Korzystając z okazji, dyskretnie obserwowałam ubrania i dodatki mieszkanek stolicy i turystek, i oto, co zarejestrowałam: przede wszystkim kozaki i botki. W zasadzie, jeśli chodzi o obuwie, były tylko dwa rodzaje: kozaki lub balerinki. Praktycznie nie widziałam pantofli. Jeśli chodzi o kozaki, dominowały albo supermodne długie, sięgające poza kolano kozaki czarne, brązowe lub szare, albo nie mniej modne typowe tzw biker boots, czyli "kozaki motocyklistki", często nabijane ćwiekami i z licznymi klamrami.Poza tym widziałam wciąż dużo leggingsów i jeggingsów (czyli bardzo obcisłych dżinsowych leggingsów). Jedna młoda pasażerka metra miała śliczną torebkę z jasnej skóry haftowaną w malutkie łosie - nie mam pojęcia, o jaką markę może chodzić, ale postaram się wyśledzić jej pochodzenie.
Na zakupy w najmłodszej i największej londyńskiej galerii handlowej Westfield, do której zamierzałam się wybrać, nie starczyło czasu, ale galeria nie zając, nie ucieknie.
A wracając do kozaków - z zainteresowaniem odkryłam, że Scholl, marka znana z ortopedycznego i wygodnego, lecz niepodążającego za modą obuwia, preferowanego przez osoby w "jesieni życia", stara się odkurzyć ten wizerunek i w tym sezonie proponuje te oto, bardzo trendy, botki. Zapewne niezwykle wygodne buty mają tylko jedną wadę - wysoką cenę, kosztują bowiem prawie 400 funtów. Kolekcję tę (jest więcej różnych modeli) zaprojektował Diego Dolcini, który wcześniej współpracował m. in. z Tomem Fordem i Dolce & Gabbana.

No comments:
Post a Comment
Kłaniam się!