Niedawno na Blogu
Kawowym poruszono wyeksploatowany, ale wciąż chyba ciekawy (dla mnie w każdym razie, jako dziennikarki i blogerki w jednej osobie *mrugam*) temat konfliktu (?) "blogerzy vs dziennikarze". Przeczytajcie i włączcie się do dyskusji, jeśli to zagadnienie jest Wam bliskie, a ja o tym wspominam w poście o kosmetykach dlatego, że właśnie opublikowano wyniki ankiety, które udowodniły, że czytelniczki magazynów kobiecych i blogów urodowych są dwa razy bardziej skłonne zaufać opinii blogerek i kupić kosmetyk po lekturze posta w internecie, niż przeczytawszy artykuł w magazynie typu InStyle. Dla mnie, a pewnie i dla żadnej z Was, nie było to zaskoczeniem - po to właśnie czytamy blogi, by poznać bardziej obiektywne opinie. Kobiety to nie łatwowierne laleczki, które nie rozumieją, że pisma kolorowe utrzymują się z reklam (sprzedaż w kioskach i prenumerata to tylko pomniejsze źródła dochodu - najwięcej tego typu pisma zarabiają dzięki reklamom) i w związku z tym żadne pismo nie zamieści niepochlebnej recenzji, która może zrazić istniejącego lub potencjalnego reklamodawcę. My doskonale o tym wiemy i dlatego bardziej ufamy blogerkom, bo dla większości blog jest hobby, a nie źródłem utrzymania. Nawet te blogerki, które sprzedają reklamy, są znacznie bardziej niezależne, niż dziennikarki pisma należącego do dużego koncernu medialnego. Cieszę się, że wyniki ankiety opublikowano w pismach branżowych, bo to kolejny krok ku temu, by zarówno świat biznesu, jak i media tradycyjne traktowały blogerów tak, jak na to zasługują. Wiele firm już to robi, na co wskazuje np.
współpraca H&M z blogerką Elin Kling, i coraz więcej organizacji rozumie, że lekceważąc blogerów strzela gola do własnej bramki. A będzie tylko lepiej!
W minionym roku odkryłam, głównie dzięki blogom, kilkanaście produktów, które śmiało mogę zaliczyć do kategorii "odkrycia roku".
1. Cienie do oczu i róż Josie Maran.
Josie Maran to amerykańska modelka, której udało się stworzyć linię kosmetyczną dla mnie bliską ideału, łączy ona bowiem luksusową jakość z ekologicznymi składnikami, głównie olejem arganowym (slogan reklamowy w przypadku Josie Maran jest bardzo trafny:
Luxury with a conscience; dla mnie nie do odparcia). Także opakowania jej kosmetyków są produkowane z materiałów odzyskanych. Poważny i jedyny mankament tej marki to fakt, że nie ma jej w UK! Dostałam 2 cienie do oczu oraz róż w kremie od zaprzyjaźnionej Teksanki (Kingo, dziękuję!) i dawkuję je sobie, bo nie mogę po prostu polecieć do Sephory (Sephora wycofała się z rynku brytyjskiego kilka lat temu i od tego czasu rzesze Brytyjek, i ja wraz z nimi, są w żałobie) by je zastąpić nowymi. Dostępne w sklepie firmowym oraz amerykańskiej Sephorze - jak na razie, bo żywię nadzieję na międzynarodową ekspansję. Kolory są genialne, konsystencja takoż, trwałość - bez zarzutu.
2. Żelowy eyeliner
Fluidline MAC. Nie wyjdę z domu bez kreski na powiekach i do zeszłego roku robiłam ją głównie ołówkiem (cienkim lub grubym) lub flamastrem. Kupiłam ten żel MAC'a w słoiczku razem ze specjalnym pędzelkiem jako część zestawu z ich szkockiej kolekcji (Tartan Tales czyli Szkockie Opowieści), w uroczej torebeczce w szkocką kratę. Poza tym na ulubionym forum była dyskusja na temat tych żeli, i oprócz eyelinera w żelu MAC'a, wysokie noty zebrały też żele Bobbi Brown i Inglot. Jeśli macie pewną rękę, polecam, bo kreska zrobiona pędzelkiem za pomocą tego żelu jest i trwalsza, i bardziej precyzyjna, niż kreska namalowana ołówkiem czy flamastrem. Jest on przy tym niezwykle wydajny.
|
Kupiłam zestaw po lewej, pierwszy od góry |
3. Tak się utarło, że co roku otrzymuję kosmetyki
Origins w gwiazdkowej skarpecie. Pierwszy raz dostałam je trzy lata temu, pewnie dlatego, że Origins miało pierwsze stoisko po prawej przy wejściu do sklepu, w którym mąż robi zakupy pod choinkę (spece od sklepowego designu i psychologii kupowania wiedzą, że większość ludzi po wejściu do sklepu skręca w prawo). Od tego czasu zawsze o nie proszę, są bowiem doskonałe. W te święta nowością był dla mnie krem pod oczy Starting Over, i, jak zawsze w przypadku Origins, jestem z niego zadowolona. Polecam też całą serię pielęgnacyjnych kosmetyków z wyciągiem z grzybów oraz energetyzującą linię do twarzy i ciała z imbirem. O peelingu tej marki napiszę w drugiej części, poświęconej odwiecznym faworytom.
4. To była podwójna niespodzianka, bo ostatnie moje odkrycie roku 2010 to kosmetyk nieznanej mi do tej pory zupełnie polskiej marki a przy tym otrzymany od Tajemniczego Mikołaja, zatem całkowite zaskoczenie. Ale zaskoczenie bardzo miłe - żel pod prysznic z cukrem trzcinowym marki
Phenome to sama przyjemność. Phenome to przy tym marka na światowym poziomie, korzystająca z surowców naturalnych i organicznych. Z wielką chęcią wypróbuję inne jej produkty - już wiem, jakie kosmetyki będę przywozić z podróży do Polski.
A jakie są Wasze zeszłoroczne odkrycia i olśnienia?
Dzięki Aniu za ten post. Sama nie orientuję się zbyt dobrze w rynku kosmetyków, więc takie informacje są dla mnie nieocenione! Bardzo mi się spodobała ta seria Josie Maran.
ReplyDeleteJa od lat jestem wierna kosmetykom aptecznym Vichy i Avene.
Studiuję dziennikarstwo i chce iść w stronę dziennikarstwa, jednoczesnie prowadzę book me. Dlatego myślę, że temat jest mi bliski. Wydaje mi się, że to zalezy od osoby, która pisze. Na przykład: jesli czytam nowinkę w magazynie XXX i obok mam rozwiazanie podane jak na tacy - kup krem marci ABC, gleboko sie zastanowie. A blogerka nie ma w tym żadnego zarobku i reklamuje BO JEST DOBRE, a nie bo jej zapłaciła firma, której krem zachwala. To bardzo duży temat. Ale wg mnie sprowadza sie do tego, kto pisze. Ach, i jeszcze gdzie pisze.
ReplyDeletePodpisuję się pod twoim bloogiem obiema rękoma. Wczoraj dokonałam podobnego stwierdzenia w swoim bloogu w odniesieniu do książek. Wolę (bardziej ufam) opinię (opini) blogerek/blogerów bądż użytkowników takich stron jak biblotekanet czy park literacki niż tzw. "profesjonalne recenzje" dziennikarskie.
ReplyDeletePozdrawiam
ggpodroze.bloog.pl
Gosia
Mam problem z dopisywaniem komentarzy stąd jako anonin :)
Kasiu,
ReplyDeletemuszę przyznać, że ja się na Vichy parę razy zawiodłam - właściwie wszystkie kosmetyki, jakie miałam, mnie rozczarowały, poza tym nie zachwyca mnie ich skład. Avene pod tym względem prezentuje się znacznie korzystniej, choć jeśli chodzi o kosmetyki do ciała, i tak wybrałabym Phenome:-)
Kuchareczko,
to racja, bardzo duży temat:-) Życzę powodzenia w realizacji planów dziennikarskich!
Gosiu,
bardzo dziękuję za komentarz, i mam nadzieję, że problemy z dopisywaniem nie zrażą Cię:-)
Czy planujesz jakieś modowe podsumowanie Złotych Globów? Wygląda na to, że zieleń to nowa czerwień? ;)
ReplyDeletePrzyznaje, ze od kiedy bardziej zainteresowalam sie tym co ekologiczne i zdrowe (w przeciwienstwie do tego, co moze niestety naprawde nam zaszkodzic), z mojej polki zniknelo wiele kosmetykow. Origins pokochalam kilka lat temu podczas wakacji w Kopenhadze i od tego czasu regularnie cos dokupuje. Najczesciej jednak gosci u mnie Avene, Nuxe czy Dr Hauschka gdyz latwiej o nie w Lozannie (po Origins musze jechac do Genewy lub... prosic o 'dostawe' kuzynke z DK ;)).
ReplyDeleteNa pewnym kursie tutaj nauczylam sie robienia niektorych naturalnych kosmetykow w domu (z olekjami eterycznymi) i skora jest mi niezwykle wdzieczna ;)
A Phenome nie znalam, ciesze sie wiec przeogromnie ze napisalas o tych kosmetykach i ze je polecasz.
Pozdrawiam!
Katasz,
ReplyDeletepodsumowań Globów jest mnóstwo, więc ja już sobie daruję, ale o trendach tegorocznych na pewno napiszę:-)
Beo,
i znowu coś, co nas łączy - zamiłowanie do kosmetyków ekologicznych. Słyszałam o Nuxe wiele dobrego, a skoro i Ty polecasz, na pewno wypróbuję coś właśnie tej marki.
O takim kursie marzę od dawna - są i u nas. Czy pisałaś coś o tym u siebie? A jeśli nie, czy dałabyś się namówić i coś na ten temat skrobnęła?;-)
Anno Mario, niestety i w niektorych kosmetykach Nuxa mozna trafic na skladniki nie do konca polecenia, ale jest ich zdecydowanie mniej niz w niektorych innych, a to juz cos (sprawdzam przed zakupem sklad w mojej 'biblii' ;)).
ReplyDeleteA co do notki na powyzsze tematy to chyba jednak takowej nie zamieszcze u mnie niestety; wiesz - blog jest jednak kulinarny w 99% wiec nie wiem, czy to by byl dobry pomysl...
Beo,
ReplyDeletedziękuję za błyskawiczną odpowiedź:-) I ja czytam składy, to coś w rodzaju natręctwa:-)
Nie będę oczywiście naciskać, byś coś pisała, tylko szeptem dodam, że jestem przekonana iż nie tylko ja bym chętnie przeczytała;-) Zauważyłam bowiem, iż zainteresowanie kuchnią i zdrowym odżywianiem często idzie w parze z zainteresowaniem ekologią, w tym pielęgnacją urody, która jest jak najbardziej naturalna.
Wiesz, zakladajac bloga myslalam, ze bedzie i kulinarnie i 'naturalnie' (w sensie wlasnie np. naturalnych olejkow i kosmetykow), ale potem wszystko poszlo jednak tylko w kulinarna strone ;) Rok temu zrobilam nawet kilka 'olejowych' zdjec i... i jak zwykle nic z tym nie zrobilam ;) I pewnie juz nie zrobie ;)
ReplyDeleteMiło mi zatem, że wiem, z kim mogę porozmawiać o takich kursach i domowej "produkcji" kosmetyków:-) Jeśli uciułam na taki kurs, na pewno się odezwę.
ReplyDeleteGwoli uscislenia - to byl kurs o samych olejkach (wlasciwosci lecznicze oraz przy okazji kosmetyczne), a nie ogolnie o domowych kosmetykach, ale na temat tych ostatnich doczytalam w ksiazkach ;)
ReplyDeleteWczoraj dostalam Starting Over, zupelnie przez przypadek wlasnie 'trafilo' na ten krem, z czego bardzo sie ciesze. Od dzis testy ;)
ReplyDeleteZapach i tekstura mi sie podobaja, nie wiem tylko jak bedzie reagowac moja skora.
A Ty? Nadal zadowolona z tego kremu?
Beo,
ReplyDeleteja już kończę swój, nadal jestem zadowolona:-)
Ja po dwoch pierwszych aplikacjach rowniez :) Krem ma przyjemna konsystencje, skora jest po nim miekka i delikatna, i - co najwazniejsze - nic mnie nie szczypie, co ostatnio zdarza sie coraz rzadziej ;)
ReplyDelete