Michelle Obama ma szansę by stać się pierwszą First Lady, której wpływ na modę i styl w Ameryce będzie równie duży, jaki swego czasu wywierała legendarna Jackie Kennedy. Wprawdzie Michelle nie interesuje się modą w takim stopniu, jak Jackie (dla której moda a także wystrój wnętrz były życiową pasją), ale już widać, że ma instynktowne wyczucie stylu, i wie, w czym jej dobrze. Jej atuty to wysoki wzrost i pięknie wyrzeźbione ramiona, na opisy których już ścięto niejeden las. Dlatego Michelle wybiera fasony, które eksponują zarówno długie nogi, jak i odsłaniają ramiona, a przy tym maskują biodra, które, jak sama przyznaje, są jej słabym punktem.
Michelle często pojawia się w prostych sukienkach bez rękawów (zwane po ang. shift dress), lub sutych spódnicach, ściągniętych w talii i maskujących biodra. Jako Afro-Amerykanka, może pozwolić sobie na soczyste kolory - pistacjową zieleń czy fuksję, słoneczną żółć i szkarłat.
Michelle przeszła zwycięsko prawdziwy chrzest bojowy, jakim dla każdej żony prezydenta czy premiera jest zmierzenie się z Carlą Bruni - Sarkozy. Niewiele żon może wpisać do CV "była supermodelka" ani też mieszka w kraju, gdzie haute couture to narodowa chluba, i gdzie siedziby swe mają największe domy mody (Carlę Bruni głównie ubiera Dior). Dzięki swej karierze na świeczniku mody Carla ma też garderobę pełną bezcennych skarbów vintage. A jednak Michelle nie wyglądała przy niej jak uboga krewna, co się zdarzyło już innym (biedna Sarah Brown) lecz bardzo chic.
It is official: Michelle is already a fashion icon.
No comments:
Post a Comment
Kłaniam się!