Nieprzyzwoicie wręcz entuzjazmuję się Spotify. To taki program, który pozwala słuchać muzyki za darmo, z milionami albumów na wyciągnięcie myszy, właściwie nowe wcielenie Napstera - BTW, kto jeszcze pamięta Napstera, niegdyś tak znaną markę?
Trzeba w zamian słuchać reklam, ale na szczęście nie co chwila i na krótko. Można też zapłacić i nie mieć reklam.
Doświadczyłam na własnej skórze niedawno zdefiniowanego fenomenu zwanego Spotify effect- w konfrontacji z tak ogromnym wyborem ludzie nagle zapominają nazw swoich ulubionych zespołów/artystów i tytuły piosenek.
Po jakimś czasie otrząsnęłam się jednak i rzuciłam się szukać 'moich' piosenek - i tak po raz enty słucham She works hard for the money Donny Summer oraz Good luck Basement Jaxx - piosenki, którą zilustrowano ostatnie sceny w ostatnim odcinku ostatniej serii Sex and the City, kiedy Carrie i Big wreszcie są znów razem - and good luck to them...Obie umieściłabym na ścieżce dźwiękowej mojego życia.
Żeby jednak nie było, że tylko słucham tego, co już znam (pod względem muzyki i filmów cierpię w coraz większym stopniu na syndrom inżyniera Mamonia - objaw starzenia się), odkryłam, pod wpływem artykułu w Sunday Times, nową artystkę - Melody Gardot. Jestem zachwycona. Przypomina Dianę Krall i Norah Jones, ale jest wystarczająco inna, by brzmieć świeżo.
Kiedy miała 19 lat, Melody miała bardzo ciężki wypadek - kierowca samochodu, który zignorował czerwone światło, staranował ją i jej rower.
Melody była tak połamana, że spędziła rok w szpitalu, i po wstaniu z łóżka musiała od nowa uczyć się chodzić i do dziś (ma teraz 25 lat) musi uczestniczyć w różnych rodzajach terapii. Przed wypadkiem grała na pianinie, i gdy ktoś zasugerował terapię muzyczną kiedy leżała w szpitalu, Melody nauczyła się grać na gitarze leżąc na plecach.
Ten ból jest w jej piosenkach, ale jest w nich też wola życia, miłość, liryzm.
No comments:
Post a Comment
Kłaniam się!