W poprzedni czwartek byliśmy na oficjalnym włączeniu Bożonarodzeniowych światełek, a wczoraj na pokazie lampionów, zrobionych przez dzieci na warsztatach organizowanych przez naszą słynną katedrę. Dzieci i ich rodzice paradują tak po głównym deptaku miasta co roku w dniu, w którym oficjalnie otwierany jest tutejszy Christmas Market i Ice Rink - to kolejna, wśród tak licznych, atrakcja mojego miasta. Nasz rynek wzorowany jest, jak i pozostałe, na niemieckiej tradycji Weihnachtsmarkt - do tego stopnia, że frankfurcki markt jest "importowany", łącznie z niemieckimi stoiskami, sprzedawcami i ich towarami, do Birmingham, gdzie tym samym powstaje największy, liczący sobie aż kilometr długości, kiermasz Bożonarodzeniowy w UK. Nasz jest mniejszy, a wystawcy głównie z Wysp, choć co roku można na nim kupić polską i białoruską ceramikę (importowaną jednak i sprzedawaną przez tubylców - opłata za wynajęcie budki na takim rynku jest b. słona). Nasze lodowisko zaś jest mniejsze, niż to najsłynniejsze (i sponsorowane przez firmę jubilerską Tiffany) lodowisko w Somerset House w Londynie, ale ma bodaj najpiękniejszą oprawę - katedrę, która stoi w tym miejscu od 1027 roku.
Lanterns Parade |
Wśród lampionów były ortodoksyjne bałwanki, gwiazdy, choinki, a nawet Trzech Króli, ale także Hello Kitty!, Angry Bird oraz Dalek i Tardis (wielbicielom bardzo brytyjskiego fenomenu kulturalnego, jakim jest Dr Who, nie muszę wyjaśniać, co to za licha).
Otwarcie kiermaszu i lodowiska uświetniono pokazem fajerwerków, które rozświetliły niebo nad katedrą |
Lodowisko |
Taką ilustrację naszego rynku znalazłam w sieci, niestety niepodpisaną |
A tu filmik naszego Urzędu Miejskiego (City Council), promujący spędzenie świąt w Winchesterze. Oprócz Christmas Market, pokazanych zostało wiele moich ulubionych sklepów - delikatesy słynnego szefa kuchni, Jamesa Martina, Childhood's Dream z tradycyjnymi zabawkami, concept store The Hambledon, oraz sklep sieci z artykułami wystroju wnętrz, Cath Kidston.
A jutro w szkole Nicholasa nasz własny Christmas Fair - w UK nawet małe wiejskie szkoły urządzają takie świąteczne festyny, są one bardzo popularne, a ja zgłosiłam się, by obsługiwać jedno ze stoisk. Będzie się działo!
U mnie od poniedzialku dekoruja miasteczko, w ktorym pracuje, a wczoraj na glownym placu postawili wielka choinke. Jeszcze nie jest udekorowana, ale mysle, ze bedzie na 1 grudnia. :)
ReplyDeletePowodzenia z festynem i dobrej zabawy! :)
Aaaa i mialam napisac, ze przeciez weekend spedzimy w Edynburgu, gdzie zapalenie swiatelek, dekoracji i otwarcie lodowiska w parku pod zamkiem odbylo sie juz wczoraj. :D
ReplyDeleteTak jak u nas - wydaje mi się, że to Wyspiarski standard:-) przynajmniej w co większych miasteczkach i miastach.
ReplyDeleteW takim razie Wrocław też na Wyspach leży. ;P U nas przygotowania do jarmarku i świąt idą pełną parą.
ReplyDeleteA na mojej wsi normą są kiermasze szkolne, na których można kupić produkty zrobione przez dzieciaki; co roku choinkowa kolekcja rodziców wzbogaca się o kilka obrzydliwych, kiczowatych, za to ściśle lokalnych gadżecików. :)
Oczywiście do Norymbergi, Frankfurtu czy.. Winchesteru sporo nam jeszcze brakuje, ale odreagowywanie półwiecza promocji miałkiej centralizacji i brzydoty musi odbywać się powoli.
Ale, jako jedna z Twoich tajnych współpracownic z terenów Polski, śpieszę donieść, że idzie ku lepszemu. ;) Znacznie szybciej, niż można by się tego spodziewać.
Miłej zabawy jutro! :) Dobrego humoru i zimnej krwi życzę. W handlu nigdy nic nie wiadomo. ;)
Ja też jestem sroka na te wszystkie świąteczne błyskotki. Latarenki,lampki, cały ten kicz uwielbiam i nic na to nie poradzę. Nawet reklamy Coca Coli z Mikołajem łykam gładko. :-)
ReplyDelete:) ja też lubię cały ten świąteczny zgiełk:))
ReplyDeleteElfzilla! A więc moje zboczenie ma nawet jakąś nazwę! Aniu, ja jestem taką fanką Świąt, że jutro, jak co roku, wybieram się do Niemiec oglądać tamtejsze rynki :)
ReplyDeleteZnajomi Niemcy są bardzo dumni z tego, że ich rynki kopiuje się w UK i we Francji, mówili za to, że te brytyjskie nazywają się nawet "German markets" - widzę, że to nieprawda?
Jutro jedziemy na podobno najlepszy rynek w całych Niemczech - już nie mogę się doczekać :)
Ech, Ty masz już Święta! Zazdroszczę, bo co prawda u nas też już od połowy listopada wszędzie świątecznie - a u mnie, z racji zawodu, nawet od końca października - ale nie ma w tym aż takiego tradycyjnego uroku, a kiermasz na gdańskim Głównym Mieście, który rusza chyba jutro, nie ma aż tyle uroku, co te angielskie, nawet importowane z Niemiec. Ot, zwykłe targowisko, pełne pieczonych kiełbasek, tandetnych obrusów i chińskich fajerwerków.
ReplyDeleteWięc zazdroszczę Ci, a sama prywatnie - jak co roku - obiecuję sobie, że nawet jeśli teraz nie uda mi się w grudniu wyskoczyć do Londynu przed samymi Świętami, to już na pewno zrobię to w przyszłym roku... ;)
Ha! To jest nas więcej :)
ReplyDeleteI tak się właśnie zastanawiam, jak to wyszło, że wygląda na to, że przegapiłaś ubiegłoroczną edycję:
http://znalezionepodchoinka.blogspot.com/
?
Zapraszam do obecnej - już ruszyła!
Przyszłam tu i się ucieszyłam - nie tylko ja mam obsesję na punkcie Świąt i żadnych pretensji, że się zaczyna o nich trąbić w połowie listopada!!! O jak dobrze! Bo już się czułam napiętnowana. Elfzille powinny trzymać się razem ;)
ReplyDeleteWiedźmo,
ReplyDeletedziękuję za doniesienia:-) Zważywszy, jak blisko macie do miejsca, które "sprzedało" tę tradycję na Wyspy, taki postęp nie dziwi, tylko żeby jeszcze ciekawsze stoiska były.
Kasiu,
ja też lubię te reklamy, u nas słynne są reklamy świąteczne sieci John Lewis, zawsze chwytają za serce - rok temu mieli tak wzruszającą, że miliony ludzi przyznały się do ronienia łez.
Katasiu,
zazdroszczę, bo jednak co oryginał, to oryginał. Znajomi mają rację: tu się jak najbardziej mówi German Market, na zmianę z Christmas Market:-)
Piarello,
myślę, że Londyn pozostaje jednak lekko w tyle za NYC, prawdziwą mekką, jeśli chodzi o całe świąteczne szaleństwo, ale tylko troszkę;-) z roku na rok jest coraz bliżej.
Manio,
dziękuję, nic nie obiecuję, ale postaram się;-)
Justynko,
serdecznie dziękuję za odwiedziny. Elfzille - łączmy się:-)
I jak było w szkole? My co roku jeźdżimy na poczatku grudnia do Wiednia, aby poczuć świątęczną atmosferę. W tym roku może nam się nie udać, bo mój mąż musi wyjechać służbowo na dłużej. Chciałabym kiedyś w grudniu pojechać do UK. Lubię całą tę otoczkę świąteczną. Pozdrawiam.
ReplyDeleteNie ma za co. :)
ReplyDeleteRaczej zważywszy na to, że mieszkamy w miejscu, w którym takie jarmarki były kiedyś normą, z racji znajdowania się w niemieckich granicach. ;) I teraz w jakiś sposób wracamy do starych tradycji miejsca.
Co do produktów na jarmarkach, muszę przyznać Ci rację, niestety. Podejrzewam, że koszty wynajęcia stoiska są tak duże, że lokalnych twórców na nie nie stać. Problem w tym, że zrzeszeń artystów nadal jest zbyt mało. Tak samo, jak wytwórców eko-żywności czy innych takich.
Dlatego staram się coś z tym robić, leczyć ludzi z kompleksów, w które wpędzają ich snobi "zapatrzeni na Zachód". Krytykować i kręcić nosem każdemu łatwo, kręcenie nosem przecież nic nas nie kosztuje, ale żeby się skrzyknąć zmobilizować lokalną społeczność, postawić się przepisom, pełnym jeszcze posocjalistycznych reliktów, mało komu się chce.
Przepraszam za wylewanie żółci, ale czasami szlag mnie trafia, kiedy tu i ówdzie z "zapatrzonych" wyłazi polskatość i pyszczy na wszystko, co nie jest, w jej opinii, godne wysublimowanych, EUROPEJSKICH podniebień.
Najważniejsze to samemu/samej działać, nie narzekać na brak działań "innych" ludzi.
wszystko miło,przyjemnie,tylko czy my sami się w tym wszystkim odnajdujemy..
ReplyDeletepozdrawiam M.
Wiedźmo,
ReplyDeleteno tak, o to mi chodziło, o tą niestety w dużej mierze wymazaną spuściznę. A Niemcy w ogóle mają swiątecznego bzika (dziś u siebie pisze o tym Katasia) i to od nich świat zapożyczył wiele świątecznych tradycji, począwszy od choinki:-)
A apropos tego co piszesz - parę lat temu byłam straszliwie rozczarowana tym, że na Krupówkach nie można w zasadzie kupić nic z polskiego rzemiosła, jedna Cepelia, i to słabo zaopatrzona, i budy z chińską tandetą, brr. Niestety, cena to w Pl najważniejszy element decydujący o zakupie, i nieco droższe rzeczy po prostu słabo się sprzedają, tanizna wygrywa. W Pl generalnie jest albo tania masówka, albo rzeczy bardzo drogie, co widzę szczególnie w sektorze odzieży, nie ma praktycznie nic pośrodku czyli premium high street, który tutaj jest silny i pręzny, bo tak duża jest klasa średnia. Żadna z brytyjskich firm, które faworyzują moje angielskie znajome z middle class, nie ma sklepów w Pl - i jest to lista długa.
Monisiu,
ReplyDeletedziękuję za komentarz. Nie wiem co prawda, co dokładnie masz na myśli, ale zapewniam, że ja się doskonale odnajduję, zarówno w angielskiej rzeczywistości, jak i w swiątecznym szaleństwie:-)
Aniu, spostrzeżenia masz trafne, ale też ciekawe. :)
ReplyDeleteZ tą różnicą cen jest tak, jak to ładnie ujęto w innym miejscu sieci (jeden z polskich blogów perfumowych, jakieś forum..? nie pamiętam): w Polsce mamy taki kłopot, że potrzeby mamy JUŻ "zachodnie", ale pensje JESZCZE "wschodnie", oczywiście licząc średnią krajową. :)
Więc nic dziwnego, że cena jest głównym kryterium patrzenia na towary do skonsumowania. Znamienny zdaje się przypadek dyskontów spożywczych, gdzie można kupić np. krewetki black tiger, ser mascarpone czy kozi twarożek albo pastę curry, czyli rzeczy, których raczej nie ma w przeciętym polskim sklepiku osiedlowym/wiejskim. :) Tyle, że w dużo niższych cenach (oraz pośledniejszej jakości).
Ja mogę o tym bardzo długo, bo a) borykam się z problemem zawodowo - mam nie pisać o rzeczach za parę tysięcy, ale np. ciuchów w przedziale między £100 a £500 jest w Pl w porównaniu z UK bardzo, bardzo mało - nie ma firm takich jak Boden, Jigsaw, Jaeger, Hobbs, Monsoon, Karen Millen, White Stuff, Crew Clothing, J. Crew, Club Monaco, Eileen Fisher, Coach etc etc - to są wszystko ulubione marki middle class. To samo jeśli chodzi o wnętrza - Conran Shop, Lakeland, Le Creuset (dostępne w Pl, ale rozpoznawalność marki jest dużo niższa, niż tu), Anthropologie itd itp. W dodatku w Pl wciąż mało ludzi (relatywnie do USA i UK) kupuje w sieci. A rzeczy dizajnerskie są z kolei w małym wyborze i średnio o 20% droższe, niż tu (mała sprzedaż= wyższe ceny). A b) tutejszy system klasowy przestudiowałam bardzo dogłebnie, mieszkam w jednym z najdroższych miejsc w UK, więc preferencje zakupowe middle class są mi dobrze znane:-)
ReplyDeleteBardzo klimatyczne takie świąteczne udzielanie się :) Mam nadzieję, że Wasz festyn się udał :)
ReplyDeleteTutaj wszystkie te swiateczne dekoracje pojawiaja sie na pierwsza niedziele Adwentu; jest tez taki Christmas Market, choc w Lozannie nie jest on niestety zbyt duzy i nie jakos wyjatkowo ciekawy. Ja za to najbardziej lubie wszelkie swiatelka i pieknie przyozdobione budynki, od razu robi sie cieplej :)
ReplyDeletePozdrawiam!