Gdybym jeszcze miała wątpliwości co do uczuć, jakie w tutejszej braci dziennikarskiej wzbudza Gwyneth, rozwiałby je cytat z zeszłotygodniowego Sunday Times - w recenzji pewnej książki pojawiło się zdanie: Surely she is as dry as one of Gwyneth Paltrow’s pasta bakes?
Nie wypróbowałam jeszcze przepisu na zapiekankę makaronową, nie mogę zatem powiedzieć, czy istotnie jest sucha. Nie przepadam za amerykańską klasyką, jaką jest macaroni cheese czyli kolanka zapiekane z serem (lub serami), mlekiem i przyprawami, więc tego akurat przepisu z książki kucharskiej Gwyneth raczej nie wykorzystam. Przepisów na różne makarony jest jednak sporo, zatem inne klasyki: puttanesca czy alla vongole, pewnie mi się przydadzą.
Ale od początku: Notes From My Kitchen Table to książka równie wypielęgnowana, co złociste włosy autorki, pełna zdjęć jej samej i jej rodziny. Fani GP z pewnością będą usatysfakcjonowani, także z powodu osobistych reminiscencji*, którymi poprzedza ona poszczególne działy i przepisy. Podział jest tradycyjny: z grubsza na przystawki, dania główne, dania śniadaniowe i desery. Wszystkie potrawy są szczegółowo opisane, także pod względem tego, czy są wegańskie i wegetariańskie, ile czasu zajmują, a nawet, czy są "odświętne" (dress up meal) lub jednogarnkowe. Na początku mamy również różnego rodzaju porady: co warto mieć w spiżarni/lodówce, czym zastąpić np. mąkę gryczaną, jeśli jej nie mamy (co prawda sugestia, by syrop z agawy zastąpić syropem z brązowego ryżu nie jest zbyt przydatna, zważywszy, że oba produkty są raczej niszowe), na końcu książki są też informacje, gdzie kupić pewne trudniej dostępne, amerykańskie produkty. So far, so good. Osoby, które nic o Gwyneth nie wiedzą, będą może zdziwione naciskiem na ryby, niemal całkowitą nieobecnością czerwonego mięsa (wszystkie 3 rodzaje "hamburgerów" są wegetariańskie, i jest tylko jeden przepis na mięso wołowe - na brisket, mostek na sposób żydowski) czy tym, że w wielu przepisach pominięto mąkę pszenną i biały cukier, i zastąpiono je mąką jęczmienną czy orkiszową, oraz rozmaitymi syropami, ale przypuszczam, że większość z Was zna dietetyczne inklinacje eks-makrobiotyczki Gwyneth, zatem to zdrowotne zacięcie nie jest dla Was zaskoczeniem. Książka z całą pewnością nie podbije serc ani żołądków zatwardziałych mięsożerców, ani osób, które szukają klasyki w wydaniu...klasycznym. Jest ona owszem pełna przepisów na klasyczne potrawy: paella, kotleciki krabowe, sałatka nicejska, pavlova itp, ale często w wydaniu "dobrze wychowanym" - z mlekiem sojowym, nie krowim, bekonem z indyka (oczywiście organicznym) a nie wieprzowym itp. Nie to, że Gwyneth idzie na całość i całkowicie eliminuje kuchennych "zbirów: jest i makaron pszenny, i śmietana kremówka, i sery. Ale - i to jest największe "ale" - osoby z bogatą kolekcją książek kucharskich, w tym takich, które zawierają sprawdzone przepisy na klasyczne potrawy kuchni europejskich i amerykańskiej, nie znajdą tu nic nowego.
Wypróbowałam dwa przepisy, oba na muffinki z borówkami amerykańskimi. Jeden, wg matki Gwyneth, Blythe Danner, jest tradycyjny, drugi jest zdrowszy. Różnica w smaku była, prawdę mówiąc, ledwie wyczuwalna, dlaczego zatem tracić okazję na to, by poczuć się cnotliwie ("moje ciało to świątynia")?
Podaję wersję "zdrowszą" bo daje dobre pojęcie o stylu, w jakim opracowano pozostałe przepisy w Notes from My Kitchen Table.
Na 12 muffinków:
125ml oleju roślinnego
125ml mleka sojowego
125ml syropu klonowego (zastąpiłam taką samą ilością syropu z agawy)
4 łyżki syropu (nektaru) z agawy
100g białej mąki orkiszowej
125g pełnoziarnistej mąki orkiszowej (zastąpiłam pszenną pełnoziarnistą)
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki soli
300 borówek amerykańskich
Nagrzej piekarnik do 190 stopni, wyłóż formę do muffinków papilotkami. Wymieszaj razem mokre składniki, dodaj suche, na końcu wsyp borówki, nie mieszaj więcej niż 12 razy (to nie rada Gwyneth, wyczytałam o tej zasadzie gdzie indziej - działa). Piecz 25 -30 minut.
* Uprzedzam, że mogą wywołać mało przystojne uczucia - mnie na przykład lekko jednak skręciło, gdy przeczytałam: "Parę lat temu dostałam cudowny prezent urodzinowy - lekcję gotowania u Jamiego Olivera..."
Hehe...lekcja u Jamiego:) A to ja sobie zażyczę u Pierre Hermé ;)
ReplyDeleteNie mam nic przeciwko zastępowania cukru czy białej mąki innymi produktami ale sama GP jest za bardzo wykreowana. Przynajmniej sprawia takie wrażenie i przez to wręcz odpychająca w tej swojej "idealności".
Wczoraj, z braku laku, obejrzałam sobie "Nianię w Nowym Jorku" i może z tego powodu wpisy (szczególnie drugi, czyli chronologicznie pierwszy) raczej nie nastawiły mnie pozytywnie do Gwyneth. Z drugiej strony, skąd ona biedna ma wiedzieć, jak żyją prawdziwi civilians i w końcu, czemu ona ich tak bardzo wkurza. Dzięki za recenzję książki, bo sama bym nie kupiła, ale byłam bardzo ciekawa, jak to właściwie jest z kwalifikacjami kulinarnymi GP.
ReplyDeleteZawsze mnie zadziwiał szum wokół tej pani. Jak byłam nastolatą to czekałam na filmy z nią, ale teraz to już nie pamiętam kiedy zagrała w czymś dobrym. No i jakoś nie pasuje mi do roli domestic goddes. Wcale mi się też nie wydaje pięknością. Jest jakaś dziwnie kanciasta. Nie to że jej nie lubię, ale zadziwia mnie jak wiele się jej poświęca uwagi(choć raczej nie w Polsce).
ReplyDeleteYes, correctly.
ReplyDeleteJa mam teorie spiskowa, ze Gwyneth podoba sie starszym panom (na przyklad jednemu z moich profesorow) i zostala gwiazda, poniewaz krytycy filmowi to na ogol starsi panowie :)
ReplyDeleteKsiazka chyba rzeczywiscie bardziej dla fanow aktorki niz dla osob, ktore z jedzenia i gotowania czerpia przyjemnosc.
Ciekawa jestem, jak zostal uzdrowiony przepis na makaron puttanesca (ktory bardzo lubie)? Anchois zastapiono organicznymi anchois? :)
Nie skuszę się na tę książkę. Na takie udziwnienia i niszowe syropy może sobie pozwolić celebrytka, która ma za dużo czasu i pieniędzy a do tego sztab ludzi, który jej te delikatesy wyszuka. A przeciętna matka z dzieckiem pędzi by szybko zrobić zakupy wybierając w miarę możliwości to co zdrowe a nie ultrazdrowe :)
ReplyDeleteW Polsce musiałabym się nieźle natrudzić i wydać niemało pieniędzy, żeby upiec takie muffinki... cóż za przepaść :)
ReplyDeleteMiłego dnia!
Mialas racje, Aniu - to nie jest ksiazka dla mnie. :) Dziekuje za recenzje i pozdrawiam!
ReplyDeleteAgnieszko,
ReplyDeleteu Pierre'a taka lekcja też pewnie warta grube tysiące euro...
karoLino,
też mi się wydaje, że uprzywilejowane dzieciństwo i potem gładka droga do kariery sprawiły, że GP nie do końca może wiedzieć, jak to jest być pracującą matką bez milionów na koncie;-)
Hazel,
nie tylko Ty jesteś tak sceptycznie nastawiona do GP w roli lifestylowej guru.
Anonymous,
shame you didn't sign your name, but I am glad you have found my post to be "correct".
Katasiu,
GP precyzuje, że anchois tudzież anchovies mają być hiszpańskie, z oliwą z oliwek:-) So there you go, no ordinary anchovies allowed:-P
Śnieżko,
gwoli sprawiedliwości muszę podkreślić, że drugi, tradycyjny przepis na muffinki z borówkami jest znacznie bardziej "życiowy".
Mała Mi,
ja nie mam problemu z kupieniem żadnego z tych składników, wszystko jest w "moim' supermarkecie. Natomiast nie ukrywam, że zarówno borówki, jak i syrop klonowy są tu dość drogie, i nie stać mnie na robienie takich muffinków co tydzień. To raczej luksus, na który mogę sobie pozwolić raz na parę miesięcy.
Karolino,
:-))
Pierwszy raz wpadłam z odwiedzinami i mi się podoba :D
ReplyDeleteAuroro,
ReplyDeleteserdecznie dziękuję za odwiedziny i miłe słowa:-)
Zrobiłam je w wersji Twojej i są bardzo dobre. :-)
ReplyDeleteCudnie, cieszę się:-)
ReplyDelete''książka równie wypielęgnowana, co złociste włosy autorki'' - Anno Mario, uwielbiam Cie czytac! :)
ReplyDeleteA co do ksiazek z takimi roznymi 'typowymi' przepisami, to gdy tylko w spisie tresci jest salatka nicejska sprawdzam, jak autor(ka) ja przygotowuje; jesli tylko jest tam dodatek ziemniakow lub fasolki szparagowej - ksiazka prawie natychmiast wraca na polke ;)
Beo,
ReplyDeletespłoniłam się;-) W sałatce nicejskiej Gwyneth występuje fasolka szparagowa, a jakże:-)
Wiesz, niestety w baaardzo wielu przepisach jest dodatek tej nieszczesnej fasolki ;) Co wiecej : w wielu restauracjach rowniez! Nawet Julia Child ponoc twierdzila, ze taka salatka nicejska z dodatkiem fasolki jest lepsza ;))
ReplyDeleteBeo,
ReplyDeleteja się nie znam, ale jak rozumiem, taka sałatka z fasolką jest niekoszerna;-)? Ja akurat lubię fasolkę, więc mi nie przeszkadza, ale jak mówisz, że jej nie powinno być, to Ci wierzę.
Zgadza sie, z lekka niekoszerna ;))
ReplyDeleteDaaawno temu o niej wspominalam tutaj : http://www.beawkuchni.com/2008/03/saatka-nicejska-i-mokry-chleb.html
Nawet w Nicei mozna trafic na takie 'podrobki' tradycyjnych potraw niestety, nie kazda bowiem knajpa jest przeciez prowadzona przez tubylcow (coraz czesciej nie...).
Ja tez fasolke bardzo lubie i mi nie przeszkadza, tylko niech mi tego w karcie nie nazywaja nicejska ;) w nicejskiej bowiem gotowane maja byc tylko jajka :)