Kiedy byłam mała, chciałam, gdy dorosnę, być piosenkarką (*szepcząco*: a jak byłam jeszcze mniejsza, to chciałam "zostać" księżniczką, ale ku memu bolesnemu rozczarowaniu okazało się, że nie można nią zostać, trzeba się księżniczką urodzić - każdy taki moment to utrata odrobiny niewinności). Ooohhh, how things have changed...Bo teraz fantazjuję o tym, by zostać producentką sera - a to za sprawą kolejnej okołokulinarnej książki, przewodnika po serach pt. World Cheese Book, autorstwa Juliet Harbutt (ma kobieta szczęście, że nie ma literki "d" po "har"). Od kilku lat już zresztą marzę o tym, by poznać Aleksa Jamesa. Ten były basista zespołu Blur jest obecnie farmerem i producentem serów, a to właśnie Juliet jest "serową konsultantką", dzięki której udało mu się stworzyć kilka nagrodzonych prestiżowymi (w świecie koneserów sera) nagrodami serów.
Alex był największym hedonistą w swoim zespole i niejeden Kolumbijczyk do dziś go pewnie błogosławi - jak sam ocenia, w okresie gdy sława Blur sięgała szczytu, wydał ok. miliona funtów na alkohol i narkotyki, głównie kokainę. Fast forward parę lat i zamiast z 400 adorującymi go fankami, Alex spędza czas z 400 owcami, wymyśla nowe sery, i wychowuje wraz z żoną piątkę(!) dzieci w gospodarstwie położonym w bukolicznym regionie Cotswolds (nazywanym czasem Disneylandem angielskości), za sąsiadów mając Jeremy'ego Clarksona, Kate Moss i Elizabeth Hurley* (która także prowadzi organiczne gospodarstwo) - nieprzypadkowo jest to okręg wyborczy obecnego premiera. Zatem z rockowego boga Alex przedzierzgnął się w big cheese** bardzo dynamicznego i liczącego już sobie ponad 700 różnych rodzajów brytyjskiego rynku serów.
Książka Juliet, która ma godny pozazdroszczenia zawód pt. cheese expert, to nic innego, jak wspaniale ilustrowana encyklopedia sera. Każdy z ponad 750 najlepszych gatunków świata jest opisany: krótki rys historyczny, najlepsi producenci, smak i zapach, z czym się komponuje. Sery podzielono na kontynenty i kraje - z przykrością stwierdzam, że Europa Wschodnia reprezentowana jest nader skromnie, przez Słowaków i Węgrów, i autorka nie uwzględniła ani jednego polskiego sera. Są za to sery... japońskie, bo choć tradycyjnie Japończycy jedzą mało nabiału, coraz więcej wśród nich wielbicieli serów.
Z brytyjskich serów obszernie opisano Cheddar, Stilton, Cheshire, Leicester, Wensleydale, Gloucester (Single i Double), znany z ostatniego filmu z cyklu Wallace i Grommit Stinking Bishop (jadłam, w istocie b. wonieje, ale pyszny) ale także pomniejsze, wschodzące gwiazdki, takie jak Farleigh Wallop, kogóż by, jak nie Aleksa:
Na końcu książki podano adresy sklepów, także internetowych, dla poszczególnych krajów, nie tylko UK.
Przeglądając tę książkę, a także natchniona niedawno przeczytanym artykułem o tym, jak wielką pasją dla wielu Brytyjczyków jest trzymanie własnych kur, oddaję się marzeniom o domu na wsi, z kilkoma ozdobnymi kurkami, ulami wśród polnych kwiatów na własnej łące (niedługo pokażę zdjęcia takiej łąki i ogrodu, bo byliśmy na wielkim festynie rolniczym) oraz z własną... serowarnią. Wyprodukować ser jest zaskakująco łatwo; stworzyć jednak nowy, smakowo ambitny i wyróżniający się ser - to wymaga już dużej ekspertyzy - techniki produkcji i rodzaje serów są opisane na początku książki. Ale może Juliet pomogłaby i mnie? (w zamian za wysokie honorarium, to pewne. Ech, że też nie przykładałam się do zajęć w szkole muzycznej...).
*Od setek lat Anglicy, którzy się wzbogacili, kupują rezydencję na wsi - to jedna z pierwszych rzeczy, którą Anglik robi, jeśli Fortuna się do niego uśmiechnie. Kamienica lub apartament w Londynie i dom na wsi oznaczają, że odniosłeś sukces. Dlatego firma Hunter oferuje nawet specjalne torby na transport kaloszy (oczywiście ich produkcji) z domu miejskiego do domu na wsi - for travelling in style between town and country *Delie, mrugam*
** Gra słów - big cheese to dosłownie wielki ser, a wyrażenie to oznacza szychę, grubą rybę.
Myślisz, że jak już mam kalosze, kupię torbę;), to reszta (ten dom na wsi i serowy business) jakoś sama się ułoży?:)
ReplyDeleteNa to liczę:)
PS A gdzie mieszka Alan Rickman? Bo ja bym chciała być jego sąsiadką:)
Z tego, co wiem, w zachodnim Londynie:-) (z żoną, ekhem) ale niewykluczone, że ma też drugi dom gdzie indziej.
ReplyDeleteŻona nie powinna mieć nic przeciwko żeby mówił mi "good morning" tym głębokim głosem;) Ale wiadomo, żony bywają różne;)
ReplyDeletePS Skoro w Londynie, to na razie nie kupuję tej torby:)
przeczytałam Alan Rickman i się rozmarzyłam...:)
ReplyDeleteNiegrzeczne...:-)Ja tu o serze, a Wam Rickmana się zachciewa:-D
ReplyDelete... Ja tu się już kiedyś też przyznawałam do tego, że jego głos mnie zniewala.
A jeśli o sery chodzi, to nie znam zupełnie angielkich serów, za wyjątkiem cheddara:(
ReplyDeleteNie ma w W-wie dobrego sklepu z zagranicznymi serami? Wiem, że np. we Francji czy w USA można kupić angielskie sery.
ReplyDeleteMyślę, że w takiej Almie można je kupić. Kiedyś kupiłam cheddar bez problemu. Sęk w tym, że kupuję prawie zawsze francuskie, które lubię. Choć te sprowadzane do nas są jakoś w smaku uboższe. Nie smakują tak jak na miejscu.
ReplyDeleteTo polecam wypróbować, szczególnie Stilton i Wensleydale:-)
ReplyDeleteJakie pyszne te Twoje marzenia Aniu (przemawiają do mnie również te kurki i ule na kwiecistytch łąkach:)
ReplyDeleteApropos dostępności dobrych serów, to my mamy niedaleko bardzo dobry sklep z serami, również irlandzkimi a wybór jest przeogromny i przyprawia o zawrót głowy.
Mmmm :) a ja dziś jadłam taki ser! :) robiony u kogoś w domu... mniam!!! :)
ReplyDeletePatrycjo,
ReplyDeletecieszę się, że masz taki sklep - ja nie mam. Ale Waitrose (supermarkety górnopółkowe) mają dobre stoiska z serami, delikatesy w moim mieście (własność celebrity chefa Jamesa Martina) też. Nie jest to może poziom specjalistycznych sklepów z serami w Londynie, ale na nasze potrzeby wystarczający.
Mi,
a ja chyba nigdy nie jadłam takiego zupełnie domowej roboty sera - zazdroszczę:-)
ojeju! uwielbiam sery, więc troszkę zazdroszczę tej książki z przewodnikiem po serach (;
ReplyDeleteMruczanki (słodki nick),
ReplyDeletedziękuję serdecznie za odwiedziny i komentarz. Może książka (lub podobna) ukaże się w Pl?
Pozdrawiam!
Nawet kaloszy jeszcze nie mam! :D
ReplyDeleteDomek na wsi z ogrodem, sadem i kilkoma zwierzakami marzy mi sie od zawsze. Za to serowa farme wolalabym miec nie na wlasnosc, a obok, w sasiedztwie ;)
Kolejna ksiazka, ktora pewnie dorzuce do mojej amazonowej listy.
Pozdrawiam serdecznie! I milej niedzieli zycze :)
Beo, kalosze w Anglii są niezbędne:-)
ReplyDeleteTo trzymamy kciuki nawzajem - ja za spełnienie Twoich, a Ty za spełnienie moich marzeń:-)
W książce jest dużo szwajcarskich serów.
Bardzo porzadna ksiazka w takim razie skoro sa wniej szwajcarskie sery :)
ReplyDeleteJestem ZA propozycja wspolnego trzymania kciukow ;)
Twoja rekomendacja wystarczy mi w zupelności (tak jak było z serami, które potem mój mąż kupował). Książka trafia na listę do kupienia.
ReplyDelete