10/06/2010

Cookbook-oholics Anonymous

Może założymy wirtualną grupę wsparcia dla osób cierpiących na nałóg kupowania książek kucharskich? I kiedy ktoś z nas poczuje nieodpartą pokusę kupienia kolejnej, da sygnał, że jest w księgarni (ulicznej lub wirtualnej), a  pozostali zaczną ją (lub jego) bombardować emailami i wiadomościami fejsbukowymi: nie kupuj! odłóóóż! no już! grzeczna dziewczynka!
Bo na przykład tuż, tuż pojawi się nowa Nigella:
Kusić też będzie nowa Tessa:

I nowa Diana Henry:

Cookbookoholikom z zacięciem restauracyjnym grozi Rene Redzepi:

Syreni śpiew Hestona brzmi szczególnie głośno w moich uszach, bo mam świeżo w pamięci boskie programy TV,  którym towarzyszy ta książka:

A w tych przypadkach na interwencję już za późno:





16 comments:

  1. Jestem w tym klubie. Jeszcze nad tym jakoś panuję, ale resztkami sił;)

    ReplyDelete
  2. Ja się zapisuję. Niedługo będzie mi potrzebne takie wsparcie. Jak obejrzałam te okładki, to... Ile takie książki sprawiają radości. To jest uzależnienie.

    ReplyDelete
  3. Ja nie jestem w klubie Cookbookoholikow, ale wlasnie zamowilam jedna z Twojej listy. Heston's Fantastical Feasts dla mojego meza. U nas to on gotuje i jak kupuje ksiazki kucharskie to dla niego. :)

    ReplyDelete
  4. Delie, Lo,

    uroczyście przyznaję Wam odznakę:-) przynależności do Klubu Nałogowych Nabywców Książek Kucharskich.
    Delie. o ile dobrze pamiętam, to Ty raczej wolisz te książki czytać i przeglądać, niż z nich gotować? To tak jak ja:-) To najbardziej relaksująca lektura.

    Aniu,

    u nas też to męska połówka gotuje (przeważnie), a ja niby te książki to dla niego kupuję;-) ale z wielu on nawet nie skorzystał, za to ja się nimi delektuję.

    ReplyDelete
  5. Ja już dawno (czyli chyba dwa miesiące) żadnej książki nie kupiłam, chociaż nie jest to powód do dumy, bo raczej polega to na tym, że chwilowo zajęłam się czymś innym, niż dowód jakiejś mojej szczególnej silnej woli. A poza tym uważam, że taki nałóg jest jeszcze stosunkowo nieszkodliwy i lepiej traktować go raczej jako hobby :) A Hestona (szczególnie, bo nie tylko) sama bym chętnie nabyła.

    ReplyDelete
  6. Ja sie moze wtrace, niestety nie nadaje sie do klubu bo kupuje jedynie Gordona- mam za to WSZYSTKIE, rewelka :)
    pozdrawiam z Sheffield

    ReplyDelete
  7. A ja tam uważam że to zdecydowanie bezpieczny nałóg :)

    Więc zamiast grupy wsparcia nie-kupowanie książek kucharskich , polecam stworzenie takiej gdzie będziemy sobie doradzać którą kupić;)

    ReplyDelete
  8. Karolino,

    ah, the good old "I swap one addiction for another one", eh?:-) Swoją drogą, to temat do rozmyślań: kiedy dokładnie osiągasz ten etap, kiedy hobby przeradza się w obsesję czy nałóg?
    Ale książki kucharskie to jednak i tańszy i zdrowszy nałóg niż crack:-)

    Nicole,

    to było rzecz jasna napisane z przymrużeniem oka - wcale nie chcę się wyzwolić ze szpon nałogu;-), zresztą co jakiś czas polecam tu kolejne książki. Tylko jeszcze muszę wygrać na loterii, żeby kupić spbie wielki dom z wieloma półkami.

    Idenapiwo,

    dzięki wielkie za odwiedziny i pierwszy komentarz. Moje uczucia wobec Gordona są ambiwaletne - z jednej strony wiem, że przepisy są z reguły dobre, z drugiej strony tzw. całość mi nie odpowiada. Już wolę jego żonę:-)
    Ale na pewno ograniczenie się do jednego szefa kuchni to bardzo efektywne poskromienie nałogu:-)

    ReplyDelete
  9. Moim ogromnym nalogiem jest kupowanie ksiazek. Tylko, ze nie kucharskich... Jak nie kupie ksiazki przez jakis czas to sie robie nerwowa. :)

    Aniu, widze zmiane na blogu. Ladnie, tak angielsko. :)

    ReplyDelete
  10. Mam identycznie. Tylko gdzie je pomieścić? Część oddaję, ale z wieloma żal mi się rozstać...
    Dziękuję, Blogger ostatnio wprowadził nowości, co mnie zmotywowało do działania - inaczej pewnie bym się nie wysiliła.

    ReplyDelete
  11. Ja sobie kazalam baaardzo duzy regal zbudowac. :) I mam 3 metry szeroki i 3 metry wysoki regal na ksiazki. Jeszcze do tego ma 50 cm glebokosci, wiec jak sie zapelni to bede mogla drugi rzad ustawic. :)

    ReplyDelete
  12. Aniu, nie miałam czasu zajrzeć na Twój blog przez parę dni, a tu taka niespodzianka! :) Ja się piszę, już sama wiesz dlaczego, pisałyśmy o tym u mnie. Pozdrawiam! :)

    ReplyDelete
  13. Aniu, zgadza się - uwielbiam przeglądać, a gotować nie lubię;) Od dziecka:)
    PS Dziękuję za odznakę:)))

    ReplyDelete
  14. Zapisuję się do grupy wsparcia. Chciałem napisać, że od kiedy jestem gdzie aktualnie jestem nie kupiłem żadnej książki kucharskiej i duma mnie rozpiera. Mogę świecić przykładem. Kłamałbym jednak bo zaraz po myśli o dumie przypomniałem sobie o książce o serach, która dumnie pręży się na półce. Nałogowcy nie pamiętają o swoich przewinieniach, nadaję się na terapię... trzeba mnie będzie prywatnym samolotem do domu wieść coś czuję.
    ściskam
    PS Bardzo mi się u Ciebie teraz podoba

    ReplyDelete
  15. Mnie z cala pewnoscia by sie przydal taki 'bombardujacy' mnie mailowy lub smsowy serwis :) Powinnam chyba miec nie tylko zakaz wchodzenia do ksiegarni, ale i nawet zblizania sie do nich.

    ReplyDelete
  16. Nadrabiam zaległości i czytam Twoje notki, które gdzieś mi tam umknęły... choć to chyba błąd, tyle nowych książek mi tu podsunęłaś :)

    Zdecydowanie jestem za klubem, bo mój nałóg się coraz bardziej pogłębia... oj oj oj!

    ReplyDelete

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails