Wracając do naszych baranów: dlaczego, skoro rodzice dobrowolnie szczepią jednak dzieci, narzucać im teraz obowiązek? Dlatego, że niewielki procent rodziców dał się nabrać na fałszywe 'odkrycia' wiążące kombinowaną szczepionkę MMR (measles, mumps, rubella - odra, świnka, różyczka) z autyzmem i nie zaszczepił dzieci. Efekt to panująca w tej chwili największa od 20 lat epidemia odry w Walii, a także rosnąca liczba zachorowań na świnkę i odrę w całym UK. W ciągu ostatnich paru lat dwie osoby zmarły, a wiele dzieci straciło np. częściowo słuch z powodu powikłań chorób, którym można było zapobiec.
Nadal stykam się z przerażającą ignoracją co do MMR. Do dziś niektórzy niezbyt, powiedzmy, rzetelni dziennikarze odgrzewają kontrowersje związane z tym, że MMR ma rzekomo
wywoływać autyzm i usiłują robić z tego sensację, i tu, i w Polsce. Ponadto w Polsce rzadko kiedy taki dziennikarz zna na tyle dobrze języki zachodnie (w szczególności angielski, w którym ukazuje się większość publikacji naukowych na temat ASD) i ma czas, by sprawdzić najnowszy stan wiedzy. Badanie, którego smutne żniwo zbierają obecnie dzieci w różnych krajach, odbyło się w 1998 roku na grupie zaledwie 12 dzieci. Pomijając fakt, że to zbyt mała grupa, wielu specjalistów skrytykowało już na początku metody, których użyto do badań. Mimo to, jego wyniki ogłoszono w mediach, co doprowadziło do tego, że niektórzy rodzice nie zaszczepili swoich dzieci. Od tamtego czasu przeprowadzono wiele badań nad MMR, na dużo większą skalę i trzymając się uznanych, rygorystycznych metod - żadne z tych późniejszych badań NIE potwierdziło, że MMR prowadzi do autyzmu. Zainteresowanych odsyłam do świetnej książki Bena Goldacre pod znamiennym tytułem Bad Science.
Autyzm istniał zawsze, opisywano takie zaburzenia już w XVIII wieku (choć nie używano wtedy tego terminu), nie jest to zatem zaburzenie występujące z powodu szczepionek, nie muszę chyba przypominać, ze w XVIII w. nie było MMR. Prawdopodobne jest także to, ze pacjentami przytułków dla 'obłąkanych' w średniowieczu i później byli w dużym stopniu ludzie z głębokim ASD, to potwierdzają źródła historyczne.
ASD to zaburzenie (w angielskim najczęściej używa się określenia disorder, a nie illness) neurologiczne. To prawda, ze dokładnych mechanizmów tego, skąd się bierze, nie znamy, ale naukowcy przychylają się do opinii, że chodzi głównie o czynniki chemiczne (np. hormonalne, bo chłopcy sa 4 razy bardziej podatni na ASD, niż dziewczynki, szczególnie duże nadzieje wiąże się z badaniami nad podwyższonym poziomem testosteronu w ciąży) oraz, przede wszystkim, genetyczne. Czynnik genetyczny gra niewatpliwą, być może najważniejszą rolę, gdyż są rodziny wielodzietne, gdzie wszystkie, lub część dzieci, mają różne stopnie autyzmu.
Swoją drogą zdumiewa to, jak wiele ludzi uwierzyło w tezę, że lekarze to potencjalni sadyści, którzy nie zawahaliby się zafundować dziecku choroby, ignorując dowody.
No comments:
Post a Comment
Kłaniam się!