16/07/2011

Nowy cykl: Encyklopedia Mody Brytyjskiej - wstęp

Brytyjska podklasa na wypadach kawalerskich/panieńskich, pijana i wymiotująca po całej Europie... Zalanie Zatoki Meksykańskiej ropą... Kłamstwa i brednie najlepszego kumpla Dubya Busha, Tony Blaira (pobożnego katolika*), które wciągnęły kraj do wojny... Dawne zbrodnie kolonialne, które po dziś dzień odbijają się potężną czkawką w wielu zakątkach świata... Wielka Brytania ma dziś często złą prasę, choć anglofilia to nadal przypadłość rozpowszechniona - z zaskoczeniem odkryłam na przykład, że Sebastian Vettel, słynny niemiecki kierowca Formuły I, również na nią cierpi. Sypie on cytatami z Monty Pythona i Little Britain, które ogląda w oryginalnej wersji, pomstując na niemiecki zwyczaj dubbingu (you are a man after my own heart, Sebastian). Genialne poczucie humoru i cecha, która leży u podstawy tegoż, zwana self-deprecation, czyli umniejszanie własnych zalet, umiejętność wyśmiewania własnych wad oraz zdrowe podejście do próżności to właśnie cechy, dzięki którym Anglikom wiele się wybacza. Inaczej niż Włosi, z ich naciskiem na la bella figura i strojeniem się na passeggiata, czy Paryżanie, którzy, jak pisze David Lebovitz w The Sweet Life in Paris**, przebierają się, by wynieść śmieci***, Brytyjczycy uważają, że wygląd zewnętrzny to sprawa drugorzędna, bowiem gdzieś w środku gnieździ się w nich podejrzenie, że osoby, które poświęcają masę czasu na "śmiertelną powłokę", nie mają tym samym czasu, by zadbać o piękne wnętrze****. W najświetniejszych londyńskich salonach zobaczycie bogate i wpływowe kobiety ubrane niedbale (ale oryginalnie, czasem nawet ekscentrycznie), bywa, że bez makijażu i kunsztownej koafiury. Z ich ust, wypowiadane z oksfordzkim akcentem, padać jednak będą riposty godne Wilde'a - często zresztą BĘDĄ to słowa Wilde'a, a jeśli skomplementujesz ich strój, niemal zawsze padnie odpowiedź typu "This? It is just an old thing, but it happened to be clean" (To? Staroć, ale nie miałam nic innego czystego). Sukienki będą z REISS, Boden, Hobbs lub Jigsaw, nie od Diora - za £150 raczej, niż £1500. Jeśli genetyczna loteria obdarzyła cię urodą, musisz się mocno napracować, by udowodnić, że nie jesteś narcyzem. A już szczególnie jeśli jesteś mężczyzną - to dlatego Robert Pattinson poza planem wygląda często jak bezdomny, i w każdym wywiadzie przeprasza, że żyje. Wyobrażacie sobie Toma Cruise'a mówiącego "Lubię być w formie - w przerwach między okresami pomniejszego alkoholizmu"? Ja też nie, bo to mógł tylko powiedzieć brytyjski aktor - Daniel Craig. Jego niegdysiejsza flama, Kate Moss, jest największą modelką naszych czasów, a wspięła się na parnas mody z papierosem w ustach i nie wychylając za kołnierz. Kto, poza Heleną Bonham - Carter (i "honorową Angielką" Björk), mógłby założyć dwa różne buty na uroczystą premierę i jeździć po Londynie na rowerze, mając na sobie wiktoriańskie pantalony? Bo to, co uczyniło Londyn jedną ze stolic mody, to umiłowanie indywidualizmu i tolerancja dla ekscentryczności - więcej tu dziwaków na kilometr kwadratowy, niż gdziekolwiek indziej. Mogłabym przejść się deptakiem w moim mieście boso, ubrana w worek po ziemniakach, i pies z kulawą nogą by się za mną nie obejrzał. W tutejszej TV największe gwiazdy wśród prezenterów to geje, którzy są bardzo camp - a kwitnąca kultura gejowska sprzyja rozkwitowi mody. A najlepsze jest to, że nawet moda masowa jest tu na poziomie nieosiągalnym w innych krajach - gdy Gok Wan mówi, że jest ona najlepsza na świecie, jest to po prostu stwierdzenie faktu, a nie patriotyczna przechwałka. I nie zapominajmy o historii: to UK dało światu trencz, makintosza, raglanowe rękawy czy tweed.
Księżna Catherine w trenczu Burberry

Moda brytyjska zasługuje na swój cykl - zatem niedługo pod A napiszę o swetrach Arran, Aquascutum, Astley Clarke i Asos.
Anne Hathaway niedługo pojawi się na ekranach kin jako Angielka, w adaptacji wspaniałej książki One Day - stąd londyńska sesja dla Harper's Bazaar, z której pochodzi to zdjęcie


*Zarówno born - again  (nawrócony) Bush, jak i Blair  (który przeszedł na katolicyzm pod wpływem swej znanej z materializmu i zachłanności żony, Cherie) wywodzą się z długiej linii żarliwych wyznawców różnych religii, którym przykazania nakazujące kochać bliźniego jak siebie samego nie przeszkodziły w rozpętaniu wojny...
**Niedawno skończyłam czytać i gorąco polecam.
*** Ilekroć czytam o podejściu do mody Włochów i Francuzów, utwierdzam się w przekonaniu, że pod tym względem Polakom znacznie bliżej do tych nacji, niż do Wyspiarzy.
****"Słusznie czy nie? Rozwiń i uzasadnij". Nie, nie chcę, byście pisali mini - wypracowania *mrugam*, ale jestem ciekawa, czy się z tym poglądem zgadzacie?

38 comments:

  1. Aniu, z przyjemnością przeczytałam Twój tekst i czekam na dalsze części tego cyklu.

    Wydaje mi się, że jeśli tak wielu ludzi ubiera się i zachowuje ekscentrycznie czy to czasem nie jest już raczej "moda na indywidualizm" i z samym 100% indywidualizmem to nie ma wiele wspólnego.
    Tak jak piszesz- nie jest w modzie i w dobrym tonie dobrze wyglądać w UK.

    A z poglądem o wyższości dbania o piękne wnętrze nad "śmiertelną powłokę" -to nie lubię ekstremalnych sytuacji i wydaje mi się, że można jedno z drugim pogodzić. Wyrzucić śmieci mogę iść w ubrana w dres/loungewear ale na "salony" uznaję elegancki ubiór. Można zadbać o siebie i swój wygląd zewnętrzy i przy okazji mieć czas, żeby "dokarmić wnętrze' i na przykład wykuć Wilde'a, żeby go potem cytować przy drinku (a może drinki nie są w modzie?) ;)

    A takie ubranie się w "byle co" i pokazywanie światu "mam piękne wnętrze a reszta się dla mnie nie liczy" jest wg. mnie jedynie częścią mody. Brakuje mi w tym podejściu skromności...

    ReplyDelete
  2. Świetnie się zapowiada. Czekam na ciąg dalszy.
    Uwielbiam angielską modę "na wieś", tę kreowaną przez zdjecia, filmy i arystokrację chyba:) Nie wiem jak ma sie do rzeczywistości i czy poza właścicielami ziemskimi;) ktoś się tak ubiera, ale lubię te wszystkie tweedy, pikowane kurtki i wysokie buty:)

    ReplyDelete
  3. @Ilekroć czytam o podejściu do mody Włochów i Francuzów, utwierdzam się w przekonaniu, że pod tym względem Polakom znacznie bliżej do tych nacji, niż do Wyspiarzy.

    Na temat Brytyjczykow i Brytyjek trudno mi sie wypowiadac na podstawie moich krotkich wizyt w UK sprzed paru lat (umowmy sie, ze w dziurze w polnocnej Walii, w ktorej spedzilam najwiecej czasu nie dalo sie prowadzic obserwacji stylu), ale ostatnio bardzo podoba mi sie styl mlodych (na starsze narzekalam juz kiedys u siebie) Wloszek. Zero makijazu, sukienka typu T-shirt, wielkie okulary sloneczne, dlugie wlosy i ogolne nastawienie "afirmuje siebie" - przekonuja mnie duzo bardziej niz wymuskane Francuzki (oczywiscie, te dziewczyny maja warunki fizyczne pozwalajace na taki minimalizm. Zawsze sie zastanawiam nad tym, jak to mozliwe, ze natura tak hojnie rozrzucila dobre geny w krajach Poludnia skapiac ich polnocnym.)

    Nie wiem, jak wyglada to w w porownaniu z Londynem, ale w Paryzu widzi sie wielu ekscentrykow i kosmicznie ubranych ludzi.

    Mam nadzieje, ze rozpoczecie nowego cyklu nie oznacza zamkniecia Encyklopedii kuchni brytyjskiej?

    ReplyDelete
  4. Zapowiada się interesujący cykl. :)

    Przyznam, że muszę zgodzić się z Agnieszką.
    Jeśli wszyscy ubierają się ekscentrycznie i niekonwencjonalnie, paradoksalnie największą odwagą wykazuje się miłośnik/miłośniczka mundurków w tenisowe prążki czy szali od Hermèsa. ;) Lub osoba przyznająca, że co rano spędza dwie godziny przed otwartą szafą, nim wreszcie się namyśli i ubierze.

    Podobnie ze snobowaniem się na "nie zależy mi" i "liczy się wnętrze"; bo to też niezły kawałek snobizmu. Owszem, denerwujące są osoby, które robią pełny makijaż tylko po to, by jeden raz na dzień wyjść z domu - do pobliskiego sklepiku po masło i bułki, ale równie sztuczne są zachowania w drugą stronę. Wiem, bo kiedyś też taka byłam. :)
    Znów odniosę się do zdania jednej z poprzedniczek: należy umieć znaleźć złoty środek. Wszak dbanie o zewnętrze nie wyklucza bogatego życia intelektualnego czy duchowego! :)
    A jeśli ktoś uważa, że ładny musi pracować dwa razy ciężej, by udowodnić, że nie jest głupi.. wybacz, ale w mojej opinii świadczy to źle wyłącznie o osądzającym.

    Za to przypadł mi do gustu brak napinki na metkę ciucha. :) Jeśli "obiektywnie" jakość stroju (lub czegokolwiek innego) jest porównywalna, to po co marnować pieniądze? ;) I to na coś, czego i tak nikt nie zobaczy (chyba, że logo firmy bije po oczach już z odległości 200 metrów)?

    No i ostatnia kwestia. Dystans do siebie jest ważny, cenny i wart swojej wagi w złocie. :) Dystans, nie czołobitność przed "innymi", którzy nie są "nami".
    Brytyjczycy mogą sobie pozwolić na "przepraszam, że żyję" ponieważ przez kilka stuleci byli światową potęgą i, hm.. mają z czego odejmować. :)

    To tak pokrótce. :)

    ReplyDelete
  5. Agnieszko,

    taki snobizm na brak snobizmu ma świetną nazwę po angielsku - inverted snobbery;-) Muszę jednak bronić Anglików, bo to umiłowanie ekscentryczności rozciąga sie tu poza wygląd zewnętrzny, i w 99% nie jest pozą.
    Podobnie jak Ty uważam jednak, że najlepszy, jak zawsze, jest złoty środek. Sama maluję się codziennie, nawet jeśli wychodzę tylko do szkoły odebrać dziecko;-)

    Delie,

    tak, to bardzo ważny nurt - ja go nazywam na własny użytek szykiem ziemiańskim:-) Na pewno napiszę, i nie raz, bo jest wiele brytyjskich marek, które się w tej estetyce specjalizują.

    Katasiu,

    wygląda na to, że młodsze pokolenie Włochów przejmuje bardziej anglosaski styl;-)
    Nie, oczywiście nie zastąpię jednego cyklu drugim - będą kontynuowac ten o kuchni:-)

    Wiedźmo,

    zgadzam się absolutnie - upodobanie do sztafażu nie wyklucza intelektualnej głębi, patrz: ja (żartuję;-))Ciekawa uwaga o tym, że Brytyjczycy nie muszą nic udowadniać, dlatego są wyluzowani. Można jednak argumentować, że Francuzi też mieli kolonie, język swój narzucili dyplomacji etc, a jednak do kwestii narodowych podchodzą śmiertelnie serio - mają ustawy i ciała broniące czystości języka etc i wciąż nie mogą się pogodzić ze swoją znacznie słabszą niż kiedyś pozycją na międzynarodowej arenie i inwazją anglosaskiej popkultury.

    ReplyDelete
  6. Chciałabym płaszcz jak księżna. :-) A na modzie się bardzo nie znam, ale z przyjemnością czytam o niej u ciebie.

    P.S.. Ja też się maluję nawet jak idę na plac zabaw.

    ReplyDelete
  7. O/T Aniu, zauwazylam, ze nie przepadasz za Cherie Blair (to nie pierwszy post, w ktorym bylej pani premierowej sie dostaje ;) ) - jakie sa tego powody? Moze to dobry temat na osobny post?

    ReplyDelete
  8. Cykl zapowiada się bardzo ciekawie sądząc po wstępie. Czekam zatem niecierpliwie - jakiem rasowa anglofilka. ;)

    P.S. Uwielbiam tę ich powściągliwość, skromność połączoną z pewnością siebie i wyluzowaniem.

    ReplyDelete
  9. Wygląda na to, że:

    1. oglądamy TG z równym zacięciem (Rowan Atkinson w 4. odcinku zdobył moje serce all over again)

    2. jestem Angielką, tylko o tym nie wiem (mój "strój zborny" na tę porę roku to japonki, rybaczki, t-shirt i bluza z kapturem i w dokładnie takim stroju podbijałam ostatnio Warszawę by night).

    A bardziej serio - dystans do siebie to to, co trzyma ludzi przy życiu. Anglicy mają go więcej, więc wystarcza na inne nacje.

    amg, co się nie maluje i siedzie w crocsach na wykładzie, ale potrafi czasem coś do rzeczy powiedzieć

    ReplyDelete
  10. Nawet pod względem ubraniowego dziwactwo powinnam mieszkać w Anglii!

    Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Dzisiejsi mieszkańcy świata, zbyt zaprzątają sobie głowę wyglądem i powierzchownymi sprawami, by odnaleźć głębie własnego istnienia i wypielęgnować duszę.

    Podpisuję się jednak pod wszystkimi komentarzami, bo po co mam się powtarzać?

    z niecierpliwością czekam na resztę!!

    Pozdrawiam :)

    ReplyDelete
  11. Kasiu,

    trencz od Burberry to moje marzenie od lat. Muszę jednak założyć chyba osobne konto, i tam w ciągu roku czy dwóch uciułać te średnio £600 -700, inaczej nigdy tego marzenia nie spełnię. Ale przynajmniej wiem, że te płaszcze zawsze są w ofercie Burberry, z sezonowymi zmianami, ale zawsze.

    Katasiu,

    nie przepadam, podobnie jak większość Wyspiarzy, ale Cherie nie zasługuje na osobny post;-) Pokrótce: nie ma kompletnie wyczucia stylu, jest chciwa i pozbawiona uroku osobistego, ponadto jako prawniczka reprezentowała nastolatkę, która pozwała swoją szkołę do sądu, gdyż szkoła zabroniła jej noszenia dżelabiji (długiej, powłóczystej szaty, którą noszą niektóre muzułmanki) na mundurek szkolny. Owa nastolatka była manipulowana przez ekstremistyczne organizacje islamskie, poza tym, każda uczennica w UK ma obowiązek stosować się do regulaminu szkoły i nosić mundurek, a nie szaty rodem z innego kręgu kulturowego. I tak UK jest pod tym względem dużo bardziej tolerancyjne, niż inne kraje - dziewczynki mogą tu nosić chusty, gdy we Francji, jak zapewne wiesz, nie mogą, zresztą wszelkie symbole religijne w szkołach są zakazane (wg mnie - słusznie). Można owszem argumentować, że Cherie nie miała wyboru, to jej zawód, ale nikt tu nie wierzy, że ktoś ją zmuszał do wzięcia tej akurat sprawy.

    Piarello,

    dziękuję serdecznie za komentarz.

    Aniu,

    tak, TG to w naszym domu rytuał. Rowan był boski - no i jaki szybki:-)

    Praline,

    serdecznie dziękuję za komentarz:-)

    ReplyDelete
  12. Z tym wyluzowaniem to nie do końca tak: miałam raczej kontekst. Wyobraźmy sobie taką sytuację: na komplement odnośnie stroju skomplementowana osoba odpowiada: "ee, to nic takiego. Stara szmata wyciągnięta z dna szafy". Na powyższą wypowiedź patrzy się inaczej, gdy pada z ust Brytyjczyka/Brytyjki niż, gdyby jej autorstwo przypisać Polce lub Polakowi. To, co u mieszkańca UK zostanie poczytane za dystans i naturalną nonszalancję, u Polaka może oznaczać najwyżej sztuczne krygowanie się, dość irytujące swoją drogą. Na zasadzie: bądź szarą myszką, nie wychylaj się, nie prowokuj. Reakcji Brytyjczyka na komplement w życiu bym tak nie zinterpretowała. Za taką a nie inną reakcję odpowiada szerokie tło historyczno-kulturowe. Polacy są zakompleksionymi pesymistami, więc na wszelki wypadek celowo umniejszają swoje znaczenie, czyjeś dobre mniemanie nt. własnej osoby itd. Brytyjczycy są bardziej pewni siebie; do tego stopnia, że kawiarniane ogródki kontynentalnych miast (zwłaszcza nowej UE ;) ) mają za własne podwórko. Im wszędzie dobrze, ergo: mogą pozwolić sobie na bardziej ekspresyjne metody poszukiwania dystansu do otoczenia. Prawo "etatowego zwycięzcy". :)
    Zaś Francuzi.. to po prostu są Francuzi. Zafiksowani na francuskość i też uzależnieni od własnej historii, tyle że na jeszcze inny sposób.

    ReplyDelete
  13. Na początku miało być: miałam NA MYŚLI raczej kontekst. ;)

    ReplyDelete
  14. Tak samo jak Ty, nie znosze Mrs. Blair, zreszta obojga, mam wrazenie, ze troche czasu minie zanim sie ten kraj podniesie ze stanu, w ktorym odbieral go rzad po Blairze. Swietny przyklad tej dziewczynki, ktora pozwala szkole - chcialam o tym napisac, takze w kontekscie tego, ze polityka wewnetrzna Blaira doprowadzila do totalnego braku dyscypliny i szacunku np. do szkol i ich tradycji. Nie mowie, ze tak jest wszedzie, ale trend sie zakorzenil: najpierw mam prawa, potem obowiazki. Problem polega na tym, ze czesto bardzo mocno rozbujale jest poczucie tego, do czego ludzie maja prawo np. noszenia szat na mundurku.

    Ja natomiast w Polsce nie pokazywalam sie w makijazu i czesto bez szpilek, a tu nabralam luzu. :)

    Czekam na kolejne odcinki i pozdrawiam!

    ReplyDelete
  15. A zauważyłyście różnicę między elegancją na ulicach miast polskich i angielskich? Porównuję ulice i raczej średnio zamożnych, bo salony i stroje naprawdę eleganckie to coś innego. :)

    U nas wciąż - niestety - pokutuje taka bazarowa elegancja, złote dodatki, tanie materiały itp. Nawet kobiety pracujące na co dzień w biurach, menedżerki czy kierowniczki, zwykle stroją się w taki nieco sztuczny sposób.
    Na ulicach Londynu (z innych miast znam tylko trochę Oxford) widać natomiast taki właśnie większy luz, mnie modowego spinania się. Zamiast puchowych białych kurtek po prostu zwykłe, ładne płaszczyki, czy to te od Burberry czy inne. Dla mnie ikoną damskiej raczej eleganckiej mody średniego szczebla jest sieć Next, w której namiętnie się obkupuję. U nas niestety królują szmaty (dosłownie) z HM'u.

    P.S. Nie żebym we wszystkim uważała Anglików za wspaniałych a Polaków za kiepskich, ale akurat jeśli chodzi o modę, to pomijając koszmarnie ubierające się angielskie małolaty, wolę ich styl, rozpinane sweterki, pikowane kurtki, płaszcze za kolano. :)

    ReplyDelete
  16. Miało być: nie pokazywałam się bez makijażu. :)

    ReplyDelete
  17. @piarella, obawiam sie, ze puchowe kurtki na polskich ulicach to wynik nie mody, a koniecznosci (-35 stopni w zimie nie zacheca do noszenia plaszczyka ;)) Ja akurat kilka polskich zim przechodzilam w welnianych plaszczach, ale byly to raczej spacery na trasie garaz - samochod.

    ReplyDelete
  18. Wiedźmo,

    b. trafnie to ujęłaś. Pamiętajmy też, że polskie społeczeństwo jest wciąż w dużej mierze słabo wykształcone i robotnicze, klasa średnia, kompletnie wybita w czasie wojny i po, odradza się dopiero od 20 lat, i jest, w porównaniu z tutejszą, procentowo dużo mniejsza. Klasa robotnicza i ludność wiejska zaś tradycyjnie skłaniają się ku estetyce "na bogato", tu zresztą wyraźnie to widać, słynne są tu "dziewczyny z Essex" - z tipsami, pomarańczową opalenizną itd. Natomiast klasa średnia, a już szczególnie arystokracja, ubiera się czesto bardzo skromnie, wręcz zgrzebnie - żartuje się, że arystokratę poznaje się po przetartych, dziurawych swetrach odziedziczonych po przodkach;-) właśnie dlatego, że obnoszenie się z bogactwem jest wulgarne, i jest domeną "pospólstwa";-)

    Karolino,

    masz rację, Labour wygrał wybory pod hasłem poprawy szkolnictwa, a po kilkunastu latach rządów system jest, jaki był, czyli niesamowicie nierówny, i niegodny tak bogatego, nowoczesnego państwa. Mogłabym o tym pisać długo, to temat - rzeka.
    Ja też się wyluzowałam:-) i chodzę np. w butach na płaskim obcasie, mój polski Eks byłby zniesmaczony;-) Ale malować się muszę, bo inaczej wyglądam jakbym była chora i ludzie by się pytali, czy się dobrze czuję;-)

    Piarello,

    z racji pisania dla polskich portali modowych, obserwuję reakcje na to, co zamieszczamy, i powiem Ci, że a) każda 16-latka w Pl zna się na modzie jak nie przymierzając Gok Wan, i każda mogłaby pisać to, co ja, 100 razy lepiej ode mnie, bo każda wie lepiej;-) b)jest niska świadomość co do tego, jak działa rynek odzieżowy, i że jakość kosztuje - mnóstwo osób twierdzi, że droższe rzeczy to "płacenie za metkę" a nie zdaje sobie sprawy, że bawełna, len czy wełna kosztują dużo więcej, niż poliester c) ciągłe komentarze typu "200 zł, ale drogo!", "w życiu bym nie dała 200 zł za taką szmatę, na bazarku kupię taką samą rzecz za 50 zł" też świadczą o tym, że siła nabywcza w Pl jest wciąz niestety niska i że w Pl najważniejszym kryterium jest cena, a nie materiał czy jakość wykonania - stąd tyle poliestru z H&M czy Reserved na ulicach.

    ReplyDelete
  19. A propos kryterium cenowego: jak to mawiala mama mojego ojczyma "jestesmy zbyt biedni, aby kupowac tanie ubrania i buty". Niestety wiele osob w Polsce nadal tego nie rozumie.

    Rozumiem kwestie makijazu. ;)

    ReplyDelete
  20. Katasiu, nie no, ja też mam puchową kurtkę, porządną, pachnącą kaczką (puch kaczy), ale nie białą, nie ze złotymi napisami... no po prostu zwykła, skromną, prostą kurtkę. A strasznie razi mnie widok tych wszystkich "strojnych" elementów. Prostota, prostota, prostota. Wbrew pozorom ten płaszczyk na zdjęciu powyżej jest - dla mnie - prosty i skromny, mimo falbanki.

    Anno Mario, wierzę. I wiem, że to zajmie jeszcze sporo czasu, zanim zaczniemy jako naród cenić jakość - nie tylko w modzie, to samo dotyczy choćby architektury czy podejścia do przestrzeni miejskiej. Ale może kiedyś... :) W końcu przedwojenna Polska miała klasę, to chyba dopiero te pół wieku komuny i późniejszy nieokiełznany szał wolności wprowadziły różne dziwne zwyczaje i zamiłowanie do tandety.

    ReplyDelete
  21. Chcę powiedzieć, że... Świetnie się Ciebie czyta. Moda mnie średnio rajcuje, ale przeczesują archiwum i czytam o jedzeniu. Widać, że wiesz o czym piszesz, a to w przypadku blogów z 'zacięciem kulinarnym' wcale nie jest takie oczywiste. Pozdrawiam!

    ReplyDelete
  22. Zastanawiam sie, czy mozna pokusic sie o kontrowersyjna (bo na przekor Weberowi) teze, ze w krajach katolickich (Francja, Wlochy, Hiszpania i pewnie rowniez Polska) zamoznosc sie pokazuje, a w krajach protestanckich (Skandynawia, czesciowo Niemcy i Waszym zdaniem rowniez UK) - nie.
    Wiem, ze w Niemczech i w Skandynawii nie wypada pokazywac, ze ma sie pieniadze, a we Francji jak najbardziej to przechodzi (moja tesciowa nosi na przyklad wielki pierscien z wielkim szafirem, a jest zupelnie normalna osoba.)

    ReplyDelete
  23. katasia_k@ Ciekawa teza, ale moje doswiadczenie jest jednak inne. Mieszkam w kraju katolickim (Austria)ale tu rowniez (jak w Niemczech) nie wypada sie obnosic z bogactwem. Mysle, ze to nie tyle wplyw religii, co swiadomosc spoleczna, kultura i tradycja ksztaltuja nasze podejscie do bogactwa. pozdrawiam.

    ReplyDelete
  24. Po cichu liczyłam na to, że ten wpis wywoła dyskusję, i tak się stało:-) To chyba rekord komentarzy, bardzo mi miło.

    Karolino,

    to jest także jedno z moich ulubionych powiedzonek, choć ja zazwyczaj wygłaszam je w wersji z butami (Nie stać mnie na tanie buty):-)

    Piarello,

    widzę, że Tobie także piękno otoczenia jest bliskie. Mnie tak, i dlatego boleję na brzydotą niektórych miejsc w Pl. Ale tak jak Ty mam nadzieję, że to się zmieni, na lepsze:-)

    Gosiu,

    jak miło, że wpadłaś. Dziękuję serdecznie za komplement:-)

    Katasiu,

    ja byłam tego zdania, gdy zamieszkałam w Danii. Dochodzę do wniosku, że to jednak nie tyle sama religia, co mentalność ukształtowana m.in. przez religię ma wpływ - bo ten wpływ jest niepodważalny. Zarówno UK, jak i Dania to kraje bardzo zlaicyzowane, ale protestanckie wartości są i tu, i tam głęboko zakorzenione. Jeśli chodzi o modę, widać to szczególnie w Danii, gdzie nie sposób po ubiorze i wyglądzie ocenić, czy ktoś jest milionerem, czy np. nauczycielem. Moda skandynawska zresztą bardzo dobrze przyjęła się w Wielkiej Brytanii - takie marki jak Acne, By Malene Birger czy Day Birger et Mikkelsen mają sklepy firmowe i wysoką sprzedaz.

    Anonimowa czytelniczko,

    dziękuję za komentarz.

    ReplyDelete
  25. ;) bardzo ciekawy tekst o mentalności Anglików ;)
    Choć nie rozumiem sensu tworzenia takich sukien jak na ostatnim zdjęciu...


    Miłego dnia :)

    ReplyDelete
  26. Rekord komentarzy na pewno zostanie pobity przy okazji rankingu seriali :)

    ReplyDelete
  27. Zgadzam się po stokroć ze wszystkim, co napisałaś. Anglicy mają alergię na pretensjonalność i widoczne loga (po logo można dostrzec na kilometr wycieczki Włochów, którzy chodzą jakby byli reklamą wszystkich swoich domów mody, tańszych i droższych). Nigdzie indziej koncept mody vintage i sklepów secondhand nie rozwinął się na taką skalę. Chyba nie znam tu osoby, która nie miałaby nic z tego typu sklepów - nie z konieczności, bo ich nie stać (jak to jeszcze ma miejsce w Polsce), a z przekonania i potrzeby wyróżniania się. Sama mam ubrania, buty i akcesoria vintage.

    Zadziwia mnie zawsze moja mama, która w rozmowach telefonicznych czasem objaśnia mnie, co jest modne. Jej ostatnia wizyta w Londynie uświadomiła ją, że tu wszystko jest modne, nie widać nigdy jednego wybijającego się trendu. Każdy chodzi w tym, co mu pasuje i - co dla mnie niezmiernie ważne - moda dla Anglików NIE ma na celu ukrycia wad figury i wyeksponowania zalet. Gdybym powiedziała tu komukolwiek, że nie mogę założyć spódnicy przed kolano, bo mam zbyt grube uda, każdy popukałby się w czoło. A w Polsce ten argument zadziwiająco łatwo przeszedłby. Na marginesie - pisałam na swoim blogu przy różnych okazjach, że dla mnie moda służy do zabawy, także osobowościami.

    Zwróciłabym tu, w kontekście tych zabaw, na artystę Graysona Perry'ego (notabene mieszkającego w mojej okolicy), który będąc szczęśliwym mężem, publicznie (a może prywatnie także) przebiera się zawsze za kobietę, razem z pończochami, butami na obcasach, makijażem itp. I nikt nie widzi potrzeby, by to komentować, to jego prywatna sprawa. A w Polsce, dla porównania, komentarze wywołuje najzwyklejszy strój Jacka Dehnela.

    Oj, o modzie mogłabym bez końca, więc tymczasem powiem "stop" :)

    ReplyDelete
  28. Twój wstępniak jest porywający, czytałam z rozbawieniem, zastanawiając się, co przyniesie ciąg dalszy, nie mogę się doczekać na rozwinięcie.

    Jeśli chodzi o wnioski szczegółowe, to (przynajmniej na ile mogę to oceniać z polskiej perspektywy) jak się patrzy na programy Gok Wana albo Trinny z Susannah można mieć wątpliwości co do doskonałego stylu Brytyjczyków. I to nie o ekscentryzm chodzi, ale o zwyczajne zaniedbanie i bylejakość.

    Co do przeciętnej polskiej siły nabywczej, muszę powiedzieć, że sama zaczynam równać w dół. Nie kupiłabym byle jakich butów na zimę, bo to bez sensu (nota bene moje całkiem drogie kozaki też się porozklejały), ale zaczynam się przekonywać do jednosezonowych balerinek, a czasem nawet do poliestru, na który do niedawna nawet patrzeć nie chciałam.

    ReplyDelete
  29. @Chihiro, wydaje mi sie, ze porownywanie modnych londynczykow z wloska wycieczka z prowincji jest troche nie fair, to tak jaby oceniac mode brytyjska, zestawiajac krakowskie studentki z brytyjskimi "karkami", ktorzy przyjezdzaja do Krakowa na niekonczaca sie impreze ;) W takim Mediolanie mozna zobaczyc swietnie ubranych ludzi (zwlaszcza mezczyzn.)

    Co do Jacka Dehnela, to ze skrucha bije sie w piersi, bo sama pamietam, z jakim zdumieniem wpatrywalysmy sie z niego z kolezankami, kiedy przechadzal sie w surducie, cylindrze i z laska po UW... Ale bylam wtedy oczywiscie mloda i glupia i teraz bym tak nie postapila :)

    ReplyDelete
  30. Katasiu, nie porównuję modnych londyńczyków z włoską wycieczką z prowincji, ale po prostu większość Włochów uwielbia mieć widoczne choć jedno logo na swoim stroju, a Anglicy wręcz przeciwnie, kupują ubrania, w których to logo jest niewidoczne. Stąd np. też sukces japońskiej sieci sklepów Muji (choć tu ubrania zajmują tylko cząstkę ich działalności), która na żadnym produkcie nie podaje, że pochodzi on od Muji.
    Wierzę i wiem sama dobrze, że we Włoszech są świetnie ubrani ludzie, ale większość tych osób, która przyjeżdża do Londynu jest po prostu łatwo rozpoznawalna (i nie mam tu na myśli złego stylu, chodzi mi tylko i wyłącznie o obecność logo na ich strojach i akcesoriach).

    ReplyDelete
  31. Z tym akurat musze sie zgodzic - rzadko widze mieszkancow Italii, ktorzy chocby na okularach slonecznych nie maja loga Gucci albo D&G. Mnie akurat jeszcze w Polsce nauczono, ze noszenie widocznego loga to obciach i bardzo sie zdziwilam, widzac, do jakiego stopnia jest to przyjete na poludniu Europy. Wiem, ze na Muji i Uniqlo jest tez szal w Paryzu, niestety na mojej prowincji nie ma sklepow tych marek.

    ReplyDelete
  32. Ciekawe spostrzezenia. Nie wiem Aniu, czy Twoje intencje zostaly dobrze zrozumiane przez niektore czytelniczki. To, ze "wyzsze sfery" w UK nie kluja w oczy bogactwem, nie znaczy, ze ubieraja sie tanio. Niekoniecznie noszone przez nie marki sa latwo rozpoznawalne dla szerokiego odbiorcy. Nie wiem czy jest jakakolwiek kobieta od klasy upper middle wzwyz, ktora nie nosilaby markowych okularow i torebek. Hania

    ReplyDelete
  33. Mała Mi,

    dziękuję:-)

    Chihiro,

    tak, tutejsze sklepy vintage są niesamowite. W Pl często myli się vintage z second hand lub retro, a to nie to samo. Pisałam już zresztą o tym, że wśród wielu rzeczy, których pozbawiła nas komuna, są też porządne urbania i dodatki vintage.
    Wielokrotnie dyskutowałam o tym z koleżankami z różnych stron świata, i zawsze dochodzimy do tego samego wniosku - w Pl ludzie wciąż bardziej przejmują się, "co ludzie powiedzą", bo też polska ulica jest znacznie bardziej cenzorska. Nie tylko ja zauważyłam, że ludzie w PL otwarcie się ogladają, rzucają krytyczne spojrzenia, a nawet głośno komentują czyjś wygląd - nie do pomyślenia tutaj, no może gdzieś na głuchej prowincji, ale na pewno nie w miastach.
    Greyson Perry nie tylko przebiera się za kobietę, ale często za małą dziewczynkę, co jest celowe - zwykłe cross- dressing jest już zbyt opatrzone i powszechne, mam znajomych Anglików, którzy też się tej przyjemności oddają;-)

    karoLino,

    ja jestem zdania, że nie warto inwestować w rzeczy sezonowe - np. sukienkę w groszki, którą ponoszę może z rok, kupiłam tanio i nie jest z porządnej tkaniny. W ogóle letnie sukienki czy spódnice/szorty, które nosi się 2 miesiące, można spokojnie kupować w sieciówkach. Natomiast takie rzeczy jak płaszcz czy kozaki wolę jednak kupować u marek średniopółkowych, których mamy tu dużo - to są marki pośrednie między dizajnerskimi a masówką, nieprzypadkowo niestety żadnej z tych brytyjskich nie ma w Pl.
    Trinny i Susannah należą do upper middle class i dlatego ich kariera w UK właściwie się skończyła (i jeżdżą za to do Pl;-)). Większość ich "klientek" stanowiły kobiety z niższych warstw, często poturbowane przez życie, i jak napisała jedna felietonistka, ludzie po jakimś czasie mieli dosyć, że "two posh birds tell normal people what to do". Stąd też sukces Goka, który pochodzi z bardzo skromnej, robotniczej rodziny - on wskoczył na miejsce zwolnione przez pochodzące z bogatych rodzin i wykształcone w elitarnej szkole T&S.

    Haniu,

    jak najbardziej. Ubrania LK Bennett, Hobbs, Whistles, Boden czy Jigsaw nie są tanie, ale są tańsze niż dizajnerskie. Tylko, że jak pokazujemy na portalu polskim ciuchy Barbour, listonoszki Cambridge Satchel Company czy kalosze Hunter, nie uwierzyłabyś, ile jest komentarzy typu "Tyle pieniędzy za gumiaki, toż to głupota", "Ale wieśniacka kurtka, niewarta 100 zł", "Burackie" etc. W Pl znacznie więcej celebrytów nosi akcesoria Gucci czy Louis Vuitton, niż Mulberry, bo są łatwiej identyfikowane jako symbole statusu.

    ReplyDelete
  34. O tak - odnośnie wszystkiego, a w szczególności vintage, kiedyś czytałam felieton Masłowskiej, w którym pisała, jak w Nowym Jorku weszła do sklepu z sukniami z lat 40. I ogarnął ją smutek, bo w Polsce była wtedy wojna, a potem bieda i żadne porządne suknie nie przetrwały. A tu normalne jest kupowanie koronek wiktoriańskich czy innych akcesoriów czy strojów sprzed nawet 150 lat. Zresztą takiej kolekcji, jaką posiada V&A mogłoby pozazdrościć każde światowe muzeum mody.

    Ocenianie cudzego wyglądu i głośne go komentowanie przemilczę, nie mam na to nerwów.

    Cross-dressing to koncept bardzo tu szanowany, w Polsce niezrozumiały. U Gucia, w bardzo szacownej i konserwatywnej w gruncie rzeczy firmie prawniczej organizuje się imprezy tematyczne: cross-dressing, fashion faux-pas, national stereotypes. I wszyscy się świetnie bawią, starsi partnerzy przebierają się za bawarczyków czy rosyjskich zbirów i jest podobno niezły ubaw :)

    ReplyDelete
  35. Tym, co najbardziej podoba mi się u Brytyjczyków, jest właśnie totalny luz w podejściu do mody. I tolerancja wobec ekscentrycznego wyglądu (czego brakuje, niestety, w Polsce). Helena Bonham-Carter regularnie pojawia się w rankingach najgorzej ubranych gwiazd (głównie w serwisach amerykańskich) - co chyba świadczy o braku poczucia humoru u redaktorów takowych zestawień.

    ReplyDelete
  36. Moze zainteresuje Was ten wywiad z blogerka Dagmara Lacny, ktora ubiera sie w stroje inspirowane latami '40 i skarzy na nietolerancje polskiej ulicy: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53660,9399889,Blogerka__Toczek_potrafi_draznic.html

    ReplyDelete
  37. Ewon,

    Helena to moja idolka, miałam kiedyś okazję spotkać ją na żywo, jest piękna:-)

    Katasiu,

    dzięki wielkie za linka, przeczytałam z zainteresowaniem, bo wszak poruszane są te same kwestie, o których piszę: brak vintage z prawdziwego zdarzenia, cenzorstwo polskiej ulicy, inspiracja, jaką jest otwarty na odmienność i zachęcający do oryginalności Londyn. Podoba mi się styl Dagmary.

    ReplyDelete
  38. Tak, dlatego wlasnie, kiedy tylko zobaczylam ten wywiad, przypomnial mi sie Twoj post. Mnie rowniez podoba sie styl Dagmary.

    ReplyDelete

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails