22/11/2010

Panto, Nativity plays i inne tradycje świąteczne

Wczoraj była Stir - up Sunday, ale my, jak 99.9% ludzi, kupimy gotowy Christmas Pudding. Tak naprawdę już kupiliśmy, w piątek, bo baliśmy się, że się tabuny rzucą na ten upatrzony pudding, gdyż był reklamowany w TV przez Hestona Blumenthala, który go wykreował w ramach  współpracy z górnopółkową (i w związku z tym moją ulubioną *mrugam*) siecią supermarketów Waitrose (jak Jamie O. reklamuje i kreuje przepisy dla sieci Sainsbury's, tak Heston i Delia Smith dla Waitrose - te umowy z supermarketami są bardzo lukratywne i tylko elita szefów kuchni ma na nie szansę). Pudding Hestona jest unikalny, ma bowiem w środku całą, karmelizowaną pomarańczę - o ile wiem, tylko on wpadł na taki pomysł - i wygląda tak:

Wczoraj przeczytałam, że istotnie tabuny się rzuciły, bo puddingów już prawie nie ma - ledwo więc zdążyliśmy.
W zeszłym tygodniu przybył też Advent Calendar, w formie drewnianego domku. Ta tradycja już chyba (?) się w Polsce powoli przyjmuje - jednak w czasach mojego dzieciństwa jej nie było. W tym roku szarpnęłam się na kalendarz adwentowy wielokrotnego użytku, który, mam nadzieję, posłuży nam aż Nicholas dorośnie. Pochodzi z sieci domów towarowych John Lewis, które stanowią jedną firmę z Waitrose - zatem jest także moim ulubionym miejscem na zakupy (John Lewis Partnership, bo tak się nazywa ta spółka, jest czymś w rodzaju spółdzielni - pracownicy są bowiem udziałowcami, i to wszyscy, łącznie z emerytami pracującymi na pół etatu przy kasie. Jest to jeden z najbardziej etycznych pracodawców w UK i dowodzi, że duża korporacja może postępować zgodnie z zasadami etyki, a jednocześnie osiągać zyski).
Kalendarz czeka cierpliwie na 1 grudnia, kiedy to Nicholas zacznie odliczanie do Bożego Narodzenia, otwierając kolejne okienka z ukrytymi za nimi czekoladkami.
Otrzymaliśmy ze szkoły list, który w pierwszym zdaniu powiadamiał nas, iż nasze dziecko będzie... osiołkiem (It is been decided that your child is going to be a donkey). W Bożonarodzeniowym przedstawieniu szkolnym, zwanym tu Nativity Play. Takie żywe szopki to świąteczna tradycja i przedstawienia odbywają się w niemal każdej szkole podstawowej w UK. Odetchnęliśmy z ulgą, że przynajmniej Nicholas nie będzie homarem - jak może pamiętacie, to się przytrafiło dziecku w filmie Love Actually (To Tylko Miłość) - o kostium osiołka nie jest trudno. Obiecuję, że pokażę zdjęcie "osiołka" przy żłóbku.
Inną unikalnie brytyjską tradycją świąteczną jest pantomime, skracana do panto. Bożonarodzeniowe panto nie ma nic wspólnego z tym, co my w Polsce rozumiemy pod pojęciem pantomimy. Jest to sztuka teatralna oparta na jednej z popularnych baśni (rzadziej na klasycznej książce dla dzieci, np. Piotrusiu Panie), która jest pełna żartów, czasem lekko zabarwionych seksualnie aluzji, a czasem nawet satyrycznych gagów. Jest to prawdziwa family entertainment - dla dzieci to po prostu baśń, dorosłych zaś bawią owe ukryte żarty i aluzje. Zawsze też musi być w panto aktor przebrany za kobietę i grający kobiecą rolę, np. złej macochy w Kopciuszku - tradycyjnie gra on w przesadny sposób (znowu przymiotnik camp jest w tym kontekście najlepszy), aktorzy też zaczepiają publiczność. Jeśli zetknęliście się z niezrozumiałym żartem po angielsku, w którym pada zdanie He/She is behind you!, to jego źródłem jest właśnie tradycja panto i trzeba obejrzeć takie przedstawienie, by zrozumieć, dlaczego to zdanie jest śmieszne (osoby mieszkające w UK nie muszą iść do teatru - zwykle można takie panto obejrzeć w TV). Tradycją jest też to, że występują w nich gwiazdy, których blask nieco przygasł - w brytyjskim panto pojawiła się np... Pamela Anderson. W zeszłym roku byliśmy na Pięknej i Bestii, w tym wybieramy się na Piotrusia Pana.
Kolejną tradycją, którą przeszczepiłam w moim skromnym zakresie na grunt polski, jest Secret Santa - Tajemniczy Mikołaj. W UK jest to bardzo popularne - w miejscach pracy, w szkołach, klubach, gdziekolwiek jest chętna grupa osób. Przeprowadza się losowanie  - każda osoba losuje inną, i kupuje jej prezent pod choinkę - najczęściej drobiazg za ustaloną kwotę (tym samym nikt nie jest pokrzywdzony). Ważne, by do końca nie zdradzać, kto kogo wylosował - cała zabawa w tej tajemnicy.
O kilku innych tradycjach napiszę, jak tylko uda mi się uporać z górą pracy - może zauważyliście, że mniej piszę i piętrzą się "zaległe" posty - ale ostatnio bawię się w stachanowca. Za to tym słodsze będzie świąteczne lenistwo.

24 comments:

  1. Takiego puddingu to bym spróbowała. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić tego smaku.
    Ja też w tym roku kupiłam wielorazowy kalendarz adwentowy, ale z tektury. Z szufladkami. Zamiast czekoladek będą karteczki z rzeczami miłymi do zrobienia razem danego dnia. Ten kalendarz ze zdjęcia jest śliczny bardzo.
    Zdjęcie osiołka - koniecznie:)))
    Pozdrawiam Aniu:)

    ReplyDelete
  2. Nie lubię puddingu, ale ten na zdjęciu jest zaproszeniem do puddingowej uczty. I ta pomarańcza w śrdoku! O Osiołku czytałam ostatnio w Zeszycie w kratkę Ks. Twardowskiego, a film "Small One" stał się już naszą rodzinną przedświąteczną tradycją.

    ReplyDelete
  3. Ja raz tylko jadłam pudding, w Lizbonie... na kolana mnie nie powalił :) ale ten ze zdjęcia wygląda bardzo ciekawie.
    Kalendarz kiedyś dawno temu tato mój przywoził mi z zagranicznych podróży, ale tylko takie zwykłe, kartonowe, z czekoladkami. Jednak przy takim domku, jaki kupiliście dla Nicholasa - wszystkie inne kalendarze adwentowe - wyglądają nędznie :)

    Love Actually jest jednym z moich ulubionych filmów, pamiętam dokładnie przygody ze strojem homara :) i czekam niecierpliwie na zdjęcie Twojego "osiołka" :)

    Ja zaczęłam już szukanie prezentów - jak zwykle mam wrażenie, że za późno, ale mam nadzieję, że w ciągu dwóch tygodni się uporam z tym tematem... gorzej, że tych prezentów muszę wymyśleć sporo i na różne okazje - bo i na imieniny mojego mężczyzny, i na chrzciny, i na Mikołajki, i w końcu pod choinkę... duuuużo tego :)

    a prezentów losowanie miałam zawsze w szkole średniej :) jakie my dziwne prezenty sobie kupowaliśmy... gdzieś mam jeszcze z tamtych czasów białą gipsową figurkę Afrodyty i nie mam pojęcia, jak ktoś mógł na taki pomysł wpaść ;)

    uściski Aniu!

    ReplyDelete
  4. A ja lubię pudding! Tyle,że własny. Sklepowe nigdy mi nie smakowały.I z ,czymś' w środku koniecznie.
    A losowanie prezentów ostatnio w liceum praktykowaliśmy.Oj to były czasy!

    ReplyDelete
  5. Aniu,
    Jaki śliczny ten kalendarz:) I ja też poproszę zdjęcie osiołka. Ta informacja w liście ze szkoły wywołała u mnie wielki uśmiech, jak słodko i przewrotnie to brzmi:)

    P.S. Bardzo mnie zaintrygowała, pozytywnie oczywiście, ta informacja o pracownikach-udziałowcach i etycznej korporacji. Miło słyszeć, że w tych czasach takie przedsięwzięcia są możliwe.

    Pozdrawiam Cię:)

    ReplyDelete
  6. Dołączam się do tłumu czekającego na zdjęcie osiołka. :-)

    Pudding wygląda bardzo egzotycznie! :-) Nigdy nie jadłam. co pn przypomina w smaku?

    Kalendarz obłędny, po prostu obłędny. Pierwsza bym te drzwi i okna otwierała!

    ReplyDelete
  7. Love Actually to wspaniale zabawny i słodki film. A ja po bytności w Skandynawii przymierzam się do zaszczepienia w moje rodzinie robienia piernikowego domku. W tamtym roku wyszedł nam koślawy, w tym roku będzie lepszy. Szczegóły niebawem :)))

    ReplyDelete
  8. Kochane,

    dziękuję za wszystkie miłe słowa. Pudding bożonarodzeniowy smakuje trochę jak keks z dużą ilość bakalii i z alkoholem, tylko jeszcze intensywniej:-) Jest też bardzo sycący i kaloryczny. Nie jest to mój ulubiony deser, ale raz do roku można sobie pozwolić na kawałek. Jestem bardzo ciekawa tego Hestonowego, myślę, że będzie lepszy, niż "zwykłe". Częściej za to można jeść inne puddingi np. sticky toffee pudding - z daktylami, polecam.

    Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie!

    ReplyDelete
  9. Znakomite pióro!
    Uwielbiam tu zaglądać - sama przyjemność :-)
    Moje małe okno na UK!
    Mam wielką słabość do kultury anglosaskiej i uwielbiam tę tematykę - a piszesz z tak wielką swadą, ze rozkosz podczytywać :-)
    A po kolei to tak:
    1. Pudding - zamarłam! Z zachwytu nad tą karmelizowaną pomarańczą :-) Musi smakować obłędnie! Ja karmię się puddingiem z angielskich ksiąg kulinarnych, ale oczy tylko karmię. Nie odważyłam się nigdy. Może kiedyś kogoś uproszę, żeby mi przywiózł z UK.

    2. Kalendarz adwentowy - pilnie nad nim pracuję, ale na wszelki wypadek (gdyby jednak się nie udało) zamówiłam jeden gotowy :-) Ale ten Wasz -cudeńko!

    3. John Lewis - znam, lubię popieram :-)

    4. Szkolna szopka, osiołek, Secret Santa, Love Actually - uśmiecham się serdecznie i czekam na kolejne re(we)lacje :-)

    Pozdrawiam i ślę serdeczności! I będę zaglądać regularnie!
    Dużo dobrego!
    M

    ReplyDelete
  10. Maggie,

    aż się zarumieniłam, bardzo dziękuję za tak miłe słowa.
    Pudding tak dla spróbowania warto kupować po świętach - jest przeceniony, a ma ważność często na dwa lata (alkohol konserwuje;-)).
    Pozdrawiam serdecznie!

    ReplyDelete
  11. Już czuję święta. Będą w tym roku u Ciebie pomysły na prezenty? Czekam na osiołka niecierpliwie. Piękny kalendarz. Bardzo podoba mi się ten pomysł wielokrotności użycia. Całusy

    ReplyDelete
  12. Kalendarz jest cudny po prostu :)

    Puddingu nigdy nie jadłam, mam wielka ochotę kiedyś go zrobić (ale raczej nie nastąpi to w tym roku).

    Co do przedstawienia - moje dziecko w ubiegłym roku było gospodarzem, u którego Maria i Józef znaleźli schronienie, w tym roku będzie aniołem :)

    ReplyDelete
  13. Mam ksiazke, w ktorej mozna znalesc przepis na podobny pudding. Tylko tam pomaranczowe plasterki sa ulozone dookola czyli na wierzchu puddingu. Prawde mowiac zdjecie tego puddingu mnie tak zauroczylo, ze kupilam te ksiazke tylko dla tego przepisu (oczywiscie pozniej okazalo sie, ze sa tam rowniez inne rewelacyjne czekoladowe przepisy:)) Tradycje z kalendarzem adwentowym uwazam za bardzo fajna. Tutaj w Niemczech jest bardzo popularna. W tym roku wlasnie kupilam taki kalendarz mojemu Malemu po raz pierwszy :)

    Pozdrawiam!

    ReplyDelete
  14. Anno

    nie pisałam wcześniej bo i o czym nie było ( wszystko się poprzesuwało;/
    dziś miałam referat o modzie
    wyszedł chyba całkiem nieźle
    gdyby nie tendencyjne pytania wykładowczyni ( zadawanie pytań na które sama sobie odpowiadała kiedy nie znałam odpowiedzi np'dlaczego Greta nosiła rękawiczki?"-"bo miała kompleks zniszczonych rąk, gdyż lubiła szorować podłogi")
    no śmiech na sali
    ale miałam trailer "september issue"który skwitowała:
    "no, ciekawe ciekawe..."

    raz jeszcze BARDZO BARDZO Ci dziękuję
    buziaki za to i w ogóle-za Twojego bloga-kopalnię inspiracji)

    pozdrawiam i serdeczności!

    ReplyDelete
  15. Byly kalendarze adwentowe, za czasow naszego dziecinstwa, byly - plaskie, do wieszania na sciane, bardzo kolorowe, dostepne glownie w Pewexie.
    Ten pudding wyglada intrygujaco.

    ReplyDelete
  16. Manio,

    wybacz zwłokę w odpowiedzi. Nie wiedziałam, że jest Mania junior/ka:-), miło się dowiedzieć:-)

    Majko,

    serdecznie dziękuję za komentarz. Tak, puddingi bywają właśnie tak zdobione, jak piszesz - i być może to zainspirowało Hestona, tylko przewrotnie, jak to on, postanowił włożyć pomarańczę do środka:-)

    Mimi,

    naprawdę nie ma za co, cieszę się, że Ci dobrze poszło (mimo uwag wykładowczyni, którymi raczej nie przejmowałabym się;-)). Dziękuję za miłe słowa.

    Olu,

    niestety jako dziecko mogłam tylko marzyć o czymkolwiek z Peweksu - może dlatego teraz tak bardzo pociąga mnie luksus?;-) Nigdy jako dziecko nie miałam kalendarza, więc teraz z tym większą przyjemnością obchodzę tę tradycję z Nicholasem. BTW, dziś Nicole też pisze o tym, że kalendarze kiedyś były tylko z Peweksu: http://polishcookbook.blogspot.com/

    ReplyDelete
  17. To nie zwłoka w odpowiedzi mnie zaniepokoiła, tylko fakt, że tak długo żadnej notki nie było! (Bo ja tak bardzo lubię tu zaglądać :) )

    A, tak jest junior, lat 5 i pół :)

    ReplyDelete
  18. Ogromnie miło mi to słyszeć:-)
    To tak, jak nasz Junior! Może z czerwca 2005?:-)

    ReplyDelete
  19. Z kwietnia :) Tak myślałam, że nasze maluchy w zbliżonym wieku, ale że różnica taka niewielka? :)))
    Uściskaj go Mikołajkowo!

    ReplyDelete
  20. Ach, i jeszcze chciałam napisać, że wprowadziłam nową blogową tradycję (i mam nadzieję, że przetrwa :) ) - założyłam wyzwanie literacko-filmowe - Znalezione pod choinką. Zapraszam do zajrzenia: http://znalezionepodchoinka.blogspot.com/2010/12/czas-na-mnie.html

    ReplyDelete
  21. Jak byłam mała zawsze miałam kalendarz adwentowy z czekoladkami, zwykle produkcji niemieckiej (te polskie miały niedobrą czekoladę). Najfajniejsze było to, że dostawaliśmy go zawsze na Mikołaja, co oznaczało 5 nadprogramowych czekoladek do zjedzenia. A do wpisu mniej więcej o Christmas Puddingu sama się szykuję, ale niestety i ja na nadmiar czasu nie narzekam ostatnio, ale może wreszcie się uda.

    ReplyDelete
  22. To nieprawda, że tylko Heston wpadał na ten pomysł, choć go uwielbiam i tez bym się rzuciła na taki. Puding z pomaranczą w całości był u Jamiego w jednej z pierwszych książek. Sama robiłąm go na bloga 2 lata temu. Chyba że chodzi o karmelizację, co jest bardzo dobrym pomysłem . I z chęcią wypróbuje.
    Ja z tych co sami wszsytko robią.
    Pozdrawiam świątecznie.

    ReplyDelete
  23. Gospodarna Narzeczono,

    dziękuję za komentarz. Nie chodziło mi o to, że Heston jako pierwszy szef kuchni w historii gotowania wpadł na ten pomysł, lecz o to, że w tym roku tylko on taki pudding oferuje - o czym świadczy choćby to, że puddingi sprzedały się szybko i były dostępne na Ebay za 10 x tyle, ile kosztowały. To ciekawe, że wspominasz o Jamie'm bo on z kolei odpowiada częściowo za to, co na święta sprzedaje sieć supermarketów Sainsburys, w której pełni taką roklę, jak Heston dla Waitrose - ale ani w poprzednich latach, ani w tym roku nie zaproponował takiego puddingu. Mam nadzieję, że zadowala Cięb moje wyjaśnienie:-)

    ReplyDelete

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails