Wg UK Tea Council, niezależnej organizacji dbającej o jakość sprzedawanej w UK herbaty i promującej jej picie, Irlandczycy to jedyny naród na świecie, który wypija więcej herbaty, niż Brytyjczycy. Choć zwyczaj picia herbaty pochodzi z Chin, to właśnie tutaj, z dala od plantacji krzewów herbacianych, herbata zyskała status napoju narodowego*. Ponad 70% mieszkańców UK pije herbatę regularnie, przeciętnie prawie 4 filiżanki w ciągu doby, w sumie konsumując aż 165 milionów filiżanek dziennie. Po otrzymaniu ważnej nowiny, zarówno dobrej, jak i złej, pierwszą rzeczą, jaką odruchowo robi niemal każdy mieszkaniec UK, to nastawienie wody na herbatę i zaparzenie cuppa (skrót od cup of tea).
„Dużo“ nie znaczy jednak „dobrze“. Aż 96% całej wypijanej herbaty to herbata w torebkach. Picie herbaty liściastej postrzegane jest jako snobizm (a wiecie już, jak bardzo typowi Anglicy unikają wszystkiego, co może być poczytane za snobizm). Wyżyny w tej dziedzinie osiągnął baron Alfred de Rotszyld, ze słynnej bankierskiej rodziny. Jego goście wspominali, że wcześnie rano do sypialni przybywał lokaj, który eleganckim tonem pytał: „Czy życzy Pan sobie herbaty czy może świeżą brzoskwinię, Sir?” Jeśli gość wybrał herbatę, lokaj pytał: „Chińską, indyjską czy cejlońską, Sir?”. Następne pytanie służącego brzmiało: “Z cytryną, ze śmietanką czy z mlekiem, Sir?” Jeśli z mlekiem, lokaj pytał o rasę krowy, od której miało pochodzić to mleko. „Jersey, Hereford czy Shorthorn, Sir?”
Dziś dla większości Brytyjczyków „tea“ oznacza jedno - napar z torebki, zaparzany w kubku, z dodatkiem mleka i czasem cukru. Odwieczny spór o to, co powinno być pierwsze w filiżance, mleko czy herbata, trwa nadal, ale wydaje się, że frakcja opowiadająca się za tym, by mleko wlewać do herbaty, ma obecnie przewagę. Jak niemal każdy aspekt życia w UK, spór ten ma swoje źródło w systemie klasowym – ponieważ mleko zawsze było tańsze niż herbata, biedni dodawali herbatę do mleka, a bogaci – odwrotnie (niższe klasy określano pogardliwie mianem MIFs - milk in first). Puryści twierdzą też, że dodatek cytryny zabija subtelny aromat i smak herbaty i jest to z pewnością jedna z przyczyn, dla których dodawanie cytryny nigdy się tu nie przyjęło. Prosząc o herbatę w niesieciowej, lokalnej kafejce, trzeba zamówić black tea – jeśli o tym zapomnisz, dostaniesz herbatę z mlekiem. Preferowana jest herbata mocna, tzw. builder’s tea. Określenie to związane jest z powszechnie znanym faktem, iż budowlaniec czy malarz pokojowy (a także glazurnik i tapeciarz oraz każdy inny przedstawiciel profesji, zbiorczo nazywanej painting decorating), by dobrze wykonać swą pracę, musi się pokrzepiać niezliczoną ilością kubków mocnej herbaty, zwykle marki PG Tips. Zobaczcie ostatnią z serii słynnych w UK reklam PG Tips - szczególnie, jeśli jak ja, kochacie film Kiedy Harry poznał Sally.
Wzdychając ze smutkiem, którym napełnia mnie świadomość, że nigdy nie dorównam baronowi, muszę jednak przyznać, że Winchester to miejsce, gdzie taki herbaciany snob jak ja może ulegać swoim anty-równościowym instynktom - niedawno ktoś nazwał mnie nawet szczęściarą, bo jest u nas franszyza Whittard's *mrugam*. W Anglii mało kto używa pełnej nazwy: Whittard of Chelsea.
Oprócz tego mamy też niezależny specjalistyczny sklep herbaciany Char, w którym można kupić wyłącznie wysokiej jakości (wyższej niż w Whittard's) herbaty liściaste oraz wszelkie gadżety herbaciane. Właściciele chwalą się własnymi, unikalnymi mieszankami - można tu, i tylko tu, kupić mieszankę pod nazwą Winchester Evening. To mi przypomina, że kiedyś na forum polonijnym parę osób psioczyło na jakość herbaty i kawy w UK (sic! dostało się nawet Whittard's) i przyznało się do przywożenia obu z Polski... Nie ma dla mnie lepszej ilustracji na porzekadło o wożeniu drewna do lasu, czy, jak mówią tubylcy, węgla do Newcastle. A także innego powiedzenia: szukajcie, a znajdziecie...
Porcelana poniżej pochodzi od małego, niezależnego producenta z Londynu, We Love Kaoru -wszystkie wzory ich pięknych zastaw herbacianych produkowane są w Wielkiej Brytanii.
* W Anglii istnieje już jedna plantacja herbaty. Tregothnan Estate leży w Kornwalii i miałam okazję kupić puszkę wyhodowanej tam herbaty – niestety, nie jest tak dobra, jak wysokiej jakości gatunki importowane z Chin czy Indii.
Francuzi to naród kawoszy i bałam się, że nie uda mi się tutaj znaleźć herbacianych butików. Ale - co za zaskoczenie - jest zupełnie inaczej, przynajmniej w naszej okolicy łatwo jest trafić na fajne sklepy z herbatą i akcesoriami. I dobrze, bo herbata z torebek to jednak nie to. A już herbata z torebek z mlekiem to prawdziwy koszmar! (pamiętam jeszcze, jak serwowali mi ją brytyjscy znajomi, przekonani, że cały świat pije herbatę w ten sposób... bueee)
ReplyDeleteTak, herbata w torebkach jest generalnie gorszej jakości.
ReplyDeleteZauważyłam, że we Francji nie brakuje dobrych herbat, natomiast trudno o nie we Włoszech.
Uwielbiam herbaty liściaste. Nie znoszę torebkowych i bardzo mnie to dawno temu zdziwiło, ze zwyczaj ich picia po pierwsze tak bardzo przyjął się w UK, a potem choćby u nas (z tym, ze w Polsce długo, długo nie było tradycji picia dobrej herbaty, bo trudno mówić,żeby granulowany
ReplyDeleteAssam -a taki pamiętam z dzieciństwa - był herbatą w ogóle. Irytujące też jest przekonanie Brytyjczyków, że picie herbaty liściastej to snobizm. Nie mam pojęcia, czy tu też u nas jest tak postrzegane. Raczej kilka razy zauważyłam, że chwilowo Polacy niezwykle sobie cenią i poważają torebki. Serio. Wiele razy słyszałam, że "kto teraz fusy pije"?. ;) A już moja babcia świętej pamięci na torebkach dawno temu się poznała i za nic pić nie chciała. :)Bardzo ciekawy post - historii o baronie nie znałam, bardzo mnie ubawiła. :)
Ty chcesz mnie dobić, przysięgam:)
ReplyDeleteWiesz dobrze o czym mówię. Acg, i jeszcze en Char. Mówisz, że lepsze od Whittard of Chelsea (lubię tę pełną nazwę;)? A mają herbatę czarną aromatyzowaną gorzkimi migdałami? Uwielbiam herbatę migdałową...
Dragonfly
ReplyDeleteGranulowany Assam też pamiętam:-) Może dlatego w Pl piło się herbatę zazwyczaj z cukrem i /lub cytryną, bo jej smak pozostawiał wiele do życzenia? Teraz w Pl można kupić dobre herbaty liściaste, ale reklama i wygoda zrobiły swoje. No i prawdę mówiąc, wolałabym herbatę z torebki, niż lisciastą "zalewajkę" - liście zalane w kubku i nieodcedzone, brr.
Cieszę się, że Cię rozśmieszyłam:-)
Patrycjo,
wiedziałam, że będziesz mnie łajać:-)
Muszę się tam przejść, bo nie pamiętam, czy mają migdałową - on mają raczej różne gatunki chińskie, hinduskie i z Sri Lanki, niż aromatyzowane, ale trochę z aromatami też jest, więc mozliwe, że jest i migdałowa:-) Sprawdzę.
Ta którą ja lubię miała w sobie takie malutkie, posiekane kawałeczki migdałów, dawno to było a do dziś pamiętam ten smak...
ReplyDeleteJa też nie lubię jak mi liście pływają ale od czego infuser:)
A gdzie ją kupiłaś?
ReplyDeleteJa zwykle parzę herbatę w dzbanku Bodum.
W Polsce, w sklepie z herbatą na wagę, nie wiem nawet czy on jeszcze istnieje.
ReplyDeleteWydaje mi się, że ja też kiedyś kupiłam podobną herbatę (lubię nutę migdałową), w Demmers Teahouse w W-wie.
ReplyDelete