Miało być o czymś zupełnie innym*, ale odejście jednej z największych piękności XX wieku i ostatniej prawdziwej gwiazdy filmowej sprawiło, że wracam do cyklu o ikonach. Elizabeth Taylor osiągnęła takie szczyty sławy, jakie są niedostępne dzisiejszym "gwiazdom" - wraz z nią odchodzi epoka, w której gwiazdy miały
mystique i
allure - nieprzypadkowo używam francuskich słów. Dziś, gdy wszyscy kłapią o tym, co jedzą na śniadanie i jakie majtki noszą, nawet najsławniejsi aktorzy i aktorki nie mają tej
mystique, tej aury tajemniczości, tego
allure (powabu, czaru), jakie miały największe gwiazdy "starego" Hollywood. Strąciliśmy gwiazdy z piedestału prawdziwej, dostępnej nielicznym, wyjątkowo pięknym i utalentowanym, sławy, i wkroczyliśmy zamiast tego w epokę
celebrity - popularności, którą można zdobyć robiąc z siebie idiotę w reality shows lub dzięki fałszowaniu przez parę minut na YouTube. (Kiedyś pewna polska blogerka zastanawiała się, dlaczego Kate Moss jest uważana za najbardziej ikoniczną modelkę - przyczyn jest wiele, ale jeden ważny powód to to, że ona b. rzadko udziela wywiadów, a jeśli już, to rozmówcy są uprzedzani, by nie zadawać jej pytań zbyt osobistych.)
I choć Elizabeth Taylor była jedną z najbardziej fotografowanych kobiet świata, to udało jej się zachować tę aurę tajemniczości i wyjątkowości. Ze swoim fiołkowym spojrzeniem i oszałamiającą urodą współczesnej Heleny Trojańskiej, obsypana najbardziej kosztownymi klejnotami świata, wielbiona przez mężczyzn, także tych o odmiennej orientacji, i podziwiana przez kobiety, utalentowana aktorka, która hipnotyzowała swoją koncertową grą w Kto się boi Virginii Woolf? Taylor jest oddalona o lata świetlne od ekshibicjonistki - beztalencia typu Paris Hilton. Żegnaj, Elizabeth,
the last movie star**.
|
Zdjęcie autorstwa Richarda Avedona |
|
Na planie Kotki na gorącym blaszanym dachu. Niedawno kupiłam bardzo podobną halkę |
Figura Elizabeth, choć oszałamiająca, była bardziej realna, niż osiągnięte ekstremalnym reżimem dietowo- ćwiczeniowym a czasem także przy pomocy chirurga wychudzone sylwetki dzisiejszych celebrytek. Dużo bliżej mojej figurze do figury niewysokiej i biuściastej Elizabeth niż do figury chudej Keiry czy mającej wzrost koszykarki (i używającej w rozbieranych scenach tzw.
body doubles, czyli dublerek) Julii Roberts.
|
Z Paulem Newmanem. Takich legend jak oni już nie ma |
|
Biżuteria, prawdziwa, była pasją Elizabeth |
|
Ikoniczny, wielokrotnie kopiowany, wizerunek |
|
Prawdziwie gwiazdorski dodatek - kapelusz |
|
Z miłością swego życia - Richardem Burtonem |
"She was unquestionably gorgeous.
I can think of no other word to describe a combination of plentitude, frugality, abundance, tightness. She was lavish.
She was a dark unyielding largesse.
She was, in short, too bloody much"
Słynne wyznanie Richarda Burtona
|
Jej oczy ponoć naprawdę miały ten niezwykły odcień fiołków |
|
"I'm a survivor.
I'm a living example of what people can go through and survive"
Elizabeth Taylor (1932-2011) |
*W kolejce czeka post przypomnieniowo - poradniczy nt. czerwonych szminek. Pamiętacie? Termin upływa 11 kwietnia.
** Taki tytuł nosiła jedna z biografii Taylor.
"Kotka na gorącym blaszanym dachu" - widziałam to wieki temu, a chętnie obejrzałabym raz jeszcze. Ten film był potwornie emocjonalny, poruszający, a ona w nim wspaniała. Niesamowicie wygląda na zdjęciu na planie w spodniach i staniku. Najbardziej mi się podoba ze wszystkich.
ReplyDeleteFakt, odeszła kolejna Wielka. Szkoda, że gwiazdy takie, jak Taylor (czy np. Gregory Peck, coby nie być posądzoną o babki szowinizm ;) ) nie pozostawiają po sobie następców. A może tak tylko nam się wydaje, może przyszłe pokolenia ocenią "naszych" aktorów inaczej?
ReplyDeleteW każdym razie: ależ ona mieła spojrzenie! :D Nadal go jej zazdroszczę.
'Kotka na gorącym blaszanym dachu' i 'Kto się boi Virginii Woolf' - dla mnie najważniejsze...
ReplyDeletePiękna była - faktycznie, piękna w taki niedzisiejszy już sposób...
Cały czas nad tym boleję... Że uroda dzisiejszych celebrytów nijak ma się do urody prawdziwych gwiazd filmowych... Nie należały do żadnego kanonu urody - one olśniewały... I olśniewają do dziś: elegancją, wyrafinowaniem i...szarmem! I były bardziej zmysłowe od dzisiejszych aktorek... Zdecydowanie. Nosić w sobie tajemnicę - niewielu dzisiaj to potrafi. Szkoda...
Uwielbiam to zdjęcie z perłami...
Ja tez pożegnałam Liz. Bardzo mi się podoba to co napisałaś o niej - że wyglądała jak kobieta (w przeciwieństwie do obowiązującego dziś wzorca typu "szparag"). Ostatnia z wielkich. Szkoda.
ReplyDeleteDobrze napisane, dzięki.
ReplyDeleteKotka na gorącym blaszanym dachu.
ReplyDeleteUwielbiam i ją i jego w tym filmie.
Była bardzo piękną kobietą. I choć nie lubię sposobu w jaki się zestarzała, kiedy myślę Elisabeth Taylor, widzę ją taką olśniewającą właśnie.
Hazel,
ReplyDeleteteż lubię to zdjęcie z planu filmu Olbrzym, ET miała wtedy tylko 24 lata.
Wiedźmo,
nie sądzę, by nam się zdawało. Bo kto jest następczynią ET? Angelina? - no przecież nie, a już na pewno nie Cameron Diaz. Albo następcą Cary Granta, Gregory Pecka czy Clarka Gable? Najbliżej chyba George Clooney i Colin Firth, ale też nie całkiem. Oglądaliśmy niedawno razem z M Rzymskie Wakacje i stwierdziliśmy zgodnie, że nie mogliśmy sobie wyobrazić nikogo, kto mógłby wystąpić w ewent. remake'u i dorównać klasą Audrey Hepburn i Peck'owi.
Maggie,
ja też nad boleję, pisałam już przy okazji Brigitte Bardot, ale dotyczy to też ET - to była uroda prawdziwa, nie-plastikowa. Wyjątkowa, of course, i nieosiągalna dla większości kobiet, ale przy tym bliższa temu, jak wygląda przeciętna kobieta. A dzisiejsze paradujące bez bielizny celebrytki są wychudzone i umięśnione do poziomu, którego zwykłe kobiety, zajęte pracą i dziećmi, nie mogą osiągnąć.
Magdo,
dziękuję;-)
Delie,
witaj z powrotem, niecierpliwie czekam na zdjęcia z NYC:-)
Aniu, pieknie to napisalas, nie dodalabym ani slowa. Odeszla ikona - stylu, urody, kina. Wielka szkoda. Dla mnie to ma wymiar poniekad osobisty, bo moja ukochana s.p. Babcia uwielbiala Liz, za urode, klase i role, a kiedy sie urodzilam (bylam jej pierwsza wnuczka), to powiedziala, ze mam oczy jak Elizabeth Taylor. :))) Dlatego zawsze myslac o tej aktorce, automatycznie mysle o Babci. :)
ReplyDeleteNa pewno nie ma, ale tylko w naszym rozumieniu. Lecz coś się zmienia, czy nam się to podoba, czy nie. Chodzi mi mniej więcej o to: skąd wiemy, w czyich czasach żyjemy? :) Tak, jak mieszkańcy osiemnastowiecznego Liverpoolu czy Manchesteru nie mieli, nie mogli mieć, pojęcia o tym, że na ich oczach rozwija się rewolucja przemysłowa, że oto na zawsze zmienia się sposób gospodarowania zasobami, czasem, kosztami, stylem produkcji i całego życia ludzkiego.
ReplyDeletePorównanie przydługie, ale mam nadzieję, że trochę wyjaśniłam swój sposób rozumowania? ;)
Ja także podziwiałam Liz w Olbrzymie i kotce na gorącym, blaszanym dachu. Piekna kobieta, wielka gwiazda, a jeszcze większa szkoda, że pewna epoka mija bezpowrotnie. Rzymskie wakacje są właśnie moimudziałem- niestety nie mam przy boku GP :(
ReplyDeletePozdrawiam Małgosia (guciamal)