Logo |
Restauracja z zewnątrz |
Siedzieliśmy przy stoliku, który widać na pierwszym planie |
David Nicholson ma także pobliski The Black Boy, najlepszy pub w Winchesterze, a niedługo ma otworzyć The Black Bottle, ponoć winiarnię. Lista win w The Black Rat zawiera 80 win: wg ludzi, którzy się na tym znają, umiejętnie dobranych, jest nawet kilka half - bottles (pół - butelek) co także świadczy o tym, że właściciel nie jest nastawiony na oskubanie klienta, i oferuje alternatywę tym, którzy wahają się między kieliszkiem a całą butelką. My wybraliśmy właśnie pół butelki niemieckiego Gewurztraminer, którego natychmiast stałam się wielką miłośniczką.
Szefem kuchni jest Chris Bailey, który zdobywał ostrogi w także nagrodzonych gwiazdkami Michelina restauracjach, takich jak Chez Bruce w Londynie. Obsługa, co jest niezwykle rzadkie w Londynie, to miejscowi, przy tym kompetentni i czarujący.
Na przystawkę ja wybrałam bresaolę, którą podano z gruszkami i cykorią. Cienkie plasterki solonej wołowiny ze szkockiego bydła (long horn cattle) doskonale komponowały się z soczystą gruszką i chrupiącą, wcale nie gorzką, cykorią.
Mój mąż natomiast zdecydował się na panierowaną baraninę (mutton), którą najpierw marynowano przez 16 godzin, dzięki czemu okazała się nadspodziewanie delikatna. Gdyby baranina zawsze była tak pyszna, jadłabym ją częściej.
Moje danie główne to ryba, która urodą nie grzeszy - gurnard (słownik twierdzi, że po polsku to kurek).
Prehistoryczna niewyględność nie rzutuje na jej smak. Rybę tylko lekko podsmażono i podano z soczewicą - bardzo świeża ryba, przygotowana jak najprościej, to moje food heaven, które mogłabym jeść prawie codziennie. Poza tym mogę zadzierać nosa, że to wybór zdrowy i nietuczący.
Małżonek zjadł game pie czyli zapiekankę z dziczyzny. Tak często różne pies rozczarowują, zazwyczaj proporcja ciasta w stosunku do zawartości jest niekorzystna - za dużo taniego ciasta, za mało droższego mięsa, ale tu ciasta było mało, za to dziczyzny dużo, czyli tak, jak być powinno.
Na deser wybrałam vanilla cream z rabarbarem w hibiskusie. Vanilla cream okazał się bardzo kremową, rozpływającą się w ustach pannacottą.
( Mam na sobie tę czerwoną sukienkę).
Mąż natomiast delektował się Gorgonzolą z ciepłą ciabattą z oliwkami.
David Nicholson oraz Chris Bailey wyznają tę samą filozofię, co ojciec nowoczesnej kuchni brytyjskiej (Modern British), wielki Fergus Henderson. O tej filozofii, zwanej "nose to tail" (od nosa po ogon) pisałam więcej tutaj. W menu podano także pochodzenie najważniejszych składników i były one, jeśli nie lokalne, to obowiązkowo brytyjskie - np. mojego kurka złowiono w Brixham, a rabarbar pochodził z zagłębia rabarbarowego, czyli Yorkshire.
Jeśli znajdziecie się kiedyś w Winchesterze, gorąco The Black Rat polecam. Albo, jeszcze lepiej, zaproście mnie tam, a ja się zrewanżuję oprowadzając Was po tym niezwykłym mieście.
Aniu, wyglądasz uroczo, a post - ślinka leci! Zdecydowanie wybrałabym baraninę. :-)
ReplyDeleteKasiu,
ReplyDeletedziękuję:-) Tylko dlaczego na 10 kg grubszą?! To prawda, że aparat/kamera dodają - ja przynajmniej będę się trzymać tej wersji;-)
Oj Aniu, ale kusisz :)
ReplyDeleteBardzo chętnie bym się tam z Tobą wybrała! Kto wie, może kiedyś?
wnetrze surowe ale klimatyczne.
ReplyDeletezdecydowanie wybralabym to co Ty Aniu. ta ryba na soczewicy wyglada bardzo wykwintnie, deser tez kusi.
a pani w czerwonej sukience wyglada bardzo ladnie, szczegolnie na zdjeciu z deserem.
sciskam
Gatta
Aż zgłodniałam z samego rana!:)
ReplyDeleteJak będę w pobliżu to na pewno Cię zaproszę:)
Ślicznie wyglądasz Aniu:)
Prawdę mówiąc to szczurze logo i nazwa restauracji nie brzmią zbyt przekonująco i apetycznie.....w przeciwieństwie do Twojego opisu dań i ich prezentacji na talerzu.....na zdjęciach ich kompozycja kojarzy się z wykwintnością....
ReplyDeletePorównam może tego szczura z logo do szczura z bajki Ratatouille, który był świetnym kucharzem, wręcz mistrzem swego fachu....od razu lepiej...pozdrawiam serdecznie:)
Nazwa rzeczywiście straszna, bo o ile słysząc o kaczkach i świnkach człowiek myśli o czymś dobrym, to tłusty szczur oznacza zupełnie co innego (mimo wspomnianego przez designAnię Ratatouille'a). Wszystko co piszesz jednak bardzo apetyczne, ale chyba Ty w tej sukience najbardziej.
ReplyDeleteBardzo fajna recenzja i nazwe zapamietuje, gdybym kiedys byla w okolicy. :) No i Twoja sugestie barteru - za obiad wycieczka. ;>
ReplyDeleteCeny tez bardzo zachecajace!
To mi sie podoba w dobrych knajpach w UK, ze nie ma tam przepychu, albo z druga strone - zimnego minimalizmu, a taka swojska, acz wywazona atmosfera wnetrza. :)
Czy to ta sukienka przy ktorej musisz dziekowac za komplementy na wdechu? :)
Manio,
ReplyDeletezapraszam serdecznie! Jako miłośniczka Jane Austen nie byłabyś zawiedziona.
Gatko,
dziękuję serdecznie! Świeże ryby, umiejętnie przyprawione, to jest to:-)
Delie,
trzymam Cię za słowo:-) Dziękuję bardzo za komplement.
Aniu,
masz rację, rzeczywiście najlepiej myśleć o szczurze z Ratatouille:-)
karoLino,
serdeczne dzięki!
Karolino,
prawda, że cena przyzwoita? Naprawdę przytulne miejsce, latem można nawet jeść na zewnątrz, w ogrodzie z tyłu.
Sukienka ta właśnie;-) I te same majtki (magiczne:-))
Thanks for good stuff
ReplyDeleteNazwa na na mnie również nie działa zachęcająco, mam awersję do gryzoni, z jakiejkolwiek bajki by nie były;-)
ReplyDeleteJedzenie natomiast zapowiada się wyśmienicie, podoba mi się to co wybraliście, smakowałyby mi oba warianty albo ich mix:-)
I podobają mi się te stoły z surowego drewna, z chęcią widziałabym taki u siebie w kuchni:)
Mmm.. Smaczna kuchnia za rozsądną cenę w niewydumanym miejscu - i jak tu się nie cieszyć? Kiedy dodać do tego fakt, że "okazją" jest walentynkowa kolacja, nie pozostaje nam nic innego, jak popłynąć z nurtem. :)
ReplyDeleteNie narzekaj, wyglądasz świetnie. :) Sukienka ma bosski odcień czerwieni.
Mhmmm Gewurztraminer - j'adore! U nas sprzedaje sie glownie alzacki (czyli francuski), ale nie sadze, by roznil sie od niemieckiego.
ReplyDeleteDziekuje za recenzje knajpki - adres wklepuje do notatnika :)
opisy dań brzmią naprawdę kusząco! i podzielam sympatię dla Gewurztraminera - jak katasia_k znam tylko wersję Alzacką i jest to zdecydowanie mój ulubiony typ wina.
ReplyDeletePrzedostatnie zdjęcie jest takie śliczne.
ReplyDeleteNieskrępowany uśmiech, wiesz.. rozweseliłaś Mnie?:)
Patrycjo,
ReplyDeletetak, taki stół też bym chciała, zwłaszcza, że tego, który mam już chciałabym się pozbyć.
Wiedźmo,
wielkie dzięki:-)
Katasiu,
niewykluczone, że to jednak było wino alzackie - Niemcy produkują b. mało Gewurtztraminer, jak się okazuje;-)
Gosiu,
ja dopiero teraz poznałam uroki tego wina, ale już nawet kupiliśmy butelkę do domowego spożycia;-)
Olciku,
bardzo dziękuję!:-)
Aniu, ależ urocza kobieta z Ciebie!
ReplyDeletei na dodatek jeszcze cała w czerwieni :)
Co do nazwy - zawsze było to dla mnie zagadką, jak można restaurację szczurem nazwać. Jednak Twoja recenzja zdecydowanie zachęca :)
Amarantko,
ReplyDeleteserdecznie dziękuję!