Pierwszego dnia roku (oby lepszego od ostatniego kryzysowego!) doszłam do wniosku, że nie wywiązuję się ze zobowiązań, jakie nałożyłam sobie, wybierając "obuwniczą" nazwę dla tego bloga. Za mało piszę o butach, szczególnie zważywszy na to, że niewiele jest rzeczy na tym padole łez, które sprawiają mi większą przyjemność. I nie jestem w tym odosobniona: firma
Tszuji (ktokolwiek wymyślił, by tak nazwać firmę, musi mieć wielki autorytet, bo inaczej nie można wytłumaczyć równie beznadziejnej nazwy), która specjalizuje się w produktach do przechowywania butów (przezroczyste pudełka, stojaki etc.) podała niedawno wyniki ankiety, wg której 92% Brytyjek pamięta swoją pierwszą parę butów na obcasie, a tylko 63% pamięta imię chłopaka, z którym się całowały pierwszy raz. I o ile 96% żałuje, że muszą wyrzucić znoszoną parę, tylko 15% czuje żal po zerwaniu z mężczyzną.
2010 zapowiada się jako rok awangardowych i wyjątkowo szalonych butów. Weźmy choćby te, kojarzące się z pancernikiem, pokazane przez Alexandra McQueena:
Bardziej tradycyjne, ale niezwykłej urody buty z nowej kolekcji wskrzeszonego z martwych (po 60 latach niebytu) domu mody Vionnet:
Nicholas Kirkwood już od kilku lat zdobywa sławę swoimi szpilkami o ostrych kątach - niestety nadal trudno o dobre wersje tych projektów w sklepach masowych:
Utrzymuje się lansowany swego czasu przez Victorię Beckham trend na oksymoroniczne buty "sportowe" z wysokimi obcasami - tu model marki Killah:
Buty McQueena po prostu obrzydliwe! :) Z 10 minut gapiłam się w zdjęcie w gigantycznym zdumieniu. :))Za to Vionnet z kokardą - super kobiece. :)
ReplyDeleteDziękuję za odwiedziny:-)
ReplyDeletePrzyznam, że mnie też dużo bardziej podobają się buty Vionnet, trudno byłoby mi wybrać między parą z kokardą, a tymi ozdobionymi haftem i perełkami.