28/03/2010

Smorgasbord programów kulinarnych

Co zostanie, jeśli z głównych kanałów TV w UK usuniemy wszystkie programy o gotowaniu i okołokulinarne, oraz wszystkie o nieruchomościach i urządzaniu wnętrz? Niewiele, a w każdym razie szefowie tych kanałów skrobaliby się w głowę, usiłując wymyślić, czym zapełnić wolne połacie primetime.
W tym tygodniu zadebiutowała z własnym programem nowa bogini domowego ogniska, Sophie Dahl. Sophie kreowana jest na następczynię Nigelli. Piękna "angielska róża", pochodząca z dobrej rodziny, ze sławnym nazwiskiem (ojciec Nigelli jest znanym w UK politykiem, matka pochodziła z bogatej i wpływowej rodziny, dziadek Sophie to oczywiście Roald Dahl), zmysłowa (Sophie wyznaje w pewnym momencie, z nutą flirtu w głosie: "Fantazjuję o mozarelli") - wszystkie przymioty Nigelli plus urok nowości. Podobnie jak programy Nigelli, The Delicious Miss Dahl (taki jest tytuł tej serii) to nie tyle pokaz gotowania, co lifestyle show. Wyrafinowane składniki, kuchenne gadżety, których pożąda każda przedstawicielka angielskiej klasy średniej, na czele z ikonicznym mikserem KitchenAid, piękna zastawa, wspaniałe wnętrza - styl życia Nigelli i Sophie to ideał, do którego aspirują miliony. Dom w północnym Londynie, w którym nakręcono programy Sophie, został właśnie wystawiony na sprzedaż, można zatem cząstkę tego stylu życia kupić (za jedyne 1.45 miliona funtów).
Trzeba wybaczyć debiutantce Sophie wpadki: omlet Arnold Bennett przygotowuje się z serem gruyere i sosem beszamelowym, a Sophie zamieniła je na parmezan i kwaśną śmietanę (czy raczej creme fraiche), co, jak twierdzi mój kulinarny guru, krytyk AA Gill, zmienia tę klasyczną potrawę z pysznej w ledwie jadalną. Pod tym względem Sophie pozostaje daleko w tyle za Nigellą, ale też jej doświadczenie jest znacznie skromniejsze. Będę oglądać następne odcinki z nadzieją, że Sophie z czasem się wyrobi...
... Niczym chleb, o którym było dużo w drugim odcinku niezwykle ciekawej serii kulinarnej pt. Fat Man in a White Hat. Amerykański food writer (pisarz kulinarny, nie kucharz) Bill Buford przeprowadził się z całą rodziną do kulinarnej stolicy Francji, a więc i Europy, Lyonu, by chłonąć wiedzę o kuchni francuskiej.

Nie tylko o gotowaniu, ale także o jej historii, znanych postaciach itp. Bill Buford to, jak tu się mówi, acquired taste, jak kawior, oliwki czy ostrygi. Nie każdemu spodoba się jego styl prezentacji, który, choć nie pozbawiony humoru ("W tym sosie jest duuuużo śmietany. Kiedy go jem, myślę o swoim pogrzebie."), jest może nieco zbyt "natchniony". Ale założę się, że mało kto nie śliniłby się pożądliwie patrząc, jak słynny szef kuchni Patrick Henriroux w jeszcze słynniejszej La Pyramide przygotowuje kurczaka, poulet de Bresse (kurczaki Bresse są tak znakomite i jedyne w swoim rodzaju, że mają appellation controle, jak wina) z foie gras i truflami. Albo nie chciałby spróbować bagietek i croissantów Boba, przed którego piekarnią ustawiają się długie kolejki. Patrząc, z jakim kunsztem ten piekarz nie tylko piecze klasyczne rodzaje chleba i ciastek, ale także wymyśla nowe, wzdychałam z zazdrością, choć albo piekę chleb sama (w maszynie) albo kupuję dobrej jakości chleb w delikatesach - bagietki Boba były jednak piekarniczym arcydziełem (restauracje podające jego pieczywo skarżą się, że klienci kradną je między daniami i wynoszą na potem). Chleb potrzebuje czasu, by stać się prawdziwym chlebem, tymczasem supermarketowy chleb wypieka się w 35 minut (!), sztucznie go napowietrzając i wypełniając "polepszaczami" - nic dziwnego, że ludzie twierdzą, że mają "alergię" na pszenicę i że chleb im szkodzi. Słyszę od niejednej osoby, że coś, z czego do niedawna mogliśmy być w Polsce dumni, gwałtownie się pogorszyło - chleb jest w Pl coraz gorszy, podczas gdy tu zaczyna się polepszać - jest coraz więcej niezależnych piekarni i ludzie coraz częściej skłonni są zapłacić więcej za pieczywo lepszej jakości. Bill poznaje też najsłynniejszego szefa kuchni we Francji, Paula Bocuse, odbywa praktyki w jego akademii kulinarnej, odwiedza alpejskich serowarów oraz lyońskie "bouchon" - typowe dla tego miasta bistro, robi zakupy na  tamtejszym rynku, pije świeżą krew właśnie ubitej świni, itd. itp.
Konkluzja może być tylko jedna: kuchnia francuska, a także jakość francuskiej żywności to wciąż gastronomiczny złoty standard.
Dziś z kolei w Sunday Times artykuł o królu gastronomii molekularnej: Ferranie Adrii. Lektura obowiązkowa dla każdego foodie.

10 comments:

  1. Świetny tekst, bardzo lubię wpadać do Ciebie po TAKIE newsy:)
    poniedziałkowe pozdrowienia!

    ReplyDelete
  2. Jeśli chodzi o tego typu programy... to czytałam gdzieś, że w PL ma być taki, gdzie panie będą gotować topless ;/ to już jest szczty!!!

    A dom pani Sophie prezentuje się bosko....

    ReplyDelete
  3. We Francji produkcja żywności jest nadal stosunkowo mało uprzemysłowiona. Stephen Clarke, którego książkę "Rozmowy ze ślimakiem" czytałam przed przyjazdem, żeby przygotować się na szok kulturowy, słusznie napisał, że tutaj "chleb ciągle jeszcze jest chlebem." Pieczywo kupuje się w piekarniach, ryby u rybiarza, mięso u rzeźnika, a owoce i warzywa na targu. Wychodzi trochę drożej niż z supermarketu, ale na jakości jedzenia raczej się tutaj nie oszczędza.

    ReplyDelete
  4. Michu,

    dzięki, miłego dnia!

    Mała Mi,

    ten dom wynajęto do programu, Sophie i jej mąż, Jamie Cullum, mieszkają gdzie indziej:-)

    Katasz,

    ja już pisałam o tym, że Francuzi wydają większy procent swoich zarobków na jedzenie, niż Brytyjczycy - tu wciąz dla wielu najważniejszym kryterium jest cena, zresztą tak samo, jak w Pl, jak niedawno opisywano w Gazecie. A przecież lepiej kupić mniej, za to lepszej jakości.
    Czy byłaś może w Lyonie?

    ReplyDelete
  5. Nie, niestety. Szykowaliśmy się na Święto Świateł w listopadzie (http://www.lumieres.lyon.fr/lumieres/sections/en) - to podobno niesamowita sprawa - ale w końcu wyjechaliśmy w tym terminie do Polski. Spróbujemy w tym roku. Poza tym mam w Lyonie najbliższy polski konsulat (hurra), więc pewnie będę musiała z czasem zacząć tam zaglądać - chociażby na wybory.

    ReplyDelete
  6. Jeśli się wybierzesz, mam nadzieję na opis w Smakach...:-)
    A Stephena Clarka czytałam, mam dwie jego książki:-)

    ReplyDelete
  7. Chciałabym mieć taką kuchnię.
    Oj, tak.

    ReplyDelete
  8. I tu pewnie będę nieco odstawać, ale Sophie owszem: śliczna, młoda, urocza, delikatna, miło się na nią patrzy...ale jak na razie wolę Nigellę, ma w sobie to nieuchwytne "coś", pasję, zmysłowość. Może i Sophie z czasem się rozkręci, znajdzie swój styl, któremu nie oprą się miliony. Zapewne zacznie naśladować ją wiele dziewcząt czy młodych kobiet, które chcąc być jak Sophie polubią gotowanie. I dobrze:) Bardzo ładna kuchnia i bardzo w moim guście, lubię biel, dużo światła i przestrzeń:)

    Pozdrawiam!

    ReplyDelete
  9. Z pewnością Nigella ma znacznie większe doświadczenie i jej przepisy są po prostu lepsze. W drugim odcinku (skończył się przed chwilą) Sophie zaskarbiła sobie więcej mojej przychylności, bo okazało, że ona uważa cmentarz Highgate za miejsce b. romantyczne, tak jak ja:-)

    ReplyDelete

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails