Wydawałoby się, że związek dwóch dziedzin sztuki a zarazem przemysłu, które opierają się na wrażeniach wzrokowych, czyli kina i mody, powinien być harmonijny i pełen wzajemnej adoracji. Trudno sobie wyobrazić lepszy materiał dla wizualnego medium, jakim jest film, niż świat mody. A jednak - od Designing Woman (z Lauren Baccall i Gregory Peck'iem), przez Funny Face, Pret-a-Porter do Diabeł ubiera się u Prady, żaden z tych filmów nie spełnił oczekiwań publiczności i krytyków. Nawet Diabeł..., może najbardziej udany ze wszystkich filmów o modzie, nie okazał się tak zabawną i inteligentną satyrą, jaką miał być w założeniu. Problem z filmami o modzie jest zawsze taki sam: ich twórcy z lubością pławią się w stereotypach i przedstawiają światek mody jako siedlisko żmij. Redaktor naczelna jest zawsze wiedźmowata; dziennikarki są zawsze zawistnymi i wygłodniałymi (dosłownie i w przenośni), za przeproszeniem, sukami; fotograficy to obleśne typy, którzy wkręcili się do zawodu, by sypiać z modelkami; styliści i projektanci to przesadnie afektowani geje. Wszyscy w dodatku są rozpieszczani przez niezliczone darmowe prezenty, jakimi obrzucają ich, niczym confetti, PR-owcy, każdy zwraca się do wszystkich per darling, i ma faszystowski stosunek do węglowodanów. Te same dowcipy są recycklowane tak często i od tak dawna, że ich brody sięgają już nie tyle pasa, co stóp.
Jasne, stereotypy zawsze mają w sobie źdźbło prawdy - to wynika z samej definicji stereotypu. Światek mody nie jest pozbawiony absurdów, a nawet, z racji tego, że jest to dziedzina przyciągająca typy artystyczne, moda daje zatrudnienie większej liczbie ekscentrycznych postaci niż inne dziedziny przemysłu (pamiętajmy bowiem, że to b. ważna gałąź przemysłu, w UK jedna z najważniejszych) - gołym okiem widać, że więcej w świecie mody typów tzw. kreatywnych, niż, dajmy na to, w armii. Filmowcom na pewno łatwiej ośmieszyć spotkanie redakcyjne dotyczące następnego numeru magazynu, gdzie dyskutuje się o fasonach butów czy kolorach na dany sezon, niż misję pokojową w Strefie Gazy. Ale to niewystarczająca wymówka, żeby zawsze iść na łatwiznę i każdy film o modzie kręcić w konwencji pastiszu.
Światek mody może jednak pozwolić sobie na wspaniałomyślność i wybacza filmowcom stawianie ludzi z tej branży w niepochlebnym świetle, a to dlatego, że dla mody filmy i TV oraz występujący w nich celebryci to doskonałe wehikuły reklamowe. Product placement to najlepsza forma reklamy - stąd też trend, by do kampanii reklamowych coraz częściej zatrudniać aktorów i aktorki, a nie modeli i modelki oraz tzw. seeding (od seed, ziarno), czyli przesyłanie celebrytom najnowszych modeli torebek, butów, kosmetyków etc.
Julianne Moore w reklamie Bulgari |
Dlatego też coraz więcej aktorów i aktorek macza palce w "projektowaniu" mody czy podpisuje swoim nazwiskiem perfumy. Wiele firm luksusowych podpisuje umowy na umieszczanie swoich ubrań czy dodatków w filmach czy serialach (Desperate Housewives to spełnienie modlitw producentów nie tylko odzieży, ale też np. gadżetów kuchennych), ale inne mają po prostu szczęście, i otrzymują wartą wiele milionów reklamę za darmo - jak Manolo Blahnik, którego buty rozsławił Seks w Wielkim Mieście (choć tylko pod warunkiem, że ich produkt będzie bardzo wysokiej jakości, albo bezkonkurencyjny). Suknia projektantki kostiumów Jacqueline Durrant, którą miała na sobie Keira Knightley w filmie Pokuta dała zatrudnienie i zarobek dziesiątkom krawcowych i firmom specjalizującym się w kopiowaniu kostiumów z filmów i słynnych kreacji, np. Oskarowych.
Wracamy tym samym do faktu, że moda to warty miliardy funtów przemysł i przedstawianie świata mody, jednej z pierwszych dziedzin przemysłu, która umożliwiła kobietom zarabianie na siebie i uniezależnienie od mężczyzn, i w której przetarto szlaki dla kobiet na dzisiejszym rynku pracy, i gdzie także dziś pracuje mnóstwo wpływowych kobiet, w taki sposób, jak to robią filmowcy, jest wyrazem wciąż obecnego niestety strachu przed kobietami sukcesu. Mniejsza o to, że obraz tego świata jako pełnego zazdrosnych, spiskujących przeciw innym kobietom kobiet niewiele ma wspólnego z rzeczywistością; powiedzmy sobie wprost: filmy o modzie często mają podteksty mizoginiczne. Chude "suki" w sukienkach Rolanda Mouret'a, złośliwie docinające sobie nawzajem - ha, ha! ależ zabawne, ależ oryginalne - to przecież lepsze kino, niż scena przedstawiająca ambitną i inteligentną osobę w pocie czoła pracującą nad artykułem, który dostarczy miłego oderwania od codziennych problemów tysiącom czytelniczek, lub projektantkę przy pracy, która nie tylko realizuje się zawodowo, ale także traktuje swój zespół z szacunkiem.
Dysfunkcjonalność jest chyba bardziej atrakcyjna do pokazania na ekranie (bo jak pokazać np. dobro czy pracowitość, żeby nie stworzyć cliche?), ale i ludzkie nią nienasycenie odgrywa tu dużą rolę. Widać to ciągle w newsach, gdzie np. śmierć jednostki, czy kilku osób nie robi aż takiego wrażenia jak np. prawie setka ginąca we wraku samolotu...
ReplyDeleteDramat, krew, przemoc - im więcej tym ciekawsze.... jako ludzkość przekroczyliśmy w tej dziedzinie chyba pewne granice rozsądku... Dlatego, między innymi, nie oglądam TV, i na szczęście internet pozwala traktować informacje wybiórczo...
Anno,
ReplyDeleteBARDZO Ci dziękuję;* wpadłam jeszcze na 2 tytuły "Coco avant Chanel" i "Samotnego mężczyznę"
tak myślę, żeby do lat 90tych "pojechać ikonami"( tymi o których wspominałam)
a potem-tytułami.
dam jeszcze znać jak będę miała konkretną wizję
pozdrawiam serdecznie!
Modą interesuję się raczej średnio, dlatego filmy o niej oglądam z przyjemnością, czysto rozrywkowo. "Diabeł..." podobał mi się, bo uwierzyłam w główną bohaterkę graną z wdziękiem przez Anne Hathaway. Podobała mi się też "Coco Chanel" z Audrey Tatou. W jednej ze scen Coco mówi: "Kobiety noszą za dużo piór, makijażu i ozdób - za dużo wszystkiego" (czy jakoś tak). I ten film podobał mi się właśnie dlatego,, że był barwnych piórek pozbawiony. Elegancja i prostota.
ReplyDeleteWsamraziku,
ReplyDeletedziś przeczytałam takie zdanie, które jest bardzo adekwatne: struggle is interesting, success is boring. Odnosiło się to wprawdzie do książek autobiograficznych, ale myślę, że ta prawidłowość dotyczy też filmów. Wg mnie filmy o modzie nie muszą być nudne, jeśli przestaną grać na stereotypach - humor można wykrzesać także opowiadając historię bliższą rzeczywistości. A rzeczywistość jest znacznie mniej bitchy, niż to, co pokazują w filmach dziejących się w świecie mody.
Mimi,
nie ma za co. Jeśli masz zamiar oprzeć się na ikonach, to ja bym zaczęła od Marleny Dietrich (androginiczny wygląd, smoking - to ona spopularyzowała spodnie), przez Gretę Garbo, Katharine Hepburn (znowu - spodnie:-)) przez Marylin Monroe, Audrey Hepburn, Grace Kelly (pisałam o niej w poście pt. Amazing Grace) po Angelinę Jolie:-) Jeśli chodzi o Chanel, jest też nowszy film, Coco i Strawiński.
No i dokumentalny film pt. September Issue, o kulisach pracy nad wrześniowym numerem amerykańskiego Vogue. Nawiasem mówiąc, ten film dokumentalny pokazuje właśnie, że Diabeł... to jednak czysta rozrywka i fikcja;-)
Kasiu,
mnie też podobał się Coco avant Chanel:-) i na pewno obejrzę drugi film o niej, niedawno był tu w kinach.
Chude suki - powiedziałbym raczej "suczki", bo kobiety z niedoborem ciała wyglądają nader mizernie.
ReplyDeleteCiekawy artykuł.
Pozdrawiam.
Julianne wygląda świetnie w tej reklamie. Lubię filmy z modą w tle, raczej te lekkie, choć nie zawsze.
ReplyDeleteCiekawy wpis Aniu.
Pomijajac fakt, ze "Atonement" to jeden z moich ulubionych filmow i potrafie sobie wlaczyc raz na jakis czas, aby obejrzec ulubione sceny (a dzis w samochodzie slucham soundtracku), to ta sukienka powalila mnie po prostu na kolana. Kolor, kroj, to w jaki sposob i jakich scenach ja nosila bohaterka... Nie pamietam, czy w plebiscycie na najlepsza filmowa sukienke, ta wygrala czy przegrala z sukienka, ktora nosila M. Monroe, a ktora tak pieknie jej podwialo, gdy przechodzila nad wywietrznikiem metra. :)
ReplyDeleteJa jestem pesymistką i nie wierzę w inteligentny lekki film obyczajowy z modą w tle, ale może dlatego, że o taki, nawet bez mody, w ogóle jest dość trudno.
ReplyDeleteA sukienkę Keiry z "Pokuty" też uwielbiam.
Bardzo ciekawy tekst :) podoba mi się! Film + moda.... ;)
ReplyDelete