03/08/2009

"W Szkocji nie ma brzydkiej pogody,

..są tylko nieodpowiednie ubrania (In Scotland there is no such thing as bad weather - only the wrong clothes)." Tak zażartował szkocki komik Billy Connelly i jest to często przywoływany cytat. Na szczęście nie mieliśmy okazji przekonać się o tym, czy zabraliśmy ubrania na każdą pogodę. St Andrews cieszy się mikroklimatem, który sprawił, że choć w innych częściach Szkocji padało, u nas było pogodnie, choć nie upalnie. Moja szkocka przyjaciółka, która jest tam każdego lata, twierdzi, że zwykle pogoda dopisuje i my także mieliśmy szczęście pod tym względem. W dodatku ciemno robiło się dopiero ok. 22.
Nazwa pochodzi od patrona Szkocji, świętego Andrzeja, którego szczątki miał tu wg legendy przywieźć święty Regulus (nie jestem pewna polskiej nazwy, po angielsku to St Rule).
St Andrews można opisać w trzech słowach: plaże, golf, uniwersytet; niekoniecznie w takiej kolejności. Położone na wschodnim wybrzeżu, dość blisko Edynburga, to miasteczko o bogatej historii. Znajduje się tu 18 (!) pól golfowych (w okolicznych wsiach i miasteczkach jest też
wiele pól, w sumie na niewielkiej przestrzeni jest ich 45!), w tym najstarsze na świecie, The Old Course. W golfa gra się w St Andrews już 600 lat! Mający bardzo majestatyczną nazwę the Royal and Ancient Golf Club (Królewski i Starożytny Klub Golfowy) to instytucja, która ustala reguły gry w golfa, obowiązujące wszystkie kluby na całym świecie.
Jak się można domyślać, ilość sklepów z ubraniami i akcesoriami do golfa też jest rekordowa.
Średniowieczny układ miasteczka przetrwał do dziś. Wiele zabytkowych budynków należy do uniwersytetu - trzeciego najstarszego w UK, i czwartego najlepszego pod względem akademickim (po Oksfordzie, Cambridge i Imperial College). Miasteczko jest całkowicie zdominowane przez graczy w golfa i studentów, a jednak bardzo szkockie, przynajmniej w letnich miesiącach, kiedy studenci są na wakacjach. Bo to, co nam się w Szkocji najbardziej podobało to...brak ludzi. Żyjemy w pięknym ale przeludnionym regionie UK, i ogromne, niemal niezamieszkane przestrzenie to luksus.
Piękne, piaszczyste plaże St Andrews i okolicznych malowniczych miasteczek rybackich (z malutkimi chatkami, niemal tak miniaturowymi jak na Złotej Uliczce w Pradze) mieliśmy właściwie na wyłączność! Raz na jakiś czas spotykaliśmy tubylców wyprowadzających psy, czasem zdarzyła się grupa piechurów. Nasz pies jest nad wyraz przyjacielski, i wszyscy sie natychmiast w nim zakochują, wdawaliśmy się więc w pogawędki z przygodnie spotkanymi ludźmi i mile zaskoczeni słyszeliśmy szkockie akcenty (tubylczy lub z innych części Szkocji). Co za kontrast z bardziej najechaną przez turystów (choć niezaprzeczalnie piękną) Kornwalią. Kiedy zabrałam Nicholasa do wspaniałego Akwarium w St Andrews, była w nim zaledwie garstka rodziców (szkockich, a jakże) z dziećmi. Rok temu, by dostać się do Akwarium w Newquay w Kornwalii, staliśmy w kolejce o długości iście pereelowskiej, a potem tłumy przybyłe z wielu miejsc UK przeszkadzały nam należycie podziwiać ryby i inne stworzenia morskie. W St Andrews Aquarium spędziliśmy miłe 2 godziny, z niezakłóconym dostępem do akwariów. Nie chcę nikogo zniechęcać do odwiedzenia Kornwalii, gdyż naprawdę jest to wyjątkowej urody zakątek, ale lepiej trzymać się tam z dala od niektórych popularnych kurortów, przynajmniej w okresie tutejszych wakacji szkolnych.

cdn.

No comments:

Post a Comment

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails