18/10/2010

Online is the only way to go

Jak widać po ostatnim poście, mam co najmniej miesiąc poślizgu, jeśli chodzi o wpisy nt. różnych wydarzeń, i dziś także post nadganiający. Nie mogę nie napisać o tym, że wrzesień okazał się w UK miesiącem butów i miesiącem kolejnych triumfów e-commerce. Najpierw o zakupach w internecie. Asos, obecnie 2-3 firma w dziedzinie mody masowej w UK (po New Look i Next), mimo, że w odróżnieniu od tych dwóch rywali, nie ma ani jednego ulicznego sklepu i sprzedaje wyłącznie online*, świętowała 10- lecie. Odkryłam ten sklep już dawno - mogę się pochwalić, że pierwsze zakupy zrobiłam tam już w 2001 r. Na początku był to malutki sklepik z kilkoma rzeczami na krzyż, pod nazwą As Seen On Screen, mający sprzedawać wyłącznie ubrania i dodatki "widziane na ekranie", a więc z popularnych filmów i seriali - tak tam trafiłam, bo chciałam się dowiedzieć, czyjej firmy była skórzana camelowa kurtka, którą miała na sobie Jennifer Aniston w kilku odcinkach Przyjaciół. Założył firmę typowy przedstawiciel angielskiej uprzywilejowanej wyższej klasy średniej (wielu z nich zajmuje się modą), absolwent ekskluzywnej prywatnej szkoły, do której chodzili niemal wszyscy koledzy mojego męża - ich przyjaźnie przetrwały od czasów szkolnych, a za sprawą jednej osoby, która nas "wprowadziła", i my staliśmy się częścią tego kółka znajomych (wczoraj byliśmy na ostatnim w tym roku grillu). Wracając do Asos - obecnie to gigant, z 2.9 miliona zarejestrowanych użytkowników, mający w ofercie 37 000 towarów 800 marek (ubrania, z których mniej więcej połowa jest projektowana i produkowana dla Asos i sprzedawana z ich własną metką, dodatki, kosmetyki) - co tydzień pojawia się 1 500 nowych produktów, a każdy z nich musi być sfotografowany (wiele jest też filmowanych) i wrzucony na stronę. Zamówienia realizowane są w olbrzymim centrum dystrybucyjnym na południu Anglii, które jednak już jest za małe i firma niedługo przeniesie je na północ, do Yorkshire. Francuski i niemiecki Asos mają ruszyć w tym miesiącu.
Asos sprzedaje wiele marek sieciowych (np. Mango), ale kilka postawiło jednak na samodzielną sprzedaż wyłącznie przez własne strony - od dawna robi to Topshop (mający jedną z najlepszych stron), i giganty czyli Next (znacznie gorsze shopping experience) i New Look (marka wybitnie masowa), a we wrześniu do tego grona dołączyły H&M, Zara, GAP i Banana Republic (te dwie ostatnie marki należą do tej samej firmy i mają wspólną stronę i sklep online) oraz także amerykański Land's End. Zara przoduje w sektorze zwanym fast fashion (analogia do fast food) - bardzo szybko dostarcza kopie ubrań i dodatków z wybiegu na rynek masowy,  i ten nowy towar ląduje w sklepach równie błyskawicznie: mówimy tu o nowym towarze co tydzień, a nie co sezon - w sklepie online jest znamienna kategoria: New This Week, co może być problemem w handlu online, gdzie z oczywistych względów liczba zwrotów jest wyższa, niż w sklepach - a prawnie tutejsze firmy muszą taki zwrot przyjąć i zwrócić pieniądze lub wymienić towar w ciągu 28 dni od zakupu - zaś w ciągu 7 dni klient może w ogóle rozmyślić się i skasować zamówienie, nawet, jeśli towar został już wysłany.
Ale Zara po prostu nie ma wyjścia - nawet firmy luksusowe wiedzą, że bez internetowej sprzedaży nie ma przyszłości, i np. Ralph Lauren także zaczął sprzedaż online w UK tej jesieni.
Nie ostało się już w UK właściwie firmy, szczególnie masowej, która ogranicza się do sklepów ulicznych.
Niedawno unowocześniła także swój sklep online rewelacyjna japońska firma Uniqlo - od miesięcy kupuję prawie wyłącznie u nich, ale o tym, i o obuwniczej nirwanie, gdy cdn.


Peleryna Alexander Wang

I wersja Zary

*Kolejny dowód na to, jak chętnie i jak dużo Brytyjczycy kupują online. Jednak żeby tak było także w Pl, sklepy polskie muszą zacząć oferować podobny poziom - darmową wysyłkę, darmowe i bez wdawania się w dyskusję o przyczynie zwroty (tzw. no quibble guarantee), łatwe i bezpieczne płatności (kartą lub PayPalem, a nie przelewem), zniżki, promocyjne kody itd.itp. Z tym chyba jednak przyjdzie poczekać na większą konsumpcję - w UK tzw. stock turnover jest nieporównanie szybszy - ludzie po prostu kupują częściej i więcej ubrań i akcesoriów, stąd też 1 500 nowych linii w Asos co tydzień.

5 comments:

  1. Ja się w zasadzie totalnie z barku czasu przerzuciłam na zakupy online. książki, ubrania - wszystko w w sieci. Kocham ten wynalazek!

    ReplyDelete
  2. Oj tak, Internet najlepszym przyjacielem matki pracującej:-)

    ReplyDelete
  3. Też bym tak chciała. Bezproblemowe zakupy przez internet. Na razie praktykuję dwa razy do roku duże zakupy w czasie wyjazdów. Wtedy całodzienne chodzenie po sklepach nie męczy mnie (może trochę, ale tak przyjemnie).

    ReplyDelete
  4. Sprzedaż za pomocą internetu to przyszłość. Sama ciągle rozważam otworzenie własnego biznesu w sieci... i mogę też stwierdzić, że jest ze sprzedażą w polskim necie coraz lepiej. Coraz więcej sklepów oferuje płatność kartą, coraz więcej sklepów oferuje atrakcyjne koszty przesyłki. A obowiązek przyjęcia z powrotem zamówionego towaru też mają - bez marudzenia - tylko u nas na to jest 10 dni.

    Ja sama tak często jak to możliwe robię zakupy przez internet. I wielu moich znajomych też. Chociaż z ubraniami to ja jeszcze tak ostrożnie... spodni to na bank jeszcze długo w sklepie internetowym nie kupię :(

    ReplyDelete
  5. Lo,

    choć będąc w domu, kupuję niemal wyłącznie online, za granicą lubię właśnie takie łażenie po sklepach. Co jest ciekawe, nawet w sklepach sieciowych międzynarodówek często znajduję rarytasy, których u nas nie ma - i to daje duże poczucie satysfakcji:-)

    Amarantko,

    załóż, a chętnie zostanę Twoją klientką:-) Czasem kupuję w polskich sklepach online, i widzę poprawę, ale np. tak duże firmy jak Reserved czy Solar nadal nie prowadzą sprzedaży przez internet:-( Mam nadzieję, że wkrótce się obudzą;-)

    ReplyDelete

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails