03/09/2010

Karmię swoje nałogi

Dosłownie pół godziny temu kurier dostarczył nową, jeszcze pachnącą drukarnią Nigellę. Zatytułowana po prostu Kitchen, książka jest rozkosznie gruba i pełna apetycznych zdjęć. Towarzyszy ona, oczywista*, telewizyjnej serii programów kulinarnych, którą niedługo pokaże BBC.


Książka podzielona jest na dwie główne części: Kitchen Quandaries  (Kuchenne Dylematy) i Kitchen Comforts (Kuchenna Otucha, przetłumaczyłam tak, bo Nigella pisze sporo o pocieszaniu i rozpraszaniu smutków). Jej USP (Unique Selling Point) czyli tym, co odróżnia ją od poprzednich książek Nigelli, jest bardziej poradnikowy ton, i mnóstwo przydatnych rad, nie tylko na temat przygotowywania potraw, ale także np. wyposażenia kuchni (co prawda nie wiem, jak to rozwiąże polski wydawca - bo Nigella podaje rzecz jasna listę brytyjskich dostawców i sklepów, a czasem także poleca produkty firm, których w Pl nie ma, albo są trudno dostępne - pierwszy z brzegu przykład to spagetti z... Marmite, o który to ekstrakt z drożdży w Pl, poza największymi miastami, ponoć trudno). Kitchen będzie z pewnością kolejnym przebojem - właściwie nie ma w książce przepisu, którego nie chciałabym wypróbować, lub zjeść w wykonaniu mej brzydszej, lecz bardziej doświadczonej w kuchni, połówki.
A jutro będę się pławić w drugim swym nałogu - butoholizmie. Wybieram się bowiem do Londynu na musical pt. Shoes - całkowicie poświęcony butom, wszelkim fasonom i markom, od Salvatore Ferragamo po Crocs-y. Tancerze i aktorzy wystąpią łącznie w 250 parach! To będzie uczta! Przed przedstawieniem zamierzam też obadać Otarian - otwartą 2 tygodnie temu pierwszą na świecie sieć restauracji, która podaje carbon footprint, czyli ślad ekologiczny, każdego dania.




*W UK książki kucharskie szefów kuchni i kucharzy - celebrytów właściwie zawsze idą w parze z telewizyjną serią, albo przynajmniej występami w takich programach, jak Saturday Kitchen, gdzie gościnnie gotują najlepsi szefowie kuchni, nawet sam wielki Michel Roux Senior, którego praktycznie nie można zobaczyć nigdzie indziej - mieszka bowiem w Szwajcarii, dokąd się wyniósł, zdegustowany i zmęczony brytyjską obsesją na punkcie nieruchomości i przeludnieniem - z czym się całkowicie zgadzam, choć nie jestem, jak Roux, milionerką - jego stać na angielski dom marzeń, ale widać chciał więcej przestrzeni za mniejsze pieniądze.
Książkom kucharskim, które wydawane są bez reklamy, jaką zapewnia seria w TV, naprawdę trudno się przebić na tutejszym bardzo tłocznym rynku wydawniczym.

01/09/2010

Muminki lubią dobrze zjeść

W "poprzednim" życiu (nie w sensie reinkarnacji), kiedy to robiłam błyskotliwą karierę w międzynarodowej korporacji i rozbijałam się samolotami po Europie, bywałam co jakiś czas w Finlandii. Helsinki, "metropolię" o urbanistycznym rozmachu  porównywalnym z tym, który można "podziwiać" w mniejszych polskich miastach wojewódzkich, odwiedziłam kilka razy, dzięki czemu poznałam kuchnię fińską, która od razu przypadła mi do gustu. Znałam już i lubiłam kuchnię duńską, ale kuchnia fińska okazała się znacznie bardziej wschodnia, niż kuchnie krajów skandynawskich (Finlandia zaliczana jest do Skandynawii ze względu na geograficzne położenie, ale etnicznie i językowo to nie jest część Skandynawii). Na fińskie tradycje kulinarne duży wpływ miało sąsiedztwo z Rosją - to jedyny kraj, poza Polską i Rosją, gdzie widziałam herbatę podawaną na staroświecki sposób - w szklankach z metalowymi koszyczkami, czasem nawet parzoną w samowarze. W menu tradycyjnej fińskiej restauracji znalazłam np. przybyłe z Rosji paschę czy kisiel. Finowie lubią też, jak my, rozmaite marynaty: ogórki, grzyby itd, co na pewno ma związek z surowym klimatem. Jedzą też dużo ryb, np. śledzi, które są z kolei pomiataną rybą w UK (choć jeszcze 30 - 40 lat temu były bardzo popularne), mięso reniferów, zaś w deserach i wypiekach często wykorzystują jabłka oraz różnego rodzaju dzikie owoce jagodowe, w tym takie, które nie rosną w Polsce, np. polarne jagody - stwierdzenie, że Finowie mają najlepsze na świecie owoce leśne nie jest ze strony Finów arogancją, lecz uzasadnioną dumą.

Finlandia nie słynie jednak z kuchni, a głównie z dizajnu, kierowców wyścigowych, komórek, i Muminków. Choć Tove Jansson była Szwedką - czy też, jak o sobie mówią przedstawiciele sporej mniejszości szwedzkiej w Finlandii - "szwedzką Finką", i książki pisała po szwedzku (wszystko w Finlandii ma napisy po fińsku i szwedzku, dzięki czemu dużo rozumiałam - bo choć fiński jest do niczego niepodobny, no może trochę do węgierskiego i estońskiego, to za to szwedzki jest b. podobny do duńskiego, którym władam), to jednak Muminki są bezsprzecznie fińskie. Zobaczywszy zatem w Amazonie pierwsze brytyjskie wydanie Moomins Cookbook (Książki kucharskiej Muminków), wydanej z okazji 65 - lecia Muminków, nie mogłam się oprzeć - Muminki i kuchnia fińska! Książka ma nawet podtytuł: An Introduction to Finnish Cuisine (Wprowadzenie do kuchni fińskiej), zaś na pierwszej stronie jest cytat z jednej z książek: Everything fun is good for the stomach. Cytatów okołokulinarnych jest więcej - "Ludzie, którzy jedzą naleśniki, nie mogą być zupełnie źli. Łatwo się z nimi dogadać" (i trudno się z tym nie zgodzić).  Książka jest pięknie wydana - w twardej okładce i, co dla fanów Muminków najważniejsze, bogato ilustrowana. Tu moje zdjęcie ze środka:

Jest to w założeniu książka skierowana do dzieci, zatem większość ze 150 przepisów jest prosta i odpowiednia dla dziecięcych podniebień - zapiekanka rybna, owsianka, kisiel, placek z jabłkami itp. Nie miałam jeszcze okazji żadnego wypróbować, ale na pewno zrobię tę zapiekankę rybną z tuńczyka oraz cynamonowe ciasteczka. I choć, jak wspomniałam, to książka przeznaczona dla dzieci, które już próbują gotować, nie mogło zabraknąć instrukcji  prawidłowego parzenia kawy - Finowie bowiem piją ją hektolitrami i jest to ich niealkoholowy napój narodowy (alkohol narodowy to oczywiście wódka, choć ja osobiście polecam likiery i nalewki z owoców leśnych).
Muminki są dość dobrze znane w UK, a w związku z rocznicą w sklepach tutejszych pojawiło się mnóstwo Muminkowych gadżetów, np. takie foremki - ale o tym osobno.



31/08/2010

BlogDay

Kasia zrewanżowała mi się za wywołanie do tablicy *mrugam* i zaprosiła do wzięcia udziału w rozprzestrzenianiu blog lovin': “Przez jeden dzień - 31 sierpnia - blogerzy z całego świata publikują notkę polecającą 5 innych blogów, najlepiej gdy są to blogi o innej tematyce, z innej kultury. Tego dnia czytelnicy bloga, będą krążyć po sieci i odkrywać nowe, nieznane blogi ciesząc się z odkrycia nowych ciekawych blogów i blogerów” (cytat ze strony BlogDay).
I jeszcze oficjalne zasady:




  1. Znajdź 5 blogów, które Tobie wydają się interesujące.
  2. Powiadom 5 innych blogerów, że zapraszasz ich do zabawy w BlogDay 2010.
  3. Napisz krótki opis polecanych blogów i zamieść link do nich.
  4. Opublikuj wpis w BlogDay (31 sierpnia).
  5. I użyj tagów BlogDay - link: http://technorati.com/tag/blogday2010 oraz linku do oficjalnej strony BlogDay:http://www.blogday.org 


    Wszystkie wybrane przeze mnie blogi są anglojęzyczne i, co jest dla mnie istotne, pisane w British English.

1. Ten blog z gatunku confessional (confession - wyznanie, spowiedź) jest jednym z najbardziej znanych w UK. Autorka jest Angielką mieszkającą w Belgii, stąd tytuł: Belgian Waffling. By czerpać z niego prawdziwą przyjemność, trzeba znać angielski biegle - autorka jest powalająco dowcipna (witty), w tym samobiczującym się, ironicznym stylu, który zapewnił Anglikom tytuł nacji o najbłyskotliwszym dowcipie na świecie. Jej wierne koło czytelniczek/ów idzie w tysiące.
2. Jeśli chodzi o blogi urodowe, nie do pobicia jest BritishBeautyBlogger. Prowadząca zajmuje się urodą profesjonalnie i jest zawsze najlepiej poinformowana.
3. Jeśli szukam przepisu na ciasto, ciastka czy dżem, często korzystam z bloga kulinarnego Apple & Spice - autorka prezentuje głównie desery i wypieki, dzięki niej odkryłam te przepyszne ciastka z masłem orzechowym. Robiliśmy je już kilka razy i naprawdę są insanely delicious.
4. Poświęcony czekoladzie we wszystkich możliwych wcieleniach Chocablog to dla mnie - koneserki czekolady - źródło nieustającej inspiracji. Nie bez znaczenia jest to, że to blog "lokalny" - nawet b. niszowe produkty zwykle mogę kupić, jeśli nie w sklepie, to w sieci, i nie muszę się ślinić nadaremno.
5. Blogi poświęcone modzie podnoszą poprzeczkę coraz wyżej, a to dlatego, że wiele redaktorek mody z magazynów takich jak Vogue, Harper's Bazaar, Tatler czy Grazia, czy to oficjalnie zatrudnionych, czy też współpracujących z nimi na zasadzie wolnych strzelców, prowadzi własne. Nie chcę przez to powiedzieć, że ludzie spoza branży nie miewają doskonale prowadzonych blogów - ale insider access niewątpliwie pomaga. Prowadząca Fashion Editor at Large Melanie Rickey jest właśnie... fashion editor (redaktorką prowadzącą dział mody) w redakcji bardzo popularnego w UK modowo-plotkarskiego dwutygodnika Grazia i jej blog pokazuje, jak wygląda dziennikarstwo modowe i cała branża od środka.
Zdjęcie pochodzi z Fashion Editor at Large i przedstawia przebój nadchodzącego sezonu, torebkę Classic marki Celine, w różnych dostępnych wersjach.

Byłoby nie fair z mojej strony nominować 5 osób, bo nie sądzę, by się wyrobiły i zdążyły swoją listą opublikować jeszcze dzisiaj. Ale już niedługo obiecuję kolejną zabawę.

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails