Brrr, jak zimno.Temperatury zeszły poniżej zera i pada śnieg, panuje, jak mawia mąż, Polish cold (polskie zimno, sroższe od tutejszego). Kraj powoli pogrąża się w chaosie, a my zakładamy kolejne swetry. Jak to w kraju, gdzie większość nieruchomości pochodzi z czasów georgiańskich, wiktoriańskich lub edwardiańskich, a więc często nadal pozbawionych nowoczesnej izolacji, często z bylejakimi oknami, trudno zatrzymać ulatniające się ciepło. Z powodu swego wieku, domy angielskie są często nieekologiczne, ochoczo tracą ciepło, i zapraszają zimno i wilgoć. Mimo tego, największym marzeniem Anglika jest dom jak najstarszy, najwyższe ceny osiągają nieruchomości georgiańskie (ze względu na panujący w tamtym okresie styl architektoniczny), nierzadko wydają też miliony na odrestaurowanie domów z czasów elżbietańskich czy epoki Tudorów. Dlatego też domów nie sprzedaje się tu wg metrażu, często zresztą ludzie nie wiedzą, jaką dokładnie powierzchnię ma nieruchomość, w której mieszkają. Domy sprzedaje się wg ilości pomieszczeń, szczególnie sypialni (przy czym tzw. podwójna sypialnia jest droższa niż pojedyncza - chodzi o wielkość łóżka, jakie się zmieści w tej sypialni).
Rynek nieruchomości jest tu zupełnie inny niż w Pl, zresztą jest unikalny na skalę światową. Jest on podstawą narodowej gospodarki, wart niezliczone miliardy, a wiadomości z property market podawane są niemal codziennie jako część głównych serwisów gospodarczych, zaś ceny nieruchomości i rynek kredytów hipotecznych to najczulszy chyba barometr stanu tutejszej gospodarki. Nieruchomości są narodową obsesją (słynne: An Englishman's home is his castle), własność nieruchomości (property ownership) sięga 80% i tylko Włochy dorównują UK pod tym względem. Niemal wszystkie główne kanały telewizyjne nadają od lat programy o kupowaniu i sprzedawaniu nieruchomości oraz urządzaniu wnętrz - tzw. property porn (chyba nie muszę tłumaczyć?). Co najmniej jeden taki program dziennie. Kto czytał Sagę Rodu Forsytów (jedna z moich ukochanych lektur), ten wie, że nie jest to obsesja nowa - pierwsza część nosi tytuł Man of Property (Posiadacz).
Oczywiście to "posiadanie" jest umowne - znakomita większość "właścicieli" jest tak naprawdę "zakładnikami" banków, kredyt hipoteczny spłaca się całe życie, i jest to największa pozycja w domowym budżecie. Pamiętam jak pod koniec lat 90. mój polski eks-narzeczony zdecydował się na zaciągnięcie kredytu hipotecznego na kupno mieszkania w W-wie - był wyjątkiem, większość znajomych pożyczyła lub dostała pieniądze od rodziny, odziedziczyła mieszkania lub wynajmowała, posprzedawała uwłaszczone mieszkania pokomunalne i za to kupiła nowe, i tak dalej. Eks był postrzegany jako ryzykant i awangarda. Myślę, że wraz ze wzrostem cen to się zmieniło, ale do dziś różnica pozostaje. Nieruchomości w Anglii należą do najdroższych na świecie w stosunku do przeciętnej pensji - owszem, zarabia się tu 5 razy więcej, niż w Pl, ale za to nieruchomości są wielokrotnie droższe. Od lat 60. zeszłego wieku cena przeciętnej nieruchomości w UK wzrosła o...12 tysięcy procent! Oczywiście nie muszę dodawać, że pensje nie wzrosły w takim samym tempie. Ten wzrost przyczynia się do pogłębiającej się przepaści między biednymi a bogatymi - ten podział jest obecnie większy, niż w latach 50.!
Ponadto w UK także podział na "dobre" i "złe" dzielnice jest dużo wyraźniej zaznaczony, niż w Pl (choć Pl jest na tej drodze). Osiedla komunalne są w oczach większości siedliskiem marginesu społecznego, a mieszkanie w tego typu mieszkaniu oznacza w hierarchii społecznej upadek niemal na dno, od którego gorsza jest tylko bezdomność. Niemal wszystko ma wpływ na cenę domu, ocenia się np. że dom w rejonie dobrej szkoły (obowiązuje tu rejonizacja) kosztuje nawet o 15% więcej, niż identyczny znajdujący się parę metrów za granicą tego rejonu. Ostatnio symbolem tzw. gentrification (gdy dzielnica poprzednio kiepska staje się pożądana i ceny nieruchomości zaczynają rosnąć) jest pojawienie się sklepu sprzedającego relatywnie drogie cupcakes (kolorowe babeczki)! Nie żartuję - niektórzy agenci nieruchomości jak najbardziej serio traktują takie oznaki - jeśli ktoś na danej ulicy otwiera cupcake shop, to automatycznie oznacza że będzie można więcej zarobić na nieruchomościach stojących przy tej ulicy. Zresztą, w getcie pełnym narkomanów niewielu będzie chętnych na drogie wypieki, więc jest to całkiem racjonalne.
Wiem co mowisz. Uwielbiam moj "flat" z pieknym widokiem (zamiast sciany mamy okna). Niestety obecnie przeklinam moja sciane, bo dogrzac mieszkania nie idzie. Zaraz zaczne w szaliku po domu chodzic ;)
ReplyDeleteAle taki angielsko domek mieć...eh...naczytałam się chyba za dużo angielskiej literatury;). A co do rynku nieruchomości to wydaje mi się, że w Polsce powoli też idziemy w tym kierunku...
ReplyDeleteBardzo lubię czytać Twoje hmmm... eseje?:) Trafiłem na obcasy całkiem niedawno ale podobnie jak polskie Wysokie Obcasy czytam chętnie i z dużą ciekawością.
ReplyDeletepozdrowienia (z nie mniej zimnej Warszawy)
Zimno i wilgotno, ale...ech, mieć taką edwardiańską posiadłość! Z wielkim ogrodem, ogromną biblioteką, jadalnią z gigantycznym stołem. :)Szperałam w drzewie genealogicznym swoim, niestety nie ma tam żadnego lorda, po którym taką chatkę mogłabym odziedziczyć. ;)
ReplyDeleteWilgoc i chlod w domu to i mi dobrze znane problemy. Zwazywszy, ze nasz dom ma ponad 100 lat i stoi na palach (drewnianych) ze wzgledu na podmoklosc terenow trudno nie miec wilgoci, ale nie zamienilabym go na mieszkanie w noeym budownictwie. Pozdrawiam z wilgotnej Holandii.
ReplyDeleteBardzo ciekawy wpis.
ReplyDeleteBędę zaglądać częściej:)
PS Czy to możliwe, że "znamy się" z "trzydziestek" na GW :)
Monikucho,
ReplyDeletejak miło, że się znowu odezwałaś:-) Szaliki to w naszym domu całkiem realna perspektywa:-)
Miss Cinname,
dziękuję za odwiedziny:-)
Tak, wiele angielskich zabytkowych domów jest bardzo pięknych, "z duszą", często otoczone są przy tym przepięknym starym ogrodem (bo to kolejny angielski bzik:-)). Ja jestem rozdarta, bo z jednej strony chciałabym taki, a z drugiej marzę o zbudowaniu własnego, super-ekologicznego domu (tzw. dom pasywny, czyli nie zużywający energii - takie domy istnieją). Ale oba na razie pozostają w sferze marzeń...
Mich,
dziękuję za odwiedziny i miłe słowa, mnie z kolei podoba się Twój blog i na pewno będę do Ciebie zaglądać.
Dragonfly,
miło Cię znów widzieć.
Jak już wspomniałam, takie domy są rzeczywiście wspaniałe, miałam okazję odwiedzić kilka takich posiadłości. Są jednak kosmicznie drogie a też nie mamy w rodzinie męża lordów i ladies...
Aniu,
witaj, mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś w Sylwestra?
Nowe budownictwo w UK też przeważnie rozczarowuje, a przy tym niekoniecznie jest cieplejsze. Dobre rozwiązanie to stary dom przerobiony przy użyciu nowoczesnych technologii.
Delie,
dziękuję za odwiedziny:-)
Dobrze zgadujesz:-)
Aniu, w Sylwestra bawilam sie swietnie. Szkoda tylko, ze 3 dni padal descz i nie byla to pogoda do chodzenia po Londynie. Lubie to miasto. Juz planuje nastepna wyprawe. :-)
ReplyDeleteJak tam zasypanie sniegiem? Sytuacja sie poprawia? U nas ostatnio nie pada wiec jest troche lepiej.
Cieszę się, że tak się dobrze bawiłaś:-)
ReplyDeleteJa też uwielbiam Londyn, choć z ulgą się z niego wyprowadziłam - to nienajlepsze miejsce dla dziecka i zwierzaków.
Zima wciąż nie chce sobie pójść - jest o tyle lepiej, że szkoła Nicholasa jest otwarta, ale poczty wczoraj znów nie było.
Na razie nie zapowiadają odwilży.
Rozumiem Cię doskonale, bo chociaż bardzo lubię Amsterdam, to ciesze się, że już tam nie mieszkam. Jednocześnie mieszkam na tyle blisko, że jeżeli mam ochotę na wystawę lub zwykły wypad do Amsterdamu nie jest to problemem.
ReplyDeleteU nas zima też jeszcze trzyma, poczta działa na szczęście cały czas. :-) Od jutra mają być dodatnie temperatury w ciągu dnia, a w nocy mróz. Może troche sie powoli zaczyna porawiać...
To tak jak ja:-) mam godzinę pociągiem do Londynu.
ReplyDeleteJak będziesz następnym razem w L, daj znać, bo wybieram się tam na wystawę o Grace Kelly, będzie w Victoria & Albert Museum, jeśli chciałabyś też zobaczyć, to możemy wspólnie:-)
W nocy znów napadało - zima wróciła ze zdwojoną siłą, mówią, że tak będzie jeszcze 3 tygodnie:-)
A do kiedy jest wystawa? Chętniebym zobaczyła i chętnie wspólnie. :-)
ReplyDeleteWystawa dopiero będzie:-) od 17 kwietnia do 26 września. Info na stronie V&A:
ReplyDeletehttp://www.vam.ac.uk/exhibitions/future_exhibs/index.html
Zapowiada się wspaniale, ale nawet bez specjalnej wymówki V&A jest boskie:-) Moje ulubione muzeum i sklep przymuzealny w L.
Ja miałam w planach Londyn w maju, więc wygląda na to, że się idealnie wstrzelę. Dam znać na pewno. Mailem albo na FB.
ReplyDeletesuper, już się cieszę:-)
ReplyDelete