24/07/2010

Czego pozbawiła nas komuna?

Przypadkiem trafiłam ze strony Gazety na bloga (chyba, bo nie mogę go odnaleźć, szukając w Blox.pl) i wpis o polskich ikonach mody. Nie mogąc go znaleźć w gąszczu blogowym, nie zacytuję dosłownie, ale autorka postawiła w nim tezę, że brakuje w Polsce rodzimych ikon stylu. Nie zagłębiła się jednak w przyczyny tego smutnego deficytu, postanowiłam zatem poruszyć tę kwestię tutaj i wystosować oficjalną skargę, bowiem o brak ikon oskarżam komunę - gdzie niby Kora czy Maryla Rodowicz miały się zaopatrzyć w elementy własnego, niepowtarzalnego stylu? W Modzie Polskiej? W innych przybytkach handlu uspołecznionego? W komisach lub Pewexie? Jeśli udało im się od czasu do czasu wyrwać na Zachód, to nawet "gwiazdom" po przeliczeniu złotówek na normalną walutę starczało pewnie na kanapkę, a nie na kreację od Givenchy. Oskarżam komunę o to, że moje pokolenie praktycznie nie zna uroku vintage (stosuję termin vintage w odróżnieniu od retro - vintage to rzeczy autentycznie stare, z epoki; retro to często rzeczy wyprodukowane teraz i stylizowane na stare, takie, którym nadaje się vintage look - w UK kwitnie wokół mody na retro cały przemysł, i są sklepy wyspecjalizowane w odtwarzaniu takich ubrań i dodatków, np. Dolly Dagger) - co innego odziedziczyć po mamie czy babci torebkę YSL czy sukienkę Diora, jak moje angielskie znajome, a co innego odziedziczyć przywiezione z ZSRR  "zdobyczne", nadjedzone przez mole futro z lisa czy tureckie "marmurki". W UK są wspaniałe sklepy vintage, w których kupują słynne modelki (Kate Moss jest wielką fanką renomowanego sklepu vintage Rellik), artystki burleski jak Dita von Teese czy aktorki - często przedkładają one ubrania vintage nad nowe bo kiedyś jakość wykonania była dużo wyższa, i zarówno ubrania, jak i dodatki marek dizajnerskich, jeśli są w dobrym stanie, niewiele tracą na wartości (a w przypadku niektórych rzeczy z kolekcji haute couture nawet zyskują!). Nie wspominając już o tym, że jest to ekologiczne.  Smutne jest to, że w byłych demoludach ta ważna część kultury materialnej właściwie nie istnieje.  Nie jest to może aż taka tragedia, jak utrata dzieł sztuki czy pereł architektury, czy stolicy, co zawdzięczamy nie tylko komunie, ale przede wszystkim wojnom, ale jest to kolejna szczerba w dziedzictwie przyszłych pokoleń, które zapytane o ikony mody, pomyślą raczej o Audrey Hepburn, Brigitte Bardot czy Grace Kelly, niż o Beacie Tyszkiewicz - bo czy ona była ikoną mody? Nie można jej odmówić elegancji i klasy - ale czy to jak się ubierała ona, czy Rodowicz albo Kora, ma wpływ na dzisiejszych polskich projektantów?
Zdjęcie poniżej ze wspaniałego sklepu Tallulah & Hope, który sprzedaje zarówno rzeczy vintage (głównie chustki), jak i stylizowane na lata 70. nowe tuniki (kaftans) - nic nie wygląda lepiej przy basenie czy na plaży.

10 comments:

  1. Tak, to wszystko prawda. Futro z nutrii plus samochód marki polonez - oto symbol luksusu, o jakim byłam przekonana mając 8 lat. Dobrze, ze przynajmniej dzisiaj jest taka Magda Cielecka czy Gosia Kożuchowska, które fajnie się ubierają i wiedzą jak.

    ReplyDelete
  2. Ja nie pamiętam co było wtedy... dziś łatwiej wykreować coś ciekawego :) jednak wiele "gwiazd", które mogą sobie pozwolić na to, wolą udawać amerykańskie osobistości niż dać coś od siebie...

    ReplyDelete
  3. Ano takie to byly czasy, dobrze to ujelas Aniu, nasze "szczyty luksusow" nijak sie maja do prawdziwej mody. Kobiety musialy sie mocno starac. Ja do dzis pamietam stukot szpilek mojej mamy i jej jedwabna spodnice, nie wiem jak ona to robila, ze udawalo jej sie zawsze pieknie wygladac. Albo szpilki, ktore siostra mojej Mamy dostala od swojego chlopaka, ktory przywiozl jej je ze Stanow. Zdobycze. Uroki PRL'u. Mam podobne odczucia, kiedy czytam gdzies, ze ktos nosi sukienke Chanel, czy torebke Hermes etc. po Mamie czy Babci, to dla nas wychowanych czy urodzonych w komunie brzmi, ze tak powiem... mocno abstrakcyjnie;-)

    ReplyDelete
  4. Napisałaś wszystko.
    Nie mam wiele do dodania.
    Może to tylko, że dla mnie określenie ikona mody, to jednak ktoś więcej niż gwiazdy z pierwszych stron gazet. Może za 30 lat będzie to inaczej wyglądać, bo ikonę poznaje się po tym, moim zdaniem, że kiedy jej już nie ma, to ona dalej jest ikoną. Ikoną były Audrey Hepburn (osobiście zawsze wolałam Katharine Hepburn - miała jakąś iskrę w sobie), Marilyn Monroe czy Brigitte Bardot.

    ReplyDelete
  5. Znałam / znam kobietę, która w tamtych czasach komuny była na tyle twórcza, że sama kreowała swoje ciuchy. Potrafiła wyczarować coś za czym wszyscy się oglądali z chustki na głowę.
    Ot artystka...
    Myślę, że wiele zależy od nas samych. Bo jeśli ktoś ma duszę artysty to mimo trudnych czasów da sobie z tym radę. I nie będą mu potrzebne wzorce do naśladowania.

    ReplyDelete
  6. Kasiu,

    nutrie - tak:-) No i wkład motoryzacyjny komuny był taki, że dla śmiechu takie stare Łady czy Polonezy trio z TopGear rozbija w programie - bo tylko do tego się zdadzą i raczej nie będą uczestniczyły w prestizowych wyścigach samochodów klasycznych...

    Mała Mi,

    to. że ja pamiętam spódnice z pieluch tetrowych i marmurkowe dżinsy z Turcji niestety obnaża mój zaawansowany wiek:-)

    Patrycjo,

    wydaje mi się, że dużo się wtedy szyło u krawcowych, kopiując z gazet zachodnich:-) Znajomości wśród sklepowych pracujących w sklepach z tekstyliami były wysoko cenione, podobnie jak w przypadku ekspedientek z mięsnego;-)

    Delie,

    masz rację, dodałabym jeszcze, że na miano ikony zasłużyły te osoby, które po wielu latach inspirują projektantów, fotografów etc - jak choćby pokazywana przeze mnie kampania Ferragamo, inspirowana Grace Kelly. Dlatego właśnie nie sądzę, by któraś z polskich gwiazd była ikoną - bo czy współcześni polscy projektanci odwołują się do nich w swoich kolekcjach?

    Ivon,

    tak, moda przemija, a styl pozostaje. Jednak gdy widzę, jakie skarby moje angielskie koleżanki dostają w spadku, smutno mi, bo ani ja, ani inne moje polskie znajome nie dostaniemy takiej osobistej pamiątki po mamie czy babci, którą można z kolei przekazać swojej córce. Czasem bywa to biżuteria, ale i pod tym względem nasze dziedzictwo jest zdecydowanie uboższe.

    ReplyDelete
  7. Oj tak, sklepowa z miesnego to byla wazna figura. My sie chyba kiepsko ustawilismy, bo znajomej sklepowej nie mielismy. Za to pamietam siebie w kolejce z kartkami, ale czasy;-)
    Z krawcowymi to chyba rzeczywiscie bylo jak mowisz, ja niestety nie pamietam jak bylo (z tym szyciem u krawcowej i materialami), zapytalam Babcie i ona powiedziala, ze w Warszawie mozna bylo dostac materialy, a krawcowa mielismy na sasiedniej ulicy, taka przedwojenna krawcowa. Ale to polowa/koniec lat 80-tych, moje dziecinstwo, wtedy chyba troche lepiej bylo z ta dostepnoscia...

    ReplyDelete
  8. W Polskich lumpeksach mozna tez znalezc niezle vintage rzeczy... moja kolezanka ktora studiuje projektowanie mody znalazla w sklepie w Warszawie... orginalny plaszcz burberry - zaplcila za niego 80zl!
    A ja znalzlam w malym miescie na mazurach marynarke Gai Matiollo z poczatku lat 80tych... ale nie kupilam jej bo byla rozmiar 46(wloski) no ale jakby co to kosztowala bodajze 25 zl (nieco mniej niz 1kg ;)

    a co do ikon mody w polsce to 100% popieram twoja teze.

    ReplyDelete
  9. Bardzo trafny post, Aniu.

    Mam ochote sie zaopatrzyc w rzeczy retro (na vintage mnie i tak nie stac ;) ) i wsytapic za rok w stylizacji a la lata czterdzieste. Co roku w miasteczku, w ktorym pracuje celebruje sie tak rocznice Bitwy o Anglie. Az dech zapiera widzac te wszystkie kobiety ubrane w ciuchy z epoki. Czesc z nich jest autentyczna! (ciuchow, nie kobiet ;)).

    ReplyDelete
  10. Pięknie to ujęłaś... o tym obnażaniu... :) ale cóż to znaczy zaawansowany???? :)

    ReplyDelete

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails