Nazwa pochodzi od patrona Szkocji, świętego Andrzeja, którego szczątki miał tu wg legendy przywieźć święty Regulus (nie jestem pewna polskiej nazwy, po angielsku to St Rule).
St Andrews można opisać w trzech słowach: plaże, golf, uniwersytet; niekoniecznie w takiej kolejności. Położone na wschodnim wybrzeżu, dość blisko Edynburga, to miasteczko o bogatej historii. Znajduje się tu 18 (!) pól golfowych (w okolicznych wsiach i miasteczkach jest też
wiele pól, w sumie na niewielkiej przestrzeni jest ich 45!), w tym najstarsze na świecie, The Old Course. W golfa gra się w St Andrews już 600 lat! Mający bardzo majestatyczną nazwę the Royal and Ancient Golf Club (Królewski i Starożytny Klub Golfowy) to instytucja, która ustala reguły gry w golfa, obowiązujące wszystkie kluby na całym świecie.
Jak się można domyślać, ilość sklepów z ubraniami i akcesoriami do golfa też jest rekordowa.
Średniowieczny układ miasteczka przetrwał do dziś. Wiele zabytkowych budynków należy do uniwersytetu - trzeciego najstarszego w UK, i czwartego najlepszego pod względem akademickim (po Oksfordzie, Cambridge i Imperial College). Miasteczko jest całkowicie zdominowane przez graczy w golfa i studentów, a jednak bardzo szkockie, przynajmniej w letnich miesiącach, kiedy studenci są na wakacjach. Bo to, co nam się w Szkocji najbardziej podobało to...brak ludzi. Żyjemy w pięknym ale przeludnionym regionie UK, i ogromne, niemal niezamieszkane przestrzenie to luksus.
Piękne, piaszczyste plaże St Andrews i okolicznych malowniczych miasteczek rybackich (z malutkimi chatkami, niemal tak miniaturowymi jak na Złotej Uliczce w Pradze) mieliśmy właściwie na wyłączność! Raz na jakiś czas spotykaliśmy tubylców wyprowadzających psy, czasem zdarzyła się grupa piechurów. Nasz pies jest nad wyraz przyjacielski, i wszyscy sie natychmiast w nim zakochują, wdawaliśmy się więc w pogawędki z przygodnie spotkanymi ludźmi i mile zaskoczeni słyszeliśmy szkockie akcenty (tubylczy lub z innych części Szkocji). Co za kontrast z bardziej najechaną przez turystów (choć niezaprzeczalnie piękną) Kornwalią. Kiedy zabrałam Nicholasa do wspaniałego Akwarium w St Andrews, była w nim zaledwie garstka rodziców (szkockich, a jakże) z dziećmi. Rok temu, by dostać się do Akwarium w Newquay w Kornwalii, staliśmy w kolejce o długości iście pereelowskiej, a potem tłumy przybyłe z wielu miejsc UK przeszkadzały nam należycie podziwiać ryby i inne stworzenia morskie. W St Andrews Aquarium spędziliśmy miłe 2 godziny, z niezakłóconym dostępem do akwariów. Nie chcę nikogo zniechęcać do odwiedzenia Kornwalii, gdyż naprawdę jest to wyjątkowej urody zakątek, ale lepiej trzymać się tam z dala od niektórych popularnych kurortów, przynajmniej w okresie tutejszych wakacji szkolnych.
cdn.
No comments:
Post a Comment
Kłaniam się!