05/03/2014

Lubię jej styl: Claire Underwood

W dzisiejszym odcinku*: przyznaję się do schizofrenii; po raz pierwszy piszę o postaci fikcyjnej; i nie mam najlepszych wieści.

Zdiagnozowałam u siebie modową schizofrenię: bo z jednej strony aspiruję do stylu Emmanuelle Alt/Ines de la Fressange, a najbardziej do stylu fikcyjnej bohaterki dzisiejszego wpisu, czyli Claire Underwood z serialu House of Cards. Stylu szlachetnego, wyrafinowanego, eleganckiego, godnego czterdziestki. Z drugiej strony wciąż ciągnie mnie do innych stylów:  boho i rock'n'roll, głównie za sprawą amerykańskiej marki Free People, od pewnego czasu dostępnej w UK; oraz vintage, który do mnie znacznie lepiej pasuje, niż romantyczno-cygański boho, bo choć w marzeniach jestem wiotka i wysoka, to zarówno z uwagi na wzrost (jego brak), figurę klepsydry, oraz wiek, nie dla mnie zwiewne maxi i strzępiące się, króciutkie spodenki dżinsowe. Jednego dnia wzdycham do peasant top (dosłownie: bluzka wieśniaczki, to bluzka o luźnym kroju, o np taka), a następnego do nobliwie seksownych (sic!) spódnic ołówkowych L'Wren Scott w Net-a-Porter. Ciężkie jest życie schizofreniczki stylistycznej.
Claire Underwood, w którą w roli swego życia wcieliła się 47-letnia (i związana obecnie z 33-latkiem, hurra!) Robin Wright, to kobieta wybitnej urody, i nie każda aktorka wyglądałaby równie dobrze w niekończącej się paradzie shift dresses (princesek), spódnic ołówkowych (pencil skirts) i koszul typu Oksford (Oxford shirts). Ta współczesna Lady Macbeth i "królowa lodu" (ice queen) to mistrzowski popis stylu formalnego, ale kobiecego. I wiem, że nie ja jedna myślałam sobie, że gdybym tak się ubierała i wyglądała, osiągnęłabym dużo więcej pod względem zawodowym. To fantazja tym silniejsza, że pracuję w domu, gdzie tylko pies z kotem mogą oceniać mój wygląd, i mogę spędzić dzień w szlafroku poplamionym jajkiem - pies to nawet by się ucieszył, bo mógłby to jajko zlizać (nie jest to wyznanie winy - nie jestem AŻ tak leniwa).



Claire hipnotyzuje swoim wyglądem, ale i zachowaniem: jej uroda, szyk, gracja, z jaką się porusza, elokwencja, delikatne gesty i ton uwiodłyby każdego, i łatwo uwierzyć, że Frank Underwood kocha ją "jak rekin krew". Jej prawdziwą, lodowatą, mroczną naturę symbolizują kolory: to bardzo wąska paleta i ogranicza się głównie do trzech: czerni, szarości i granatu. Rzadziej pojawiają się: biel, błękit i beż, oraz odcienie metaliczne (srebro). Nieprzypadkowo w I serii Claire piastuje stanowisko szefowej fundacji, która finansuje projekty oczyszczania wody - symbolika czystej, nieskażonej wody jest bardzo czytelna. Chyba spadłabym z kanapy, gdyby Claire w którejś scenie pojawiła się w czerwieni, albo w sukience w kwiaty. Wzory, żywe kolory, bardzo kobiece detale typu falbanki czy kokardki są absolutnie zakazane (chociaż dopatrzyłam się malutkiej kokardki na czapce, w której biega, ha!). Jej minimalistyczny styl na papierze prezentuje się nudnie: kilka odcieni, te same fasony, ale ten, kto oglądał serial, wie, że Claire wygląda zjawiskowo, i wiem również, że wiele kobiet ogląda serial nie tylko ze względu na fabułę, ale także po to, by delektować się jej stylem.  Podkreśla on jej wysokie stanowisko i jej rolę jako partnerki bezwzględnego polityka: nikt nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z prawdziwym graczem (power player), której ubrania komunikują: to ja decyduję (I'm in charge), nikt mną nie rządzi. To jedna z największych zalet serialu: Claire nie jest stereotypową, wspierającą i głównie ozdobną żoną polityka, której rola sprowadza się do udowadniania, że a) nie jest gejem b) jest pro-rodzinny.



A teraz złe wieści: to, co najprostsze, np. "mała czarna", musi być najwyższej jakości, by wyglądać równie dobrze, co na Claire, a jakość, jak powtarzam do znudzenia, kosztuje, dlatego niełatwo skopiować jej styl, kupując w masówkach. Garderoba Claire, projektowana w I serii przez Toma Broeckera (niestety nie pracował w II serii i to widać), jest niemal w stu procentach dizajnerska. Wspomniane już spódnice pochodzą od L'Wren Scott, ale także Dolce & Gabbana, sukienki od Theory, Zac Posen, Antonio Berardi, The Row, Narciso Rodriguez, Armani, Gucci, Ralph Lauren i Calvin  Klein. Dwie torebki, które Claire nosi na przemian, to model Muse od Saint Laurent, oraz Bayswater marki Mulberry. Buty firmuje Christian Louboutin. Jedyna marka masowa to Banana Republic, od której pochodzą koszule Oksford. Oprawki także nie są najdroższe, bo to Ray-Bany.

W UK jest jednak kilka marek ze średniej półki, oprócz Banana Republic i J. Crew, w których można kupić przyzwoitej jakości ubrania w stylu Claire, i przyznam, że kolejne zakupy będę planować zainspirowana właśnie nią - goodbye Emmanuelle and Ines, goodbye Dita *mrugam*.






*Fani Top Gear zauważą, że parodiuję tradycyjny wstęp Clarksona.

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails