11/02/2014

Zmowa milczenia, czyli o macierzyństwie

Piszę właśnie rozdział o macierzyństwie, i czytam różne wątki na bardzo popularnym tu i wpływowym portalu parentingowym Mumsnet (do tego stopnia, że ostatnie wybory powszechne ochrzczono Mumsnet election). Przy okazji: znana Wam zapewne ze Zmysłów Karolina założyła też nowego bloga, którego lekturę serdecznie polecam, a na którym sporo o modzie i urodzie przyszłej mamy, a niedługo zapewne o macierzyństwie.
W rozmaitych wątkach i artykułach o macierzyństwie/rodzicielstwie powtarza się, różnie sformułowane, takie zdanie: Dlaczego nikt mi nie powiedział/ dlaczego się nie mówi... (inne wersje to: dlaczego nikt mnie nie uprzedził/ostrzegł/przygotował). Wydawałoby się, że nie brakuje książek, portali, forów etc. i że nie ma już tematów, których nie poddano publicznej debacie, w tym wszystkie za i przeciw posiadania dzieci. Mieliśmy choćby kontrowersyjną Amy Chua, i nie brakuje forów dla mam, określających siebie jako "wyrodne", które mają dość stereotypu Matki Polki: męczennicy, która składa z siebie ofiarę na ołtarzu rodziny. A jednak obserwuję dziwną konspirację, zmowę milczenia, jaką otacza się pewne aspekty rodzicielstwa. Podniosę pierwsza rękę i wyznam, że kiedy ja zostałam matką, już prawie 9 lat temu, nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, jak wyglądają realia życia z noworodkiem w XXI wieku, kiedy odeszliśmy od modelu wielopokoleniowej rodziny, i mamy więcej niż przelotny kontakt z niemowlętami bardzo rzadko, czasem dopiero wtedy, kiedy pojawia się nasze własne. Niedawno szerokim echem w brytyjskich mediach odbiło się badanie, z którego wynikło, że pary bezdzietne są szczęśliwsze od tych, które mają dzieci - z tym, że gdy zanalizowano wyniki z podziałem na płcie, najszczęśliwsze były matki, na drugim miejscu były kobiety bezdzietne, na trzecim bezdzietni mężczyźni, i na końcu – ojcowie.
Oto kilka przykładów rzeczy, o których się nie mówi, albo mówi niedostatecznie:
1. Połóg. Wszystkie poradniki oraz kursy przygotowujące do rodzicielstwa skupiają się na ciąży i porodzie, a potem na "instrukcjach obsługi" noworodka. Kondycja psychofizyczna świeżo upieczonej matki jest oceniana pod kątem PND i karmienia piersią, ale na tym koniec.
2. Baby talk, czyli dziecinne paplanie. Nie znoszę, kiedy dorośli ludzie używają baby talk w rozmowie z innymi dorosłymi. Te wszystkie "cycusie", "dzieciątka" etc. Paplajcie sobie do woli we własnym domu, ale to jest nie do przyjęcia w dobrym towarzystwie, i to, że macie małe dziecko, nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Jak o dorosłych używających baby talk napisała felietonistka India Knight, matka trójki dzieci: death is too good for them.
3. Karmienie piersią. W UK organizacja National Childbirth Trust, skądinąd bardzo zasłużona i pożyteczna, bywa oskarżana o breastfeeding fascism, ich dogmatem jest bowiem breast is best. Prowadzona przez tę i inne organizacje agitacja sprawia, że kobiety, które nie mogą lub nie chcą karmić piersią, czują się niemal jak Amisze, którzy zostali wykluczeni ze swojej wspólnoty. Nie wiem, czy w Polsce świeżo upieczone matki również czują presję, by za wszelką cenę karmić piersią - tu taka presja jest bardzo realna.
4. Fakt, że macierzyństwo ma mniej wspólnego z pastelową idyllą rodem z banku zdjęć (mama - piękna blondynka, tata - przystojny brunet, dwójka uroczych dzieci - aniołków, wszyscy odziani w preppy Ralph Lauren lub Boden, w tle błękitne niebo z tęczą), a więcej ze "Sztuką Wojny" Sun Tzu. Taka na przykład mądrość: Supreme excellence consists in breaking the enemy's resistance without fighting - Największa doskonałość to złamanie oporu wroga bez walki, pasuje jak ulał do wszystkich sytuacji, gdy niemowlak uparcie  odmawia współpracy. Humoryzuję tutaj, ale też prawdą jest, że o zajmowaniu się małym dzieckiem często myślałam (i, z tego co widzę, nie jestem jedyna) w kategoriach militarnych: rutyna, dryl, nauka przez świecenie przykładem (Art of War: A leader leads by example, not by force), szybkość reakcji, wytrwałość, precyzyjne planowanie...
 Lato 2013, Legoland, Dania
Jestem ciekawa, jakie są Wasze doświadczenia? Czy też zauważyłyście tę konspirację?

21 comments:

  1. Chyba znów (Google :/) zjadło mi komentarz... A miało być:
    Lubię to :))). Nie jestem matką i raczej mi to nie grozi, ale pod 2 i 3 podpisuję się obiema rękoma. Dzieciątek, rączuń i pysiów słownych nie trawię. Co do terroru laktacyjnego - owszem, panuje. Koleżanka opowiadała mi o szpitalnej konfrontacji położnej i wieloródki, która nie chciała już karmić. Dyplomacji i empatii tam nie było.
    PS. B. ładna fota :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję:-) Tak przypuszczałam, że terror laktacyjny to nie jest brytyjska tylko specjalność.

      Delete
  2. O tak, juz na wizycie w 9. tygodniu ciazy polozna zaczela maglowac temat karmienia piersia. Ja i tak zamierzam, ale tez nie lubie tego, cytujac Ptasie, terroru laktacyjnego.

    ReplyDelete
    Replies
    1. W 9 tygodniu?! To co będzie później?! Życzę Ci, by karmienie przyszło Ci łatwo, no i jak najmniej "terrorystek" wśród położnych:-)

      Delete
  3. Swietnie Was widziec i dobrze Cie czytac:)

    Zgadzam sie z Toba. Nawet do bezdzietnych dochodza te wszystkie wojenki macierzynstwa.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękuję:-) Apropos wojenek, jak pewnie wiesz, w USA istnieje termin "mommy wars", który dotyczy konfliktu między matkami pracującymi a niepracującymi (zawodowo). Kompletnie niepotrzebny i bezsensowny:-(

      Delete
  4. Wiesz Aniu, im bardziej 'brne' w roznych tematach, tym czesciej przypomina mi sie powiedzenie mojej Chrzestnej sprzed -dziestu ;) lat, a mianowicie : 'Co komu do domu jak chalupa nie jego!'. Tym bardziej jesli chodzi o kobiete, Jej cialo, Jej decyzje zyciowe, Jej dziecko... Tu na szczescie terroru laktacyjnego nie ma, ale kto wie - wszystko moze sie jeszcze zmienic... Co ciekawe - znam dzieci, ktore karmione byly piersia przez bardzo dlugi czas i ciagle chorowaly i choruja, i te, ktore karmione piersia nie byly (tylko mlekiem w proszku) i praktycznie nie choruja (a przeciez mleko matki ponoc najlepiej chroni dziecko przed chorobami...). A co do wiezi miedzy matka i dzieckiem, to mozna ja stworzyc w inny sposob, dzieci karmione butelka tez moga byc szczesliwe! ;)

    Poza tym podpisuje sie pod wszystkimi punktami (choc nie zawsze z autopsji ;)).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ha, ha, powiedzenie nader trafne:-) nie znałam go. No właśnie: dla mnie prawo kobiety do decydowania o własnym ciele jest święte i nienaruszalne, i dotyczy to także spraw związanych z karmieniem. Są kobiety, które po prostu nie chcą karmić, albo mają, jak ja, trudności, i nikomu nic do tego. Wazniejszy dla dziecka jest dobry stan psychiczny matki, a problemy z karmieniem mogą prowadzić do depresji, zwłaszcza w atmosferze terroru. Oczywiście nie podważam naukowo potwierdzonej wyższości mleka matki, ale też wiem, że pierwsze 4-6 tygodni są najważniejsze (i dlatego wytrwałam do 6 tygodnia), późniejsze nie są już tak ważne. WHO bardzo promuje karmienie piersią z tego względu, że mleko matki jest darmowe, a w krajach biednych mleko sztuczne jest symbolem pozycji (tylko bogatsze rodziny na nie stać), i kobiety przechodzą na nie, bo to oznacza wyższy status. Co ciekawe, mamy wśród znajomych dzieci znacznie dłużej karmione piersią, w tym jednego chłopca urodzonego dokładnie tego samego dnia, co Nicholas, ale nie powiedziałabym, że są zdrowsze - Nicholas, odpukać, rzadko choruje, nie ma żadnych alergii itp. Ani ja, ani mąż nie byliśmy karmieni piersią, i też, odpukać, nie jesteśmy bardziej chorowici, niż znajomi.

      Delete
  5. Terror laktacyjny,a jakże. Najgorsze jest to, że nie tylko ze strony personelu medycznego, ale innych kobiet. Moje dzieci na piersi były krótko, także z tego względu, że z butelką było mi wygodniej, bo tego że niemowlę "wisi" przy piersi godzinami też nikt nie mówi. A jak muszę po starsze biec do przedszkola, to nie mam czasu na dwugodzinną (miłą, oczywiście) "nasiadówkę" z młodszym. Ale szokiem było dla mnie, jak pewna moja dobra koleżanka narzekała, że jej córeczka co godzinę budzi się w nocy na jedzenie, a ja zaproponowałam jej nocne karmienie butelką. "No wiesz, my takich sztuczności nie stosujemy". Jakby mi kto w gębę dał. Ja, ta "sztuczna", ta gorsza i mniej kochająca znaczy się. Obrzydliwe.

    Aniu kochana, piszesz książkę??? :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Te właśnie niekończące się sesje były jednym z powodów, dla których ja przestawiłam N na butelkę po 6 tygodniach - ledwie minęła pora na jedno karmienie, zaraz znowu nadchodził czas na następne - nigdy w życiu nie naoglądałam się tyle daytime TV, co wtedy, jak rekonwalescent leżący w łóżku;-) Taki komentarz znajomej na pewno usłyszało więcej kobiet, ta wyższość (połączona w dodatku z używaniem paplaniny: "O nie, my tylko cycusiem karmimy") jest po prostu obrzydliwa.
      Tak, piszę (mozolnie).

      Delete
  6. A, no i ta nowomowa - brzunie, dzidziunie...Ech. I jeszcze mnie irytuje, że większość matek, jakie znam, to jednak o tych dzieciach nawija tylko godzinami. Ja też lubię, owszem, ale poza tym po kilku latach jestem tak zmęczona rozmowami o kupkach, nocnym wstawaniu...Czy nagle ludzie przestają czytać, oglądać?

    ReplyDelete
  7. Tak, to widać doskonale w mediach społecznościowych - zamiast własnego zdjęcia, zdjęcie dziecka, albo własne, ale z dzieckiem, i nicki typu Tomsmum czy Lucysmummy - tak, jakby kobieta traciła swoją tożsamość, i przestawała być sobą: Anią, Kasią, Magdą, i definiowała się wyłącznie jako Mama Zosi, Mama Tomka etc etc

    ReplyDelete
  8. Jako oczekujaca mama musze powiedziec, ze w UK nie spotkalam sie z terrorem laktacyjnym ze strony poloznych. Z innymi matkami, czy oczekujacymi nie wchodze w interakcje na tem temat, wiec mam spokoj. ;) Moje obie polozne spytaly, cz mam wyrobione zdanie na temat tego, jak bede chciala karmic. Powiedzialam, ze owszem, ze na pewno chce sprobowac karmic piersi i oczekuje wsparcia ze strony specjalistow, gdyz zostane matka po raz pierwszy, a karmienie piersia nie przychodzi tak naturalnie, jak sie niektorym wydaje. Obie polozne powiedzialy, ze ciesza sie, ze chce sprobowac i pomoga, jak tylko beda mogly. Obie przyznaly w rozmowach, ze sa zwolenniczkami KP, ale nie osadzaja decyzji innych kobiet i kazda kobieta, bez wzgledu na to jak zechce karmic dziecko bedzie miala od nich porade i pomoc.

    Osobiscie uwazam, ze breast is best, ale podobnie jak moje polozne nie mam misji przekonywania, czy ty, bardziej osadzania innych kobiet w tej kwestii. Pokarm sztuczny jest gorszy dla dziecka, ale matka karmiaca takim pokarmem (bo czasem nie ma wyboru) nie jest gorsza matka z tego powodu.

    Sama nie wiem jak sobie poradze i czy bede z usmiechem na ustach karmic piersia. Byc moze uznam, ze to nei jest fajna sprawa, ale dla benefitow dziecka przemecze sie pare miesiecy. Ostatecznie to jest krotki okres i minie bardzo szybko. Ale nigdy nie mowie nigdy - zycie pokaze.

    Co mnie natomiast doprowadzilo do szalu, to pomysl rzadu, aby nagradzac kobiety karmiace piersia voucherami na zakupy na high street. W poludniowym Yorkshire sa dwa councile, ktore wprowadzily ten program pilotazowo i we mnie sie krew gotuje, jak slucham o takim marnowaniu pieniedzy podatnikow. I dyskryminacji, jakby nie bylo - nie wszystkie kobiety nie chca karmic piersia, niektore nie moga. Plus - co to za motywacja? Podejrzewam, ze wiekszosc tych pieniedzy trafi do beneficjentow innych programow pomocowych panstwa (wiem, ze slowo chav jest niepoprawne politycznie, ale cisnie sie na usta). I nawet jesli te dzieci beda karmione przez 6 miesiecy piersia (kto i jak to sprawdzi?!), to potem bedzie juz tylko rownia pochyla w kierunku fast foodow, take awayow i przetworzonej zywnosci - te matki wymagaja EDUKACJI, a nie pieniedzy w postaci voucherow.

    Baby talk - dostaje mdlosci od sluchania i czytania tego belkotu, a dodac musze, ze przez cala ciaze mdlosci omijaly mnie szerokim lukiem. ;) Tak samo nie rozczulam sie nad widokiem posilkow dla dzieci zaaranzowanych na obrazki na talerzu itp. Juz z tych powodow jedna pani wspolczula moim dzieciom. ;)

    W jezyku polskim mamy problem z nazywaniem spraw, ktore kojarzone sa z seksem - albo sa to terminy naukowe, albo wulgarne, rzadko slyszy sie cos pomiedzy. Moze stad te wszechobecne cysie, cycusie itp? (bo jednak piers kojarzona jest mocno z seksem). Co takiego jest w slowie piers? Albo sutek? Nie pojmuje. ;)

    Jesli chodzi o kondycje psychofizyczna matki w pologu, to ja wlasnie szukajac informacji na ten temat dotarlam do informacji o jedzeniu lozyska, o ktorych bedzie na blogu chyba juz jutro. I tu znowu mam spoko polozna - powiedziala, ze priorytetem w nowej sytuacji rodzinnej jestem ja. Mam dobrze jesc, wypoczywac jesli mam okazje, pielegnowac relacje z partnerem (a on ze swojej strony tez!). Bo to wszystko sklada sie na to, ze ja, on bedziemy szczesliwi, a to oznacza szczesliwe dziecko. Posprzatany dom to rzecz drugorzedna - tak powiedziala. :D

    No, za duzo znakow, zaraz bedzie ciag dalszy... ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zgadzam się co do tych finansowych zachęt, kompletna strata pieniędzy. Szczególnie mnie to drażni, bo UK to kraj z najdroższą opieką, w którym rząd w bardzo małym stopniu dofinansowuje żłobki i przedszkola- znacznie większy pożytek dla rodzin byłby z przeznaczenia tych pieniędzy na przedszkola na przykład, że już nie wspomnę o dzieciach niepełnosprawnych, które też szczególnie hojnie nie są traktowane.
      Co do połogu: podobnie jak się nie mówi, jak wspomniała Dragonfly, że karmienie może trwać godzinami, tak samo tylko mimochodem się wspomina o tym, że pierwsze tygodnie to najdłuższa miesiączka życia. Owszem, wiesz, że masz przynieść do szpitala podpaski, ale ja przynajmniej (może ja jestem naiwna, bo niedouczona nie byłam, czytałam dużo) pojęłam w pełni znaczenie zdania koleżanki o tym, "że tam w dole każda musi swoje przejść" dopiero po porodzie. Niedawno słuchałam wywiadu z położniczką w Woman's Hour, która powiedziała, że generalnie tak bardzo koncentrujemy się na ciąży i porodzie, iż za mało się mówi o fizjologicznym dochodzeniu organizmu do siebie po, i generalnie w UK mało uwagi poświęca się np. spadkowi libido.

      Delete
  9. Dodam tylko jeszcze, ze mimo, ze jestem w ciazy i tematy okolociazowe i macierzynskie sa u mnie na liscie priorytetow dosc wysoko (z racji tego, ze to moja pierwsza ciaza i z racji tego, ze ja lubie drazyc nowe tematy), to ograniczanie sie do rozmow ze mna TYLKO do ciazy i macierzynstwa, ktore napotykam o 99% kobiet, z ktorymi mam kontakt doprowadza mnie do rozpaczy. Stalam sie przez to bardzo aspoleczna. Wole nie spotkac sie z kims, niz sie spotkac i paplac tylko o jednym.

    No, to sobie pouzywalam. ;) Czasem siedzimy sobie po kolacji przy stole i rozmawiamy o tym z lubym. I ja czesto mowie, ze chyba bede okropna, faszystowska matka. ;) A on zawsze mi powtarza, ze bede cudowna. NORMALNA matka. I nadal jego partnerka, a nie tylko matka dzieciom. :)

    Howgh! :D

    Dziekuje za polecenie mojego bloga, pozdrawiam serdecznie!

    P.S. Przeczytalam ten artykul w Timesie odnosnie macierzynstwa i depresji - bardzo trafny. :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oczywiście że będziesz normalną matką:-) Życzę, żeby karmienie przyszło Ci łatwo (wiele moich znajomych nie miało z tym większych problemów, i mam nadzieję, że znajdziesz się w tej większości). Najważniejsze to pamiętać, że dziecko rozwija się bardzo szybko, i nawet najtrudniejsza faza, np kolki, przemija.

      Delete
  10. Zgadzam się z 1,2 i 4. Zwłaszcza z 2 i 4 :))
    Co do karmienia piersią, ja w Polsce tego nie zauważyłam, wręcz musiałam walczyć o to, żeby moja córka nie była w szpitalu dokarmiana sztucznie "dla świętego spokoju" pielęgniarek... trochę mnie to kosztowało nerwów, dzieci karmione butelką inaczej otwierają usta, później trudniej im się prawidłowo przyssać do piersi.

    ReplyDelete
    Replies
    1. To ciekawe, bo u nas był i nadal terror panuje, ale "święty spokój" na położniczym też był znanym mi, niestety, zjawiskiem. W UK, o ile matka i dziecko czują się dobrze po porodzie, położne prawie w ogóle nie pomagają - oczekuje się od matki/rodziców, że od początku zajmie się noworodkiem, no zresztą wiele matek wychodzi ze szpitala dzień czy dwa po pierwszym porodzie (po drugim czy trzecim to można się wypisać już po 8 godzinach). Można poprosić o pokazanie, jak się dziecko przewija, kąpie etc, ale taka pomoc nie jest gwarantowana, także z tego względu, że przyrost naturalny jest wyższy niż w Pl (głównie z powodu imigracji), i oddziały położnicze bywają bardzo zatłoczone.

      Delete
  11. Jestem mamą od niespełna 7 tygodniu. Przed sekundą skończyłam usypiać (na ile skutecznie i na jak długo, tego nie wie nikt) synka. Jestem najszczęśliwsza i zupełnie w nim zakochana.
    Natomiast przeżyłam i terror laktacyjny (w Polsce bardzo wg mnie silny) i ekologiczno-naturalny (kosmetyki, pieluszki, ciuszki, chusty do noszenia itd), który doprowadził prawie mnie do załamania, prawie depresji i był bliski tego bym znielubiła własnego syna.

    Po 7 tygodniach zaczynam dochodzić do siebie, powoli wiem, ze niespodziewane to codzienność, a to ze dziś śpi przez cały dzień i noc, to nie oznacza, że jutra spać będzie, że jak płacze 4 godzinę to mogę go zostawić na chwilę i schowana w łazience siarczyście zakląć. Dziś wiem, że mam wybór i mój wychowany na mleku modyfikowanym syn będzie tak samo świetny jak ten wychowany na mleku, a to że urodził się po cesarce nie przekreśla jego szans na sukces w dorosłym życiu i nie trzeba go w związku z tym rehabilitować od pierwszych dniu życia. Ale aby do tego dojść potrzebowałam niemal terapii z moimi najbliższymi, bo sama bym z tego nie wyszła.

    Mój stan, prawie u progu depresji był dla mnie zaskoczeniem. Przez całą ciążę nie czytałam, nie wchodziłam na fora i nie przeglądałam poradników...a wystarczyło 5 dni w szpitalu, z matkami "idealnymi", z położnymi (cudnymi, ale laktacyjnymi), z niewyspaniem i innymi mniej bądź bardziej stresującymi sytuacjami. Te 5 dni pozbawiło mnie zupełnie pewności siebie i stłumiło instynkt. Poddałam się opiniom ekspertów, ściągałam ich do domu i nie potrafiłam wdrożyć w życie ich rad. Koszmar. Gdy dziś czasami zaglądam do poradników albo na strony dla rodziców i czytam zdania typu: "Śpij jak Twoje dziecko śpi" to chce mi już się śmiać. Ale jeszcze 3,5 tygodnia temu chciało mi się płakać, bo moje dziecko nie spało, a ja z nim...a o tym, że niemowlę może spać 4 czy 5 h na dobę nikt (poza forami) nie pisze.

    Jeśli chodzi zdrabnianie i słodzenie to jeszcze rozumiem (mój syn to słoneczko, cukiereczek i ma najcudniejsze rączki na świecie), ale to czego nie znoszę to seplenienia i ciumkania połączonego z pewnym dziecinnym tonem głosu (dlatego mojemu słoneczku nakładam czapkę, daję jeść i kładę do łóżeczka)

    A na marginesie macierzyństwa. Szukając różnych informacji zauważyłam, że większość portali, gazet i książek kierowana jest głównie do mam, a tatusiowie są czasami wspominani na marginesie i jako kolejna linia wsparcia dla mam, a nie równoprawny opiekun (nawet jeśli portal czy gazeta nazwane są "dla rodziców" a nie "matka i dziecko". Takie nierówne traktowanie rodziców strasznie mi się nie podoba. Powoduje wg mnie to, ze jeśli wszystko jest dla mam (jak dziecko ubrać, przytulic, nakarmić, przewinąć. I że bliskość mamy jest najważniejszym/jedynym źródłem uspokojenia maluszka) to mama bierze wszystko na siebie. Staje się domowym ekspertem do dziecka i z czasem może nie dopuścić innych do opieki - bo nie będą tak świetni jak ona sama (znam wiele takich historii). A jednocześnie dyskryminuje gdzieś tatę, który możne umyć (noszenie wanienki to taka męska rzecz), ponosić czasami, no i od wielkiego dzwonu przewinąć. Nie ukoi rozpłakanego malucha (bo nie jest mamą), nie nakarmi (bo nie ma piersi), nie położy spać (bo mama zaśnie karmiąc). I o ile nie da się zastąpić maminej piersi (chyba, że karmi się butelką) to w całej reszcie tata jest równie dobry. I chciałabym to zobaczyć w podręcznikach i portalach :)

    Ufff..rozpisałam się. Świetny wpis swoją drogą, zresztą tak jak cały blog.


    ReplyDelete
  12. Cozerko, bardzo dziękuję za podzielenie się swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami, bardzo się cieszę, że się rozpisałaś. Dziękuję również za miłe słowa.
    Niedawno oglądałam Marley i ja, w tym filmie Jenny, mama dwójki małych chłopców, którą gra Jennifer Aniston, mówi w pewnym momencie: Nikt ci nie mówi, że będzie tak ciężko, na co jej mąż odpowiada: Mówią, ale puszczamy to mimo uszu. W tym jest moim zdaniem sedno: w dzisiejszych czasach przekonujemy się, jak to jest mieć dziecko, dopiero wtedy, gdy je mamy - dawniej dziewczynki dorastały z tą wiedzą, bo często zajmowały się młodszym rodzeństwem i mieszkały w wielopokoleniowych rodzinach. Nie idealizuję przeszłości, ale ten brak kontaktu z niemowlętami wyjaśnia przede wszystkim to (dobrze mi znane) poczucie zagubienia, jak i wysyp wszelkiej maści specjalistów, podręczników itd.
    Co do roli taty: całkowicie się zgadzam, niestety i w Polsce, i w UK wciąż dyskryminuje się ojców, i daleko nam do Skandynawii. W ogóle uważam, że najważniejszym celem feminizmu (obok zwalczania przemocy wobec kobiet) jest zmiana postaw wobec rodzicielstwa w miejscach pracy.

    ReplyDelete

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails