Tytuł filmu skojarzył mi się z moją prywatną "edukacją". Codziennie uczymy się czegoś nowego, to prawda, ale oprócz tych przypadkowych często nowinek jestem teraz zaabsorbowana studiowaniem z jednej strony historii kuchni angielskiej, a z drugiej - praktyczną nauką gotowania. Prowadzenie własnego bloga otworzyło przede mną świat kulinarnych blogów z całego świata, co widać zresztą na lewym pasku, i choć wiele z nich to wyższa szkoła jazdy, zainspirowały mnie, by zacząć gotować (no dobrze, pozazdrościłam trochę blogowym diwom). Ponieważ mój mąż świetnie gotuje (niestety mało prawdopodobne, żeby znalazł czas i chęć, by się tym chwalić na własnym blogu), nie miałam motywacji, by samej to robić. Jednak w ciągu ostatniego tygodnia podjęłam się nauczyć kilku prostych potraw - i jak postanowiłam, tak uczyniłam. Mam, jak już wspominałam, dużą kolekcję książek kucharskich, moja "edukacja" będzie zatem pretekstem do tego, by zrecenzować tutaj kolejne książki z kolekcji.
Jamie Oliver toczy, jak wiadomo, współczesną krucjatę, by Brytyjczycy, rozpieszczeni przez gotowe dania i jedzenie na wynos, wrócili do gotowania z podstawowych składników. Przy okazji, te osoby, które z przerażeniem oglądały sceny ze szkół, gdzie dzieci jadły wyłącznie junk food, chcę pocieszyć, że to tylko mały wycinek rzeczywistości - nie ma co biadolić jacy to Brytyjczycy są kulinarnie zacofani. Wiem, że się powtarzam, ale powiem raz jeszcze - UK to kraj (czy raczej 4 kraje) dużo bardziej społecznie i regionalnie podzielony, niż Polska (choć i w Pl mamy podział na tzw. Polskę A i B), i szkoły pokazane w TV (oraz ci bezmyślni, skretyniali rodzice) zostały specjalnie wybrane, bo najbardziej potrzebowały tej pomocy dzieci z nizin społecznych z północnej części Anglii (dużo biedniejszej niż Południe). U nas w Hampshire na przykład od dawna jest zakaz ustawiania automatów ze słodyczami w szkołach, dzieci dostają do picia wodę lub mleko a jedzenie jest gotowane na miejscu, albo zamawiane u firm cateringowych w wyniku ostrego przetargu, wygrywają te, które oferują najzdrowsze jedzenie. Sama próbowałam takiego lunchu (tak, szkoła nawet daje rodzicom darmowy lunch, by wiedzieli, co ich dziecko będzie jadło) i świeżych, upieczonych wczesnym rankiem bułeczek, i były naprawdę dobre. Za lunche się płaci, ale codziennie też każde dziecko dostaje na koszt państwa tzw. zdrową przekąskę (healthy snack): zwykle są to pokrojone kawałki różnych owoców i warzyw.
Swą edukację zaczęłam zatem od książki Jamiego, Ministry of Food.
Książka jest podręcznikiem gotowania i zawiera przepisy na najbardziej tu popularne potrawy: spaghetti bolognese, curry, Sunday Roast, lasagne czy chilli con carne. Nie znajdziemy tu nic wymyślnego i trudnego, jest to zatem pozycja idealna dla kuchennych żółtodziobów. W tym tygodniu przyrządziłam chilli oraz spag bol (tak się tu skraca spaghetti bolognese) i nie tylko się udały, ale były dobre - następnym razem będę wiedziała tylko, że muszę dodać więcej chilli do chilli- lubimy bardziej pikantnie.
Polecam bardzo tym stawiającym pierwsze kroki w kuchni.
Jak ja lubię Twoje opowieści. To takie przenoszenie się w inny świat.
ReplyDeleteBardzo mi miło. Pozdrawiam ciepło na przekór zimnu za oknem.
ReplyDelete