Co roku w maju, w zabytkowym miasteczku Alresford niedaleko Winchesteru, odbywa się Watercress Festival, czyli Święto Rukwi Wodnej (często błędnie tłumaczonej jako rzeżucha). Jest to jedna z tych typowo angielskich imprez, które pod pretekstem uczczenia jednego skromnego warzywa stają się okazją do celebrowania wszystkich regionalnych produktów, wielkim piknikiem, targiem, pokazem tradycyjnych tańców (tzw. Morris dancing) itd. Jak zawsze, w naród wstępuje duch, który podziwiam i prywatnie ochrzciłam mianem "coś zróbmy, coś zaróbmy" czyli: każdą okazję można wykorzystać do zrobienia interesu i promocji czy to biznesu, czy idei: tu głównie promocji rukwi, ale szerzej także idei pt. "jedzmy miejscowe dary natury". Wybraliśmy się tam i nie tylko nabyliśmy rukiew, ale także pyszne, organiczne, chudsze i sporo zdrowsze od wołowych hamburgery z bawolego mięsa. Jest bowiem gospodarstwo w Hampshire, które hoduje bawoły z Wietnamu (water buffalos) i sprzedaje zarówno mięso, jak i własną, angielską mozarellę, a także przepyszne lody.
Festiwal odbywa się właśnie tutaj, gdyż 90% całej brytyjskiej rukwi uprawia się w okolicach Alresford - prawdziwe "zagłębie rukwiowe".
Rukiew ma długą i pełną świetności historię. Już starożytni Grecy uważali, że czyni ludzi mądrzejszymi, a do dziś Kreteńczycy wierzą, że jest afrodyzjakiem; Rzymianie i Saksoni jedli ją, by zapobiec łysieniu; rzymscy cesarze jedli ją przed podjęciem ważnych decyzji; Francis Bacon, słynny filozof i mąż stanu, uważał, że odmładza; irlandzcy mnisi poszcząc jedli wyłącznie chleb i rukiew, uważając ją za "pokarm mędrców". Współczesne badania, m.in. na niedalekim Uniwersytecie w Southampton, potwierdziły, że rukiew wodna jest tzw. superfood - jednym z najzdrowszych pokarmów, pełnym witamin i mikroelementów. W naszym domu staramy się jej jeść jak najwięcej - na surowo, ale także jako dip lub sos - wystarczy zmiksować ją z odrobiną gęstej kwaśnej śmietany i szczyptą soli.
Zdjęcie Morris Dancers moje, dwa wyżej z oficjalnej strony Festiwalu.
A jutro festiwal zupełnie innej, zgoła nierustykalnej, natury. Relacja już wkrótce.
* Ten post był redagowany już po publikacji i komentarzach.
Zdjęcie Morris Dancers moje, dwa wyżej z oficjalnej strony Festiwalu.
A jutro festiwal zupełnie innej, zgoła nierustykalnej, natury. Relacja już wkrótce.
* Ten post był redagowany już po publikacji i komentarzach.
Jak ja lubię takie imprezy. Zachęciłaś mnie tym dipem, pokarmem dla mędrców.
ReplyDeleteProste i pyszne:-) Wykorzystaliśmy ostatnio nawet do fajitas.
ReplyDeleteRzezucha to nawet mi wyrosnie, trzeba bedzie wprowadzic do kuchni ten pokarm medrcow:)
ReplyDeletea ja myślałam że rzeżuchę się hoduje tylko na wacie na parapecie ;)
ReplyDeleteMoże to głupie ale uwielbiam takie lokalne festyny. Te w Anglii nawet bardziej niż te w Polsce. Chociaż pewnie za jakiś czas będę tęsknić za polskimi festynami np. Warszawskim Dniem Ziemi.
Wow! Czy ta rzeżucha z festynu i ta co ją chodujemy na wacie, na parapecie to to samo? Te liście w koszyczkach na zdjęciu są znacznie większe od tego zielonego mchoporostu, który znam z okołowielkanocnych hodowli :-)
ReplyDeleteA festyn super. Polskie festyny wciąż boją się swojskości, jako przejawu obciachu.
ReplyDeleteNicole, MIQ,
ReplyDeleteha, ha, ja rzeżuchę też kojarzę z wielkanocną wilgotną watą:-)
Zrobiłam małe śledztwo (czyli zajrzałam do Wikipedii;-) i wygląda na to, że to są dwa różne, choć spokrewnione, gatunki. Ta mała rzeżucha rozpowszechniona w Pl to po łacinie Cardamine pratensis (rzeżucha łąkowa), natomiast watercress to Nasturtium officinale. Wikipedia angielska podaje jednak, że niektóre typy "watercress (...) are (...) closely related to Cardamine". Moze poprawniejsza nazwa na to, co rośnie tutaj (w takich specjalnych "water beds") to rukiew wodna - choć słownik ang-pol tłumaczy watercress właśnie jako rzeżuchę? Jest ona duża większa i ma nieco łagodniejszy smak.
Właśnie, rukiew wodna wydawała mi się być inną rzeżuchą niż nasza, z waty. Lubię takie imprezy:) I rzeżuchę też.
ReplyDeleteBardzo lubie rukiew i tego typu festyny, ciesze sie, ze trafilam (po czasie ;)) na ten post. A mozarelli prosto od bawolicy szczerze zazdroszcze :)
ReplyDelete