07/03/2011

Z cyklu Listy: 5 filmów, które się pamięta...

...po wyjściu z kina/obejrzeniu DVD.
"Cieszmy się tegorocznymi lauretami Oskarów, póki możemy" - pisze w Sunday Times korespondent tej gazety z Hollywood, w artykule pod tytułem We're outta here. This is no place for grown - ups (Spadamy. To nie jest miejsce dla dorosłych ludzi) - "bo wszystkie amerykańskie filmy, oprócz kilku cennych wyjątków, to śmieci". Powód? Wytwórnie podlizują się pryszczatym nastolatkom, za nic sobie mając dorosłą, spragnioną mądrych historii widownię, ignorując przy tym takie oczywistości jak to, że Zachód się starzeje, i to ludzie po 50. mają najwięcej pieniędzy. Trzydziesto - i czterdziestolatki masowo "spadają", czyli porzucają kino na rzecz TV, bo na palcach jednej ręki można policzyć filmy, które dorównałyby Rodzinie Soprano (The Sopranos) czy The Wire, jeśli chodzi o moralną złożoność czy głębię socjologicznych obserwacji, albo równie wnikliwie pokazałyby zmiany, jakie w latach 60. nastąpiły w obyczajowości i relacjach w rodzinie i między płciami, co Mad Men. Nawet bardziej masowe, płytsze seriale, jak House, Lost czy duński Forbrydelsen (jesteśmy na 14. odcinku, to jest naprawdę świetny serial) nie obrażają inteligencji widzów. Bo w tym niestety leży sedno upadku amerykańskiego kina: przeciętny hollywoodzki film kosztuje duże pieniądze, a producenci uważają, że znakomita większość ludzi to the great unwashed, czyli hołota, która na film ambitny zareaguje niczym Kadafi na słowa rozsądku. Owo przekonanie, że nie warto podejmować ryzyka finansowego, związanego z wyprodukowaniem filmu, na który "hołota" nie pójdzie, to hollywoodzki absolut.
Przyszłość kinomana nie przedstawia się więc różowo, w dzisiejszym poście sięgam zatem do przeszłości i polecam Wam kilka trochę starszych filmów, na które warto poświęcić wieczór. Filmy te są bardzo różne, ale łączy je jedno: nie zapomina się o nich wraz z "listą płac" (napisami końcowymi). Wciąż je pamiętam, w odróżnieniu od wielu blockbusters. Łączy je też to, że żaden (z wyjątkiem ostatniego) nie ma happy - endu - dlatego są znacznie bliższe prawdy o ludzkich doświadczeniach.
1. The Barbarian Invasions (Inwazje Barbarzyńców), francuskojęzyczny film kanadyjski. Jeśli podobał się Wam film Big Fish Tima Burtona, nie jest możliwe, by ten Was rozczarował. Film, który podejmuje tak trudne tematy, jak śmierć, bez ckliwości, często inteligentnie dowcipny, wzruszający i mądry.


2. House of Sand and Fog (Dom z piasku i mgły) - dowód, że mały budżet i reżyser - debiutant nie skazują filmu na porażkę. Film wielowarstwowy, o relacjach międzyludzkich w rodzinie i większej społeczności, o uprzedzeniach rasowych i kulturowych, o współczesnym wyobcowaniu. Świetne role Bena Kingsley i ślicznej Jennifer Connelly.
3. Agora. Film łączący dwie moje pasje: starożytność i historię kobiet. Główna bohaterka, którą gra Rachel Weisz, Hypatia, to w dodatku prawdziwa postać, choć niestety niewiele o niej wiadomo. To film także o uprzedzeniach, nietolerancji i ignoracji, o tym, jak religię wykorzystywano do niewolenia kobiet, oraz o potędze wiedzy.
4. Body of Lies (W sieci kłamstw). Najbardziej chyba  komercyjny z polecanych tu filmów, o bardzo wartkiej akcji. Reżyserowany przez Ridleya Scotta, z jego pupilkiem, czyli Russellem Crowe, w roli drugoplanowej, film pokazuje dwa punkty widzenia na wojnę z terroryzmem - amerykański i arabski, moim zdaniem dość obiektywnie. Przedstawia on przy tym ciekawe podejście do tematu często poruszanego w filmach o szpiegach i agentach: komu można ufać? Kto kłamie, kto mówi prawdę? Świetne role Leonarda di Caprio, a także utalentowanego Anglika, Marka Strong.

5. Kitchen Stories (Historie kuchenne). Kameralny norweski film, "cudownie dziwaczny", jak napisano na okładce DVD. Pełen subtelnego humoru i typowo skandynawskiej powściągliwości, film ten jest niczym kubek gorącej Earl Grey po spacerze w zimne, szare popołudnie.

16 comments:

  1. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  2. Kaeri,

    bardzo serdecznie dziękuję, zaraz "odbiorę":-)

    ReplyDelete
  3. Kocham, po prostu kocham Historie kuchenne!!! ja jestem w ogóle wielką fanką kina skandynawskiego, ale nie wiem czy moje zainteresowanie tym kinem nie zaczęło się właśnie od Historii...

    ReplyDelete
  4. Od Delie mnie tu przywiało :)
    "Inwazję Barbarzyńców" lubię bardzo. Właśnie za ten brak ckliwości przy jednoczesnym poruszeniu tematu umierania.
    A "Historie kuchenne" to jeden z moich najulubieńszych ciepło-zimnych filmów :)

    ReplyDelete
  5. Znam tylko Historie kuchenne. Lubię:)

    ReplyDelete
  6. Nie widziałam pierwszego filmu. Koniecznie do nadrobienia.

    I mnie też bardzo podobała się "Agora". Od czasów, o których opowiada zmieniło się wszystko i ...nic.

    ReplyDelete
  7. Oups, mam sporo zaleglosci! Widzialam tylko Les invasions barbares. Jesli jestescie w stanie, obejrzyjcie choc kawaleczek w wersji oryginalnej dla akcentu Quebekczykow ;))

    ReplyDelete
  8. Natomiast ja znam (póki co) jedynie "Dom z piasku i mgły" oraz "Agorę". Oba faktycznie trudne do zapomnienia i warte obejrzenia. Nawet bardzo. Zresztą, do Hypatii zawsze miałam słabość. :) Tak, jak do Aspazji, Ksantypy, Safony... I ich nowożytnych "koleżanek" [czyli wybitnych kobiet, o których dziś niewiele wiadomo]

    ReplyDelete
  9. Agora do nadrobienia i Historie Kuchenne od dawna na liście "do obejrzenia". Pozostałe bardzo lubię! Książkę "One day" polecam gorąco! W lipcu ma być premiera filmu.

    ReplyDelete
  10. Aniu, dzięki za josie maran - przy okazji "szukaj" trafiłam. Zamierzam pójść też do Sephory i się zaopatrzyć. Mogę Ci kupić jeśli chcesz coś konkretnego.

    ReplyDelete
  11. Historie kuchenne - jak zresztą większość kina skandynawskiego - uwielbiam. Agora - chyba w moim top by się nie znalazła, ale film dobrze pamiętam i faktycznie mnie wciągnął...
    Zaintrygował mnie pierwszy tytuł - The Barbarian Invasions - bo Big Fish jest jednym z moich ulubionych filmów, więc koniecznie musze i ten film obejrzeć :)

    ReplyDelete
  12. Kemotko,

    dziękuję za komentarz, widzę, że jest nas - fanek takiego kina, całkiem dużo:-)

    Yba,

    witaj, dziękuję za komentarz:-)

    Kasiu,

    tak, i w XXI wieku wciąż jest zbyt dużo dyskryminacji i uprzedzeń, to prawda.

    Miss_Coco,

    dziękuję za komentarz, niestety nie znam francuskiego. Ale kultura Quebecu bardzo mnie ciekawi, może kiedyś uda mi się tam pojechać.

    Wiedźmo,

    uwielbiam książki o historycznych postaciach, szczególnie kobietach, jako że "historię pisali mężczyźni", najczęściej pomijanych. Polecam książkę The Weaker Vessel Antonii Fraser (chyba nie ma po polsku).

    Hazel,

    dzięki jeszcze raz za polecenie, kliknęłam i One Day powinien wkrótce do mnie dotrzeć:-)

    Delie,

    jest w polskiej Sephorze? Jeśli tak, to faktycznie mogę w przyszłości zapukać do Ciebie po prośbie na @:-)

    Amarantko,

    to niekoniecznie moi najwięksi faworyci, raczej lista filmów, które subiektywnie uznałam za godne polecenia, bo mniej znane:-)
    Skoro lubisz Big Fish, zdziwiłabym się, gdyby Inwazje... Ci się nie spodobały.

    ReplyDelete
  13. Na szczescie zawsze zostaje nam kino europejskie (chociazby wspomniane przez Ciebie "Historie Kuchenne") i tworcy tacy jak Michael Haneke i Jacques Audiard, dzieki ktorym kino bedzie nas cieszyc do konca swiata i o jeden dzien dluzej. Bardziej, niz najlepsze seriale :)

    ReplyDelete
  14. znam dwa z opisanych przez Ciebie filmów i chętnie sięgnę po pozostałe. w Polce też cierpimy na niedobór dobrego kina, polskie produkcje coraz bardziej się amerykanizują, niestety w tym złym znaczeniu...

    ReplyDelete
  15. Aniu, nie ma w polskiej, ale na pewno jest w nowojorskiej:) Będę tam:)

    ReplyDelete
  16. Delie,

    no właśnie myślałam, że JM jest tylko w amerykańskiej.
    Zazdroszczę buszowania po nowojorskiej Sephorze:-)

    ReplyDelete

Kłaniam się!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails