Ostatnie dni upływają pod znakiem różnych przyjemności. W piątek, dzięki uprzejmości naszych wspaniałych sąsiadów (dobry sąsiad to prawdziwy skarb), którzy pełnili obowiązki babysitter, mogliśmy wybrać się wspólnie do kina - rzadka gratka. Obejrzeliśmy, oczywista, Avatar - piszę oczywista, bo to największy obecnie blockbuster. Film obejrzeliśmy w 3D, choć w tym samym kinie można go też było obejrzeć w 2D - polecam jednak trójwymiarową wersję.
Film jest fe-no-me-nalny. Owszem, sama historia, jak we wszystkich filmach Camerona, jest na poziomie przeciętnym, ale chyba nikt nie oczekiwał fabuły na miarę Obywatela Kane czy Ojca Chrzestnego? Kto widział Terminatora czy Titanica, ten wie, że Cameron wydeptuje nowe ścieżki, jeśli chodzi o efekty i stronę techniczną kina, za to jego scenariusze sięgają do motywów znanych i sprawdzonych (no zresztą słynna teoria głosi, że tak jak w literaturze, w kinie jest tylko 7 main (or basic) plots czyli 7 podstawowych historii, cała literatura piękna i scenariusze to wariacje na tych 7 tematów)*. Mamy zatem historię zderzenia chciwości i drapieżności naszego gatunku ze stylem życia innej rasy, który opiera się na harmonii z przyrodą. Mogę się założyć, że Avatar więcej zdziała dla podniesienia świadomości ekologicznej u setek milionów ludzi, niż wszystkie doniesienia medialne ze szczytu w Kopenhadze razem wzięte. Są też w filmie wcale niezaowalowane odniesienia do Bushowej wojny z terrorem (war on terror). Ale to ekologiczne przesłanie jest największym osiągnieciem tego filmu.
Efekty są istotnie spektakularne, a 3D sprawiało, że oboje odczuliśmy nieraz lęk wysokości. Mimika i ruchy Na'vi, czyli mieszkańców planety Pandora, są niezwykle sugestywne i nietrudno uwierzyć w ich alternatywny świat. Polecam.
Wczoraj obchodziliśmy 40tkę męża. Obudziłam się rano i stwierdziłam, że koło mnie pochrapuje jakiś stary facet! Sernik okazał się wyśmienity i wart swojej ceny. Wieczorem poszliśmy na wspólne urodzinowe drinki do pubu - tak się składa, że dwie osoby z naszego kręgu znajomych także miały 40. urodziny, 18 i 20 grudnia, więc postanowiliśmy celebrować wspólnie. Było jak zawsze, wesoło, mam szczęście, że wraz z mężem zyskałam cały gotowy zestaw przyjaciół - w zeszłym tygodniu byłam na przykład na dorocznym babskim Christmas party - żony i narzeczone z naszej paczki co jakiś czas spotykają się tylko w damskim gronie i jestem na te sabaty zapraszana - często wtedy, gdy mężowie i narzeczeni robią coś wspólnie.
* Tym którzy chcą się dowiedzieć, jakie to tematy, polecam książkę Christophera Bookera pt. The 7 Basic Plots: Why we tell stories. Informacje na ten temat można też znaleźć w necie.
Ha, przez pierwsze 20 minut filmu kręciło mi się w głowie. Przypomniałam sobie wtedy opowiastkę o tym, jak ludzie uciekali przed pociągiem w pierszym kinowym obrazie :) Podzielam zachwyt nad Avatarem.
ReplyDelete