07/02/2010

Girls' Night Out

Jedną z większych przyjemności życia w Anglii jest to, że niemal każde zebranie towarzyskie to okazja do przysłuchiwania się wartko płynącej, iskrzącej się dowcipem konwersacji. Nikt tu nie smęci, nie kłóci się na tematy polityczne, nie przechwala się osiągnięciami dzieci czy egzotycznym urlopem - przynajmniej nie w naszym kręgu znajomych, który jest, przyznam, dość homogeniczny (klasa średnia, 30- i 40-latki). Jednym z podstawowych składników angielskości jest self-deprecation (dosłownie: samo-dezaprobata) czyli umniejszanie własnej wiedzy i pozycji połączone z  umiejętnością śmiania się z siebie. Drugim - poczucie humoru (sense of humour), ale także wit czyli dowcip, błyskotliwa kpina, cięta riposta. Towarzyskie faux -pas to branie siebie zbyt serio, użalanie się nad sobą czy autorytatywnym tonem wygłaszane wywody na temat tego, jak uzdrowić rząd/gospodarkę/służbę zdrowia/edukację, etc, etc.
Myślałam o tym w czwartek, kiedy spotkałam się z zaprzyjaźnionym gronem Angielek na kolacji w restauracji. Urządzamy takie sabaty co 2,3 miesiące (plus okazje typu weeked panieński) i każdy wspominam b. mile. Tematy, które kobiety poruszają od czasów, gdy siedziały wokół ogniska przed jaskinią, czekając, aż mężczyźni przyniosą (albo i nie) mamuta*, a więc niesforność dzieci czy niereformowalność mężczyzn, oczywiście się pojawiają, ale z reguły jest to okazja, by przede wszystkim dobrze się bawić i dobrze zjeść.
Czy to nam się podoba, czy nie, deptaki brytyjskich miast zdominowały knajpy sieciowe. Nie brakuje tu zresztą znakomitych niezależnych restauracji, problem w tym, że są one z reguły (sporo) droższe niż sieciówki.  Te ostatnie przyciągają też klientów specjalnymi promocjami i zniżkami. Z tego względu, ponieważ żadna z nas nie jest skłonna wydać aż 50 funtów na wieczór z przyjaciółkami, zwykle wybieramy restaurację sieciową. Tym razem padło na Zizzi. To sieć istniejąca od zaledwie 1999 roku, ale mająca już nieco ponad 100 lokali w całym UK.

W menu znajdziemy wszystko, co poza Italią uznaje się za "kuchnię włoską": makarony, pizze i desery w rodzaju tiramisu. Jako że mamy do czynienia z sieciówką, nie możemy liczyć na to, że znajdziemy tu autentyczne regionalne potrawy, bo klientela nie spodziewa się specjałów z Lombardii czy Toskanii - klienci oczekują "międzynarodowej listy przebojów" kuchni włoskiej: spaghetti bolognese, pizza fiorentina, tricolore, risotto, lasagne, tiramisu itd. To taki pick & mix - mieszanka najpopularniejszych potraw wybranych z różnych regionów i przykrojona do gustów nie-Włochów.
Ze względu na to, że natychmiast po przybyciu do Zizzi zatopiłam się w rozmowie, byłam nieco rozkojarzona, gdy przyszło do zamawiania, co będzie dla mnie lekcją na przyszłość.
Na przystawkę wybrałam arancini: kulki risotto z zielonym groszkiem, obtoczone w bułce tartej, z serem grana padano i mozarellą, podawane z małą podstawką pomidorowego sosu. Ponieważ byłam b. głodna (było już po 8.00, a w ciągu dnia niewiele jadłam, szykując się na obżarstwo), arancini smakowały mi bardziej, niż na to zasługiwały. Mało wyrafinowana potrawa, kojarząca mi się z repertuarem stołówki przedszkolnej, ze względu na roztopiony ser, groszek i pomidorowy sos - wszystko to lubi Nicholas, a i inne 4-latki.
Na główne danie wybrałam calzone clarissa, czyli zawijaną pizzę z nadzieniem z warzyw i sera koziego, grana padano i mozarelli. Calzone, które przybyło, miało rozmiary i wygląd gigantycznego pieroga. Tak jak w przypadku pierogów,  dobra calzone powinna mieć dużo farszu i cienkie, delikatne ciasto. Pizza Zizzi była dość cienka, ale niewystarczająco chrupiąca, największym rozczarowaniem był jednak farsz - za mało i za mdły. Dziewczyny, które wybrały pizze czy makaron, chyba lepiej trafiły. Porcje dań z działów "pizza" i "pasta" (makarony) są hojne, nawet za bardzo - na naszych talerzach zostawiłyśmy niemal wszystkie co najmniej jedną trzecia dania, mimo, że przystawki były znacznie skromniejsze.
Wystrój jest nowoczesny i miły dla oka, choć krzesła nie były zbyt wygodne. Obsługa była miła, ale sprawiała wrażenie niedoświadczonej, poza tym przerwa między przystawkami a drugim daniem była za długa. Choć był czwartek, restauracja była pełna, na ulicy było też sporo ludzi, tak jakby już był weekend. To chyba najpewniejsza oznaka, że UK, jako ostatni kraj europejski, ale jednak, mozolnie gramoli się z recesji.
Do Zizzi jeszcze wrócę  i dam jej kolejną szansę - ale tym razem na pewno wybiorę bardziej starannie.
W czwartkowy wieczór jakość konwersacji na pewno przewyższała jakość gotowania kuchni w Zizzi w Winchesterze.


* Niektórzy antropolodzy twierdzą obecnie, że większość kalorii spożywanych przez ludzi prehistorycznych zapewniały kobiety, mięso zwierząt upolowanych przez mężczyzn było raczej dodatkiem, niż podstawą diety.

2 comments:

  1. ps do gwiazdki. To tak jak teraz z mężczyznami, którzy lubią jeździć na ryby, tak?:)

    ReplyDelete
  2. Pewne rzeczy się nie zmieniają, mimo tysięcy lat ewolucji;-)

    ReplyDelete

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails