31/10/2009

Curry na Halloween

Wprawdzie nie mamy lampionu - sowy, ale mamy szczerzącą się dynię ze świeczką w środku.
Halloween to w UK już ogromny biznes - kierunek, jaki wyznacza USA, to prędzej czy później kierunek, w jakim idzie UK. Największy towar eksportowy USA to amerykańska kultura masowa i potężne jej wpływy sięgają najdalszych nawet zakątków świata. Ale UK zawsze absorbuje te wpływy najszybciej, ze względu na brak bariery językowej (co można kwestionować, ale to już inny temat): pod wieloma względami UK bliżej do USA niż do, jak mówią tubylcy, the Continent (czyli Europy), choćby pod względem epidemii otyłości i dyktatu samochodu, niestety.
Byliśmy znów w mieniącym się kolorami jesieni New Forest i ku naszemu zdumieniu zebraliśmy mnóstwo grzybów! Jutro już listopad, a grzyby dopiero teraz wychynęły spod gruntu. Właśnie suszą się w piecyku.
Dziś na kolację mąż przygotuje potrawę narodową Anglii, czyli curry. Tak, parę lat temu curry zdetronizowało rybę z frytkami i dziś w wielu domach angielskich je się curry co najmniej raz w tygodniu.


"Hinduskie" curry to mięso, ryby lub warzywa w pikantnym sosie z cebuli, czosnku i świeżego imbiru, z dodatkiem różnych zestawów przypraw. Słowo curry wywodzi się z tamilskiego „kari“, oznaczającego po prostu „sos“, nazywanie tej potrawy "curry z sosem" lub "w sosie", co ostatnio widziałam, jest zatem nietrafne (nikt w Anglii nie mówi "curry with sauce" bo sos to integralna część potrawy i nie ma "curry bez sosu"). Jest wiele rodzajów curry, mniej lub bardziej ostrych, a najczęściej jedzone nosi nazwę tikka masala. Pierwszy przepis na curry pojawił się już w 1747 roku, w książce kucharskiej Hannah Glasse. Glasse była wdową z kilkorgiem dzieci na utrzymaniu, jej przepisy były zatem praktyczne i szybkie, przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe w XVIII- wiecznej kuchni. Jej curry było potrawką z mięsa, np. królika, której mało wyrazisty smak poprawiały hinduskie przyprawy takie jak podprażone i zmielone nasiona kolendry. Wkrótce kucharze zaczęli stosować gotowe mieszanki przypraw, którymi doprawiano mdłe, bo z konieczności dokładnie gotowane, warzywa i mięsa.
Popularność curry wciąż rosła, a po upadku Imperium napływ emigrantów z Bangladeszu* i pojawienie się dużej ilości restauracji i tańszych tzw. curry houses, a więc knajpek gotujących wyłącznie curry, z dodatkami w postaci ryżu i chlebka naan, przyczyniło się do tego, że curry stało się jednym z ulubionych dań na wynos (take away). W samych Indiach na tego rodzaju potrawy nie używa się określenia curry, a autentyczne hinduskie dania rzadko smakują tak samo, jak te podawane w restauracjach w UK, choć ze względu na to, że brytyjscy turyści w Indiach domagali się tikka masala z kurczaka, UK obecnie eksportuje to danie do Indii i Bangladeszu.
Robert Makłowicz wspominał w Guardianie, że gdy w czasie studiów dorabiał pracując przy budowie parkingu pod Londynem, płacił niewielką sumę koledze Hindusowi, by jego żona przygotowywała aromatyczne hinduskie posiłki na lunch dla nich obu. Dzięki temu nie był skazany na nieapetyczne kanapki z Marmite czy frytki z octem, jak jego biali koledzy, lecz jadł „po królewsku i dochowując wierności kulinarnej spuściźnie Brytyjskiego Imperium.“

* Większość tzw. hinduskich restauracji w UK prowadzą Bengalczycy z Bangladeszu.

PS. Zdjęcie pochodzi z książki Nigelli, Nigella Express - jest to ilustracja do przepisu Curry in a hurry.

No comments:

Post a Comment

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails