Książka, która rozśmieszyła mnie do łez, to "Niezrównane usługi swata z Perigord" Julii Stuart (The Matchmaker of Perigord w oryginale), brytyjskiej dziennikarki zamieszkałej w Bahrajnie. Ze zdziwieniem przeczytałam miażdżącą krytykę pewnej osoby, jednej z czytelniczek - recenzentek w Merlinie, która w kwaśnym tonie potępiła książkę jako kompletny chłam. No cóż, de gustibus... i tak dalej...Dla mnie, i dla innych recenzentów, zarówno w Merlinie, jak i Amazonie, książka okazała się pełną humoru i relaksującą urlopową towarzyszką. Akcja dzieje się w małej francuskiej wiosce Amour-sur-Belle, gdzie, jak to na francuskiej prowincji, rozkosze podniebienia to sprawa wielkiej wagi, w hierarchii ważności ustępująca jedynie sercowym perypetiom 33 mieszkańców, z których każdy jest ekscentryczny na swój własny, niepowtarzalny sposób. Gdy główny bohater, Guillame Ladoucette, po latach pracy w roli męskiego fryzjera, musi zmienić zawód, decyduje się założyć biuro matrymonialne, nie zważając na to, iż sam jest niespełnionym w miłości 46-letnim kawalerem. Wynikające z jego swatów śmieszne sytuacje oraz umiejętnie nakreślone, z nutą karykatury, ale bez cynizmu, charaktery mieszkańców Amour-sur-Belle, składają się na bardzo zabawną komedię obyczajową, która spodoba się fankom autorów takich jak Peter Mayle.
Jeśli mowa o fanach, mało kto ma ich więcej niż Harry Potter. Jednym z nich jest mój ślubny, poszliśmy zatem w piątek obejrzeć najnowszy, szósty już film z cyklu, Harry Potter i Książę Półkrwi (Harry Potter and the Half-Blood Prince). Ja nie jestem zagorzałą wielbicielką tych książek i filmów, ale zachwycają mnie niektóre magiczne elementy wymyślonego przez J K Rowling świata. Najbardziej podobają mi się magiczne przedmioty i oszczędzające pracę gadżety - budzi się we mnie instynkt zakupoholiczki, i dlatego w nowym filmie najciekawsze dla mnie są sceny w sklepie z magicznymi towarami, produkowanymi przez braci - bliźniaków Rona, oraz ożywiony miniaturowy pingwinek- dekoracja, jeżdżący na łyżwach po cieście bożonarodzeniowym (Christmas cake). Gdybym mogła takiego pingwinka kupić (ale tylko ja, no może jeszcze garstka wybrańców), święta w naszym domu byłyby największą atrakcją sezonu.
Oprócz tego jak zwykle mnie i inne dorosłe oglądaczki swoim seksownym głosem i perfekcyjną dykcją hipnotyzuje Profesor Snape czyli Alan Rickman (wiem, że nie tylko ja mam słabość, bo zwierzyły mi się koleżanki, że i one też uważają go za wartego grzechu).
Film ma raczej słabe recenzje, co zapewne nie powstrzyma tłumów wiernych miłośników serii.
Pozostając przy nastolatkach - czasem nie potrafię oprzeć się gadżetom bardzo dziewczęcym, słodkim, cute. Takie są kosmetyczki, torebki i zabawki-przytulanki tworzone przez Kate Garey (http://www.kategarey.com/).
To urocze przedmioty, które przypominają mi, że it's nice being a girl (miło jest być dziewczynką). W podobnym stylu, ale cenowo znacznie mnie j przystępna jest torebka - kotek znanej w UK projektantki Lulu Guinness. Dodam, że nieco zezowate oczy to efekt zamierzony - torebce nadano nazwę Kooky Eyed Cat Handbag.
Lubiącym takie torebki, polecam odwiedzić jej sklep internetowy (http://www.luluguinness.com/), bo kot to tylko mała próbka jej możliwości.
No comments:
Post a Comment
Kłaniam się!