazonowej poczekalni. Powinnas dostac jakas prowizje :D
ReplyDeletePozdrawiam!
Peek-a-boo: Natomiast dwudziestolecie meidzywojenne absolutnie ma prawo do sentymentu, wzdychania i nasladowania. Ale tego to juz absolutnie nie widać ;)
ReplyDeleteNo troszeczkę widać, powstaje nawet film - rekonstrukcja ulic przedwojennej Warszawy, robi się tez czasem eventy nawiązujące do tej epoki, ale tak bardzo nieśmiało. Brakuje tego rozmachu, który w UK każe otwierać sklepy z ubraniami, kawiarnie itp. U nas nadal zwykle się to ogranicza do wypożyczenia strojów w wypożyczalniach i puszczeniu tanga na dzień dobry. Ale nie tracę nadziei, może kiedyś namówię któregoś z moich klientów na pawie wynurzające się spomiędzy donic z palmami, na cały wieczór tańców z orkiestrą i menu stylizowane na rok 1929. ;)
@Piarella, daj znac, kiedy taki event bedzie planowany, to sprobuje sie wprosic ;)
ReplyDeleteMoja znajoma probowala kiedys zorganizowac Sylwestra z tematem przewodnim "Szyk PRL", ale niestety srednio to wyszlo - dla mojego pokolenia PRL to bardzo odlegla historia, nie bardzo wiedzielismy, jak mialoby wygladac to przebranie, a bylo to jeszcze przed "Rewersem."
Katasia_k, dla mnie szyk PRLu to byłyby pewnie te koszmarne stroje z lat 80., bluzki nietoperze, getry, grochy na wszystkim. No i metaliczne kolory. ;) Obejrzyj sobie kiedyś taki może nie najlepszy, ale budzący sentyment, film Machulskiego "Ile waży koń trojański" - tam pięknie są sportretowane te czasy.
ReplyDeletePiarello, Katasiu,
ReplyDeletejako osoba w porównaniu z Katasią dość antyczna, pamiętam czasy PRL-u całkiem dobrze i sama z dreszczem wstrętu wspominam spódnice z pieluch tetrowych (sic!), Sodexy, nietoperzowe bluzki z akrylu i poliestru, marmurki z Turcji i inne cuda z tej epoki. Wszędzie, także na Zachodzie, lata 80. były upadkiem mody, ale u nas to jeszcze miało ten dodatkowy, przaśno - biedny wymiar;-)
Beo,
ale wiem, że książka Ci się spodoba, więc nie mam wyrzutów sumienia;-)
Az wpisalam w gugla fraze "bluzki nietoperze" ;) Czadzior, na przyklad ta: http://www.google.fr/imgres?q=bluzki+nietoperze&um=1&hl=fr&sa=N&rls=com.microsoft:fr:IE-SearchBox&rlz=1I7ADFA_fr&biw=1440&bih=703&tbm=isch&tbnid=wtdfKkGPPmLjEM:&imgrefurl=http://www.nasz-wroclaw.pl/odziez-obuwie/bluzki/oferuje/wroclaw-bluzka-nietoperz-fioletowa-tanio-damskie-producent-inny-stan-uzywany-rozmiar-s-kolor-inny-oferuje.htm&docid=92km3EbaUGzGAM&w=668&h=543&ei=oEdFTviqD4G48gP6tcnSBg&zoom=1&iact=rc&dur=62&page=2&tbnh=159&tbnw=213&start=36&ndsp=19&ved=1t:429,r:17,s:36&tx=127&ty=130
ReplyDelete(przepraszam, ze taki dlugi link, ale nie moglam sie powstrzymac)
Mnie sie wydaje, ze jestesmy wszystkie w podobnym wieku, ale pod koniec PRL jeden rok w te czy w tamta robil duza roznice i na przyklad na bluzki nietoperze juz sie nie zalapalam (ach, jakze zaluje! ;))
Katasiu, niezle to zdjecie! :D
ReplyDeleteJa niestety na nietoperze sie zalapalam... Na szczescie nie na dlugo ;)
*
Anno Mario, jak takj dalej pojdzie, to zostane wyeksmitowana wraz z tymi ksiazkami :D
Książka śliczna :) Sama śledzę kilka stron i blogów vintageowych więc z przyjemnością przeczytałam recenzję (podglądam m.in. blog świetnej firmy, która zajmuje się organizowaniem retro ślubów i tam zdjęcia są naprawdę prześliczne).
ReplyDeleteI, tak paskudnie, chciałam dodać, że victory rolls to nie nazwa całej fryzury tylko właśnie zwiniętych w rodzaj wałka włosów http://3.bp.blogspot.com/_AxtqhpOhZ4M/TN0UyzwkyWI/AAAAAAAAArg/EAHceH2P2rA/s1600/victory%2Brolls.jpg Najczęściej ten element fryzury jest nad czołem, ale niekoniecznie musi być. Dodatkowo, po kilku próbach, jest całkiem łatwy do zrobienia.
Cyd,
ReplyDeletedziękuję bardzo za odwiedziny i komentarz:-)
Tak, roll to dosłownie taki "wałek, zwój" z włosów, niemniej jednak po angielsku "Victory Rolls" określa się jako "hairstyle" (tak pisze o nich Angel), czyli "uczesanie" - synonim "fryzury":-)
W taki sposób często czesała się też Wallis Simpson:-) - a przewiduję, że zapanuje wielka moda na jej styl.
Aniu. ta książka to perełka. Koniecznie muszę zamówić. Dobrze, że o niej napisałaś (a może źle, bo Amazon jest już prawie naszym członkiem rodziny). Pozdrawiam serdecznie.
ReplyDeleteAch, widziałam już Twoją recenzję, tylko nie zdążyłam jeszcze napisać o moim zachwycie i zazdrości ;) Książka wygląda super, zdecydowanie w moim ulubionym rodzaju całościowego dzieła sztuki wszelakiej, do podziwianie i wzdychania. W pierwszej chwili pomyślałam, że może zażyczę ją sobie na Boże Narodzenie, ale a) czy wytrzymam tak długo? b) przecież nie będzie wiecznie kosztować 10 funtów! Tylko, kolejny dylemat, do darmowej wysyłki brakuje jeszcze 15...
ReplyDeleteA co do angielskich herbatek, może już o tym pisałam, to zawsze myślałam, że to taki mit, dopóki znajoma Amerykanka mieszkająca w Anglii nie powiedziała mi, że jednak najprawdziwsza prawda. Szkoda, że polski podwieczorek poszedł trochę w zapomnienie.
@Beo, obawiam sie, ze mi rowniez grozi rychla eksmisja ;)
ReplyDeleteMoja mama nosiła takie nietoperzowe bluzki i różne inne świetne wynalazki modowe. Ale jako że mój tata jeździł często do Berlina, moja mama (a ja i młodsz siostra także) miała masę ciuchów niemieckich, wyprzedzających modę w Polsce o parę sezonów. Już w '86 nosiła harem pants, które jej podkradałam, fantastyczne neonowe topy (np. mój ulubiony, krótki i szeroki, w różowo-białe paski z wytłaczanymi ustami mocnoróżowymi i jakimś czarnym napisem - bardzo chciałam go sama nosić, ale oczywiście jak dorosłam, to moda się zmieniła), marchewkowe spodnie (kształt, nie kolor) i obcisłe mini. Moja mama była największą laską, jaką znałam - może głupio tak mówić o własnej mamie, ale naprawdę była bardzo atrakcyjną kobietą o świetnej figurze. I o dziwo, wyglądała dobrze w tej modzie lat 80, może dlatego, że nie przekraczała granicy złego smaku (patrz stroje z "Dynastii").
ReplyDeleteKsiazka miala isc na liste, jak u Ptasi, ale jednak ja od razu kupilam, bo obawialam sie, ze cena podskoczy. Podejrzewam, ze lepiej nie moglabym tej dychy wydac. ;) Ale opinia sie podziele najpewniej za pare dni, ksiazke dzis wyslano. :)
ReplyDeleteDzisiaj mialam okazje przejrzec ksiazke w WHSmith. Rzeczywiscie przepiekna. I mowi to osoba, ktora od gotowania trzyma sie z daleka ;). Piekne ilustracje.
ReplyDeleteAgnieszka
Chihiro,
ReplyDeletewielkie dzięki za podzielenie się wspomnieniami o tym, jak ubierała się Twoja mama:-)
karoLino.
te herbatki są po trosze mityczne, bo nikt takiej całej Afternoon Tea nie podaje u siebie w domu, na pewno nie na codzień. Jeśli już serwowana jest w domu, to od święta. Najczęściej na taką herbatkę idzie się do restauracji czy hotelu - latem turyści w Kornwalii i Devon delektują się ich wersją - cream tea, z clotted cream.
Przepraszam, ten mój komentarz był naprawdę niepotrzebny, nikogo to nie interesuje, wygłupiłam się.
ReplyDeleteNie przepraszaj! Ja przeczytałam z zainteresowaniem, i bardzo się cieszę, że napisałaś tu o modzie lat 80. z osobistej perspektywy.
ReplyDeleteTak, ta ksiazka jest przepieknie wydana. Fotografie i ilustracje cudne, z trescia sie nie zapoznalam, ale juz sie ciesze, ze ja mam, bo nawet bez przepisow, to uczta dla oczu. :) Dziekuje za polecenie, Aniu, jak zwykle mozna na Ciebie liczyc. :) Pozdrowienia!
ReplyDeleteChihiro, moglabym to samo napisac o mojej Mamie. :) Tyle, ze u nas pomagaly paczki od rodziny z Francji (choc tam raczej byly ciuszki dla nas), ale przede wszystkim maszyna do szycia, ktora miala i w wolnym czasie cos przerabiala, szyla. Jakos jej sie udawalo ten kicz lat 80' z gustem nosic. :) A laska taka, ze fiu, fiu, zreszta do dzis. :) Ze sie tak pochwale. ;)
ReplyDelete