01/04/2014

Posmak sławy

Tu, gdzie (jeszcze) mieszkam, bywam czasami pytana o drogę. Niewielu jest innych przechodniów na chodniku, a poza tym zazwyczaj jestem w towarzystwie dziecka lub psa, a często obojga, więc pytający dedukują słusznie, żem miejscowa. W zeszły czwartek rano, gdy odprowadzałam Nicholasa jak co rano do szkoły, zatrzymał się przy nas samochód, i przez sekundę myślałam, że będę jak zwykle proszona o wskazówki. Wkrótce jednak dotarło do mnie, że osoba, która wysiadła z pojazdu, mówi do mnie po polsku, a ponieważ nie mam na czole napisane: "Proszę mówić do mnie po polsku", przez kolejnych kilka sekund usiłowałam zidentyfikować mówiącą, którą musiałam przecież znać, skoro wiedziała, że jestem Polką. Nie rozpoznałam jej jednak, natomiast ona - Marzena - rozpoznała mnie. Ze zdjęć. Na blogu. Tym samym posmakowałam owych Warholowych "5 minut sławy", i było to bardzo, bardzo przyjemne - dziękuję, Marzeno, za bardzo miłe słowa i lekturę.
Dzień rozpoczęłam zatem niczym celebrytka, i tak go też zakończyłam - w godnym gwiazdy łożu z baldachimem.
Parę miesięcy temu wygrałam bowiem nocleg w hotelu Tylney Hall w arcyangielskim stylu typu "dwór na wsi" (country house hotel) i wybraliśmy się tam tego wieczora - hotel znajduje się w Hampshire, niedaleko od nas. Na miejscu okazało się, że ulokowano nas nie w standardowym pokoju, ale w apartamencie wielkości, na oko, 100m.kw! Z wielkim salonem i osobną sypialnią, a w niej - łoże z baldachimem!



Tylney Hall to zabytkowa wiktoriańska posiadłość w stylu neogotyckim, otoczona pięknym parkiem i ogrodem, zaprojektowanym przez jedną z najsłynniejszych projektantek krajobrazu w historii, Gertrude Jekyll.

Jednym z wielu powodów mojej anglofilii jest to, że w najskromniejszym nawet B&B zawsze znajdziecie elektryczny czajnik i kawę/herbatę (tea and coffee facilities), choć w niewielu hotelach będzie aż tak wystawnie:
Tak, 27 marca 2014 był wyjątkowym dniem: zaczął się od spotkania - w niewielkiej wsi, w drodze do szkoły - nieznajomej fanki tego bloga, a zakończył w apartamencie rodem z filmów o angielskiej arystokracji.

4 comments:

  1. Brzmi wspaniale ! Przyznam sie , ze juz zdazylam sie juz 'przyzwyczaic' do tego , jak czesto cos wygrywasz;] Mam nadzieje ,ze kiedys wyjawisz nam secret dobrego farta . Pozdrawiam wiosennie

    ReplyDelete
    Replies
    1. :-) Jak pisze poniżej Beata, "trzeba grać, by wygrać" - biorę udział w tylu konkursach, że statystycznie MUSZĘ coś wygrać;-) To nie tyle szczęście, co prawo prawdopodobieństwa, a w przypadku niektórych konkursów - trochę wysiłku z mojej strony:-)

      Delete
  2. Ania pewnie powie, że żeby wygrać, trzeba grać ;-)
    Fantastyczny dzień!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, nadzwyczajny:-)
      Tutejszy Totolotek tak się właśnie reklamuje: "You've got to be in it to win it":-)

      Delete

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails