Wiosenne odrodzenie

Wysypał się dziś kosmetyczny róg obfitości. Pan listonosz miał  dla mnie rano dwie przesyłki: jedną małą i jedną dużą i dość ciężką. Obu się spodziewałam, ale nie znałam zawartości tej większej, otwierałam ją zatem z przyjemnym dreszczykiem. Jako beauty junkie odwiedzam wiele stron poświęconych urodzie - zaoszczędziłam setki funtów dzięki Make Up Alley, a niezrównanym pasjonatkom perfum z tamtejszego forum zapachowego zawdzięczam odkrycie niektórych niszowych perfum. Fora urodowe to niczym niekończące się pyjama party, tyle, że w gronie kobiet, z których wszystkie mają co najmniej takiego fioła, jeśli nie większego, na punkcie urody, co ja. Ze stron tutejszych odwiedzam m.in. Beauty Bible. Stronę założyły Jo Fairley i Sarah Stacey, obie z dużym doświadczeniem w zakresie przemysłu kosmetycznego i pielęgnacji urody. Są one też autorkami popularnych tutaj poradników. Nie są za to związane z żadną konkretną firmą kosmetyczną i oceniając produkty do makijażu i pielęgnacji oraz internetowe drogerie stosują wyśrubowane kryteria, mające gwarantować obiektywizm.
Przeczytałam na Beauty Bible ogłoszenie o naborze na testerki, zgłosiłam się i zostałam przyjęta! Sarah i Jo twierdzą, że będzie to największe tego typu przedsięwzięcie nie tylko w UK, ale i na świecie, a wyniki testów pomogą wielu kobietom wybrać najlepsze i właściwe dla nich kosmetyki. Moja paczka zawierała 10 produktów, każdy innej firmy, wszystkie dobrane pod kątem mojej cery, włosów i urodowych zwyczajów - wypełniłam szczegółowy kwestionariusz. Nie liczyłam, ale z całą pewnością ich wartość przekracza 250 funtów - warte wypełnienia kilku ankiet!
Szczególną radość sprawił mi ujędrniający krem do ciała Organic Pharmacy, i to nie tylko dlatego, że gdybym sama musiała wyłożyć 150(!) funtów, nigdy bym sobie na tak luksusowy kosmetyk nie mogła pozwolić. Znam tę firmę od dawna, bo, jak wiecie, używam do pielęgnacji głównie produkty organiczne. Kiedyś kupiłam w ich sklepie na Kensington High Street (jedna z moich ulubionych ulic zakupowych w Londynie) olejek nawilżający do włosów i byłam zadowolona, jednak od lat ich znakomitej jakości kosmetyki były poza moim zasięgiem. Za tę cenę spodziewam się ud niczym karraryjski marmur (ale bez żyłek).

Inne kosmetyki, których używanie z pewnością sprawi mi przyjemność, to odżywka do rzęs Elizabeth Arden oraz róż Clarinsa (udało im się nawet trafić we właściwy odcień) w kremie, który przeznaczony jest do policzków, ust i oczu (Multi-Blush). Dostałam też serum do twarzy tej samej marki (tylko te dwie rzeczy były od jednego producenta) i jestem bardzo ciekawa, jak się sprawdzi.
W małej paczuszce przybył do mnie lakier do paznokci z wiosenno-letniej kolekcji Revlona. Dostałam go dzięki uprzejmości magazynu Grazia - jest to po prostu reklama nowej kolekcji makijażu Revlona pod nazwą Paradise is Waiting, w której występuje piękna Jessica Biel. Jest o niej (kolekcji, nie Jessice) głośno, bo jest to pierwsza stworzona dla Revlona przez legendarną makijażystkę Gucci Westman. Bardzo ucieszyłam się z lakieru, gdyż pastelowe paznokcie to obecnie największy trend urodowy w UK - ale o tym napiszę osobno. Widziałam ten lakier i błyszczyk już w kilku magazynach modowych - a teraz nie muszę kupować kompletu, tylko sam błyszczyk, choć najpierw muszę go przetestować w drogerii - podobno na ustach prezentuje się bardzo subtelnie, z b. niewielką dozą koloru.