12/02/2011

Lunch w Pod Czarnym Szczurem

Pod Tłustą Kaczką (The Fat Duck), Pod Trzema Świniami (Three Pigs), Pod Czarnym Szczurem (The Black Rat) - nazwy restauracji i pubów specjalizujących się w kuchni brytyjskiej często mają zwierzę w nazwie. The Fat Duck Hestona Blumenthala to oczywiście jedna z najsłynniejszych restauracji świata, która od lat utrzymuje 3 gwiazdki Michelina. The Black Rat zaś to nasza lokalna restauracja, której właśnie przyznano pierwszą gwiazdkę. Dziś byłam tam na Walentynkowym lunchu.

Logo

Restauracja z zewnątrz
Wnętrza pewnie rozczarowałyby tych, którzy po restauracji takiej klasy oczekują  przepychu. Nam podobała się ich prostota i bardzo angielski charakter: nieco ekscentryczny i bez zadęcia, niczym w kornwalijskim zajeździe dla przemytników z powieści Daphne du Maurier. Podłogi są stare i nierówne, a na ścianach wiszą portrety czyichś przodków. Wśród niecodziennych antyków wyróżniał się rządek starych... podręcznych gaśnic.
Siedzieliśmy przy stoliku, który widać na pierwszym planie
W soboty i niedziele w porze lunchu nie można wybierać ze standardowego menu, lecz, co jest popularne w tego rodzaju przybytkach, masz tzw. set menu - zestaw 2 lub 3 dań; płacisz za zestaw, a nie poszczególne dania - idealne dla "osiołków", które nie lubią, by im za dużo "w żłoby dano". Do wyboru były po 3 różne przystawki, 3 dania główne i 3 desery. 2 dania (np tylko przystawka i danie główne) kosztują 19.50 funta, 3 - 23.50 funta - to naprawdę dobra VFM (value for money). Takie same ceny obowiązywały poprzednio, przed gwiazdką Michelina, i chwała właścicielowi, Davidowi Nicholsonowi, za to, że nie podwyższył cen, a mógłby, bo za jedzenie takiej klasy w tak bogatym mieście mógłby sobie winszować więcej i klienci zapłaciliby bez mrugnięcia okiem.
David Nicholson ma także pobliski The Black Boy, najlepszy pub w Winchesterze, a niedługo ma otworzyć The Black Bottle, ponoć winiarnię. Lista win w The Black Rat zawiera 80 win: wg ludzi, którzy się na tym znają, umiejętnie dobranych, jest nawet kilka half - bottles (pół - butelek) co także świadczy o tym, że właściciel nie jest nastawiony na oskubanie klienta, i oferuje alternatywę tym, którzy wahają się między kieliszkiem a całą butelką. My wybraliśmy właśnie pół butelki niemieckiego Gewurztraminer, którego natychmiast stałam się wielką miłośniczką.
Szefem kuchni jest Chris Bailey, który zdobywał ostrogi w także nagrodzonych gwiazdkami Michelina restauracjach, takich jak Chez Bruce w Londynie.  Obsługa, co jest niezwykle rzadkie w Londynie, to miejscowi, przy tym kompetentni i czarujący.
Na przystawkę ja wybrałam  bresaolę, którą podano z gruszkami i cykorią. Cienkie plasterki solonej wołowiny ze szkockiego bydła (long horn cattle) doskonale komponowały się z soczystą gruszką i chrupiącą, wcale nie gorzką, cykorią.
Mój mąż natomiast zdecydował się na panierowaną baraninę (mutton), którą najpierw marynowano przez 16 godzin, dzięki czemu okazała się nadspodziewanie delikatna. Gdyby baranina zawsze była tak pyszna, jadłabym ją częściej.
Moje danie główne to ryba, która urodą nie grzeszy - gurnard (słownik twierdzi, że po polsku to kurek).

Prehistoryczna niewyględność nie rzutuje na jej smak. Rybę tylko lekko podsmażono i podano z soczewicą - bardzo świeża ryba, przygotowana jak najprościej, to moje food heaven, które mogłabym jeść prawie codziennie. Poza tym mogę zadzierać nosa, że to wybór zdrowy i nietuczący.
Małżonek zjadł game pie czyli zapiekankę z dziczyzny. Tak często różne pies rozczarowują, zazwyczaj proporcja ciasta w stosunku do zawartości jest niekorzystna - za dużo taniego ciasta, za mało droższego mięsa, ale tu ciasta było mało, za to dziczyzny dużo, czyli tak, jak być powinno.
Na deser wybrałam vanilla cream z rabarbarem w hibiskusie. Vanilla cream okazał się bardzo kremową, rozpływającą się w ustach pannacottą.

( Mam na sobie tę czerwoną sukienkę).
Mąż natomiast delektował się Gorgonzolą z ciepłą ciabattą z oliwkami.
David Nicholson oraz Chris Bailey wyznają tę samą filozofię, co ojciec nowoczesnej kuchni brytyjskiej (Modern British), wielki Fergus Henderson. O tej filozofii, zwanej "nose to tail" (od nosa po ogon) pisałam więcej tutaj. W menu podano także pochodzenie najważniejszych składników i były one, jeśli nie lokalne, to obowiązkowo brytyjskie - np. mojego kurka złowiono w Brixham, a rabarbar pochodził z zagłębia rabarbarowego, czyli Yorkshire.
Jeśli znajdziecie się kiedyś w Winchesterze, gorąco The Black Rat polecam. Albo, jeszcze lepiej, zaproście mnie tam, a ja się zrewanżuję oprowadzając Was po tym niezwykłym mieście.

18 comments:

  1. Aniu, wyglądasz uroczo, a post - ślinka leci! Zdecydowanie wybrałabym baraninę. :-)

    ReplyDelete
  2. Kasiu,

    dziękuję:-) Tylko dlaczego na 10 kg grubszą?! To prawda, że aparat/kamera dodają - ja przynajmniej będę się trzymać tej wersji;-)

    ReplyDelete
  3. Oj Aniu, ale kusisz :)
    Bardzo chętnie bym się tam z Tobą wybrała! Kto wie, może kiedyś?

    ReplyDelete
  4. wnetrze surowe ale klimatyczne.
    zdecydowanie wybralabym to co Ty Aniu. ta ryba na soczewicy wyglada bardzo wykwintnie, deser tez kusi.
    a pani w czerwonej sukience wyglada bardzo ladnie, szczegolnie na zdjeciu z deserem.
    sciskam
    Gatta

    ReplyDelete
  5. Aż zgłodniałam z samego rana!:)
    Jak będę w pobliżu to na pewno Cię zaproszę:)
    Ślicznie wyglądasz Aniu:)

    ReplyDelete
  6. Prawdę mówiąc to szczurze logo i nazwa restauracji nie brzmią zbyt przekonująco i apetycznie.....w przeciwieństwie do Twojego opisu dań i ich prezentacji na talerzu.....na zdjęciach ich kompozycja kojarzy się z wykwintnością....
    Porównam może tego szczura z logo do szczura z bajki Ratatouille, który był świetnym kucharzem, wręcz mistrzem swego fachu....od razu lepiej...pozdrawiam serdecznie:)

    ReplyDelete
  7. Nazwa rzeczywiście straszna, bo o ile słysząc o kaczkach i świnkach człowiek myśli o czymś dobrym, to tłusty szczur oznacza zupełnie co innego (mimo wspomnianego przez designAnię Ratatouille'a). Wszystko co piszesz jednak bardzo apetyczne, ale chyba Ty w tej sukience najbardziej.

    ReplyDelete
  8. Bardzo fajna recenzja i nazwe zapamietuje, gdybym kiedys byla w okolicy. :) No i Twoja sugestie barteru - za obiad wycieczka. ;>

    Ceny tez bardzo zachecajace!

    To mi sie podoba w dobrych knajpach w UK, ze nie ma tam przepychu, albo z druga strone - zimnego minimalizmu, a taka swojska, acz wywazona atmosfera wnetrza. :)

    Czy to ta sukienka przy ktorej musisz dziekowac za komplementy na wdechu? :)

    ReplyDelete
  9. Manio,

    zapraszam serdecznie! Jako miłośniczka Jane Austen nie byłabyś zawiedziona.

    Gatko,

    dziękuję serdecznie! Świeże ryby, umiejętnie przyprawione, to jest to:-)

    Delie,

    trzymam Cię za słowo:-) Dziękuję bardzo za komplement.

    Aniu,

    masz rację, rzeczywiście najlepiej myśleć o szczurze z Ratatouille:-)

    karoLino,

    serdeczne dzięki!

    Karolino,

    prawda, że cena przyzwoita? Naprawdę przytulne miejsce, latem można nawet jeść na zewnątrz, w ogrodzie z tyłu.
    Sukienka ta właśnie;-) I te same majtki (magiczne:-))

    ReplyDelete
  10. Thanks for good stuff

    ReplyDelete
  11. Nazwa na na mnie również nie działa zachęcająco, mam awersję do gryzoni, z jakiejkolwiek bajki by nie były;-)
    Jedzenie natomiast zapowiada się wyśmienicie, podoba mi się to co wybraliście, smakowałyby mi oba warianty albo ich mix:-)
    I podobają mi się te stoły z surowego drewna, z chęcią widziałabym taki u siebie w kuchni:)

    ReplyDelete
  12. Mmm.. Smaczna kuchnia za rozsądną cenę w niewydumanym miejscu - i jak tu się nie cieszyć? Kiedy dodać do tego fakt, że "okazją" jest walentynkowa kolacja, nie pozostaje nam nic innego, jak popłynąć z nurtem. :)
    Nie narzekaj, wyglądasz świetnie. :) Sukienka ma bosski odcień czerwieni.

    ReplyDelete
  13. Mhmmm Gewurztraminer - j'adore! U nas sprzedaje sie glownie alzacki (czyli francuski), ale nie sadze, by roznil sie od niemieckiego.
    Dziekuje za recenzje knajpki - adres wklepuje do notatnika :)

    ReplyDelete
  14. opisy dań brzmią naprawdę kusząco! i podzielam sympatię dla Gewurztraminera - jak katasia_k znam tylko wersję Alzacką i jest to zdecydowanie mój ulubiony typ wina.

    ReplyDelete
  15. Przedostatnie zdjęcie jest takie śliczne.
    Nieskrępowany uśmiech, wiesz.. rozweseliłaś Mnie?:)

    ReplyDelete
  16. Patrycjo,

    tak, taki stół też bym chciała, zwłaszcza, że tego, który mam już chciałabym się pozbyć.

    Wiedźmo,

    wielkie dzięki:-)

    Katasiu,

    niewykluczone, że to jednak było wino alzackie - Niemcy produkują b. mało Gewurtztraminer, jak się okazuje;-)

    Gosiu,

    ja dopiero teraz poznałam uroki tego wina, ale już nawet kupiliśmy butelkę do domowego spożycia;-)

    Olciku,

    bardzo dziękuję!:-)

    ReplyDelete
  17. Aniu, ależ urocza kobieta z Ciebie!
    i na dodatek jeszcze cała w czerwieni :)

    Co do nazwy - zawsze było to dla mnie zagadką, jak można restaurację szczurem nazwać. Jednak Twoja recenzja zdecydowanie zachęca :)

    ReplyDelete
  18. Amarantko,

    serdecznie dziękuję!

    ReplyDelete

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails