Wczoraj pisałam o ukochanej Danii, stali czytelnicy wiedzą też, że ekologia to jedno z moich licznych zainteresowań, nie mogę więc nie napomknąć o szczycie. Po pierwsze, brawa dla Duńczyków za zorganizowanie tak dużego przedsięwzięcia, z właściwą dla Duńczyków gościnnością i brakiem ostentacji. Wiem, że są krytykowani, ale ręka do góry ci, którzy zorganizowaliby to lepiej. To właśnie Skandynawia wiedzie prym w ekologii i reszta krajów mogłaby się od Duńczyków wiele nauczyć.
Oczy świata skierowane są na "moją" Kopenhagę, gdzie wszyscy chcą osiągnąć jakieś rozwiązanie, a jednocześnie każdy ogląda się na innych, i czeka, aż ktoś inny zrobi pierwszy krok. To frustrujące. Ale moim skromnym zdaniem w przyszłości (o ile jakaś przyszłość będzie) ten moment zostanie uznany za przełomowy (tipping point*), moment, kiedy wszyscy, którzy się liczą i mają wpływ na losy świata, zajęli stanowisko, że klimat rzeczywiście się zmienia. Głosy opozycjonistów i idiotów w rodzaju Sarah Palin przestały się liczyć. Ci, którzy kwestionują zmiany klimatyczne, mają prawo do swego zdania, ale to nie ich będą słuchali politycy. Nawet jeśli szczyt okaże się teraźniejszym fiaskiem, w dłuższej perspektywie będzie początkiem wielkich zmian, mam nadzieję, że na lepsze.
Najpilniejszym problemem jest osiągnięcie "optymalnej" populacji - świat już jest przeludniony a do 2050 ma nas być 9 miliardów. Najwięcej w krajach takich jak Chiny i Indie, które chcą konsumować na poziomie co najmniej zachodnioeuropejskim, jeśli nie amerykańskim. Dlaczego mieliby nie chcieć? Tylko że dla wszystkich nie starczy, albo starczy, ale kosztem lasów, puszcz i przyrody. Nieprzypadkowo to znany przyrodnik i dokumentalista, który w UK jest człowiekiem - instytucją, i który robi najlepsze filmy przyrodnicze na świecie, David Attenborough, jest patronem Optimum Population Trust, fundacji, której misją jest propagowanie niskiego wzrostu naturalnego.
Przeludnienie odczuwam na własnej skórze, bo na południu Anglii gęstość zaludnienia dorównuje gęstości w niektórych miastach Chin. Stąd m.in. astronomiczne ceny nieruchomości i wzrost ksenofobicznych, wręcz faszystowskich sentymentów - partie nacjonalistyczne i antyimigranckie, które kiedyś miały kilkuset zwolenników w całym kraju i nie grały żadnej roli na arenie politycznej, teraz mają swoich przedstawicieli w parlamentach (krajowym i europejskim). Jeszcze gorzej jest w takich krajach jak Austria.
Nie chcę jednak kończyć tego posta na smutno, wklejam więc zdjęcie znanego działacza ekologicznego, który ze względu na walory osobiste (ekhem) i fakt, że jest bardzo bogatym potomkiem rodu Rotszyldów stał się "poster boy" ruchu ekologicznego. David de Rotschild - the thinking woman's crumpet (ciacho dla kobiety myślącej):
*Jeśli ktoś chce zgłębić teorię punktu przełomowego, polecam słynną na świecie książkę Malcolma Gladwella pt. The Tipping Point.
Dziękujemy za Davida. Zaraz jakoś cieplej myślę o ekologii...
ReplyDeleteDavid jest zawsze na szczytach list typu "najlepsze partie", publikowanych przez różne magazyny kolorowe, jest bowiem (jeszcze) kawalerem:-)
ReplyDelete