Niedawno na bardzo wpływowym tutaj portalu dla mam, Mumsnet (portal zaprasza polityków, w tym premiera, i ostro, często ostrzej niż dziennikarze, przesłuchuje ich na okoliczność decyzji mających wpływ na codzienne życie rodzin, a sondaże z tej strony często dyskutowane są w mediach, portal ma milion zarejestrowanych użytkowniczek) pojawiła się dyskusja o wymarzonym zawodzie. O dziwo, prawie nikt nie wymienił takich z pozoru glamorous zajęć, jak aktorka czy modelka, za to kilka razy pojawiły się tak niskopłatne zawody jak opiekun zwierząt w schronisku lub zoo. Wiele mam wymieniało prowadzenie własnego małego biznesu i medycynę. Nie liczyłam ile, ale mnóstwo chciałoby być... buyers dla różnych ekskluzywnych sklepów i sieci - ten zawód był jednym z najczęściej wymienianych. Buyer to osoba, która jest odpowiedzialna za wynajdowanie i testowanie dostawców i negocjowanie z nimi kontraktów oraz składanie zamówień. Jest to ważna i dobrze płatna fucha. Elita buyers pracuje dla najbardziej renomowanych domów towarowych w UK: Selfridges, Fortnum&Mason, Liberty, Harrods, Harvey Nichols, a także dla górnopółkowych sieci Waitrose i John Lewis. O jednej z nich, która zajmuje się wynajdowaniem najlepszej czekolady dla Fortnum&Mason, już pisałam. (Na zdjęciu czekoladowy Christmas Pudding)
Innym godnym pozazdroszczenia zawodem jest krytyk restauracyjny. Jeść w najlepszych restauracjach za darmo i potem o tym pisać - trudno o bardziej doskonały sposób na zarabianie na (najlepszej jakości) chleb. New Yorker uchylił ostatnio rąbka tajemnicy opisując, jak pracują "inspektorzy" przewodników Michelina - to pierwszy raz, gdy Michelin pozwolił dziennikarzowi obserwować anonimowego inspektora (inspektorkę) w akcji. Fascynujący artykuł, polecam.
O tak buyers dla dobrego sklepu, to fajny zawód i niezagrażający talii tak jak krytykowi restauracyjnemu. Chociaż buyers od czekolady...
ReplyDeleteTak, to zawód dla ludzi, którzy potrafią zachować umiar:-)
ReplyDeleteWidziałam tę buyerkę czekolady w telewizji, jest szczupła, mimo, że czekoladę je codziennie. Ale tylko niewielką ilość:-)
Dziękuję za link do artykułu, rzeczywiście fascynujący. Jednak myślę sobie, że gdybym była zawodowym krytykiem, prędko znienawidziałabym jedzenie i to nie ze względu na jego zgubny wpływ na figurę.
ReplyDeleteTak, inspektorom na pewno jest trudniej. Ale już krytyk restauracyjny nie musi tak często i tak dużo jeść, ani tak rygorystycznie wszystko oceniać, zatem krytykiem chciałabym być.
ReplyDelete